Czy mówi Państwu coś nazwisko Tobiasza Bocheńskiego? Pewnie niewiele, ale cóż, normalka. Bocheński to odchodzący ze stanowiska wojewoda mazowiecki, a, na Boga, kto w Polsce kojarzy wojewodów? Łącznie z naszym, rodzimym, małopolskim…
Lecz pomimo tych wszystkich zastrzeżeń nazwisko Tobiasza Bocheńskiego zaczyna się do powszechnej świadomości przebijać. Na razie w kontekście spraw warszawskich (czyli nadchodzących wyborów samorządowych, w tym na prezydenta stolicy), ale - kto wie, co będzie dalej. W starciu z wodzem lemingów Rafałem Trzaskowskim nie daję panu Bocheńskiemu większych szans, jednak – co udowodnił śp. prof. Lech Kaczyński – przez walkę o prezydenturę Warszawy wiedzie droga do najważniejszego w kraju pałacu, przy Krakowskim Przedmieściu 46/48.
Pewne jest, że PiS chcąc wrócić do władzy musi przede wszystkim zmienić swój wizerunek, a Tobiasz Bocheński daje na to szansę. W sile wieku, poważny, sprawiający wrażenie solidnego, o reprezentacyjnej aparycji, bije na łeb swego krzywo uśmiechniętego najbliższego(?) przeciwnika po „tamtej stronie”. Nie obciążony tymi wszystkimi Polskimi Ładami, szczepionkowym obłędem, piątką dla zwierząt i czego tam jeszcze po drodze PiS nie wymyślił. Do tego elokwentny, jak na standardy swej partii wyluzowany, doskonale czujący się podczas medialnych występów, dalece odbiega od wielu kolegów partyjnych wciąż wysyłanych do owych mediów przez swą formację. Nomina sunt odiosa – jak uczyli starożytni
Rzymianie: nazwiska pomińmy – ale przecież zna je chyba każdy, nie tylko platformersi. Tobiasz, ach Tobiasz, ach powiedz skąd ty to masz – chciałoby się sparafrazować przebój Ludwika Sempolińskiego, słynny „za pierwszej sanacji” (a więc należący do hołubionego przez PiS konserwatywnego, klasycznego zasobu kulturowego).
A tak pro domo sua. Czy te nieszczęsne i pochwalone tu (na wyrost?) pisiory mają już kandydata na prezydenta Krakowa? Czy też - jak zawsze - za parę miesięcy zaczną łapankę na naiwniaka, który w ich imieniu kolejny raz to głosowanie na nasze nieszczęście przerżnie?
