Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W cztery oczy o "ogórku" [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Redakcja
Z Janem Lalikiem, który jeździ autobusem zwanym popularnie "ogórkiem", rozmawia Piotr Rąpalski. Zaglądamy też do wnętrza tego kultowego pojazdu - jak wygląda w środku?

Od kiedy Pan jeździ w MPK?
Po wojsku najpierw jeździłem dwa lata ciężarówkami. W 1978 roku przeszedłem na autobusy. Takie właśnie jak ten "ogórki".

W wojsku gdzie Pan służył?
W wojskowej służbie wewnętrznej. Jako kierowca.

To generałów Pan woził?
Pułkowników. Była ostra dyscyplina. Ale przyzwyczaiłem się do munduru i punktualności, co pomogło mi później w MPK.

Ciężko było przestawić się z ciężarówek na wożenie pasażerów?

Było trochę stresu, bo nagle "na pace" miałem kilkudziesięciu ludzi, a nie towar. Co więcej, byłem wtedy najmłodszym kierowcą. Miałem 21 lat.

No to pewno rozglądał się Pan za pasażerkami?

Tak ustawiałem lusterka, żeby widzieć nie tylko drogę, ale ładne kolanka też. (śmiech)

Kolanka?
Wtedy kobiety tyle nie odsłaniały co dziś. (śmiech)

Jak się w latach 70. jeździło po Krakowie?
Ruch był mniejszy, więc korki nie doskwierały. A nie mieliśmy buspasów jak dziś. Za to napełnienie autobusów było większe. W ogórku miejsc siedzących było 56, ale każdy centymetr podłogi był zajęty. Na przykład na linii do kombinatu, gdzie pracowały dziesiątki tysięcy robotników. Wisiały choinki na tylnych drzwiach...

Choinki?
Jeździło się na otwartych tylnych drzwiach. Pasażerowie trzymali się poręczy w środku, ale wystawali na zewnątrz. Czasem też opierali nogę o tylni zderzak. Pamiętam pasażera, który specjalnie wsiadał jako ostatni, aby wisieć na choince. Tak mu się to podobało. Jeździli tak, bo milicja nie dawała za to kary.

A dostał Pan kiedyś mandat?
Nigdy. Ani jednego punktu karnego nie mam. Ani za jazdę autobusem, ani prywatnym wozem. Za komuny miałem parę stłuczek. Kiedyś zarzuciło mnie przegubowcem na zakręcie. Ale wtedy punktów karnych nie dawali.

Po tylu latach nie kusi przesiąść się na tramwaj?

Nie. Cenię niezależność, a tramwajem trzeba jechać po szynach. (śmiech)

Wtedy kontrolerzy wlepiali wysokie kary?

Myślę, że teraz są wyższe. 240 zł to sporo. Wtedy kontrolerzy byli umundurowani. Na przystanku tylko chowali czapkę pod mundur i ubierali po wejściu do pojazdu.

I kasowników nie mogli zablokować jak dziś.
No nie. Pierwsze kasowniki były takie na dźwignie. Często kradziono z nich plastikowe nasadki, gałki. Łączono je sznurkiem i robiono kliklaki. Kręciło się takim czymś w ręce, gałki tłukły się o siebie i była frajda. Później pojawiły się kasowniki robiące dziurki. Bywało, że gapowicze jeździli z plikiem już skasowanych biletów. Odbijali sobie wzór na karteczce i szukali gotowca.

Zawsze trzeba było w takim grubym mundurze jeździć?
Nie. Tylko w zimie. Ale taka marynarka usztywniała ruchy. Ciężej było kręcić kierownicą. Teraz mamy sweterki.

Ale ta kierownica wielka.
Spora. Dziś są mniejsze. Wtedy miałem niezły biceps, a nie musiałem chodzić na siłownię (śmiech) Kobiety, które dziś jeżdżą w MPK, mogłyby wtedy mieć problem. Sprzęgło też ciężko chodziło. Teraz automatyka, klimatyzacja. Wtedy w zimie, aby się ogrzać podnosiliśmy maski "na cegłę".

Słucham?
Podnosiło się klapę od silnika, która była w środku. Podkładałem cegłę i ciepłe powietrze stamtąd grzało. Tylko żona się żaliła jak wracałem, że śmierdzę ropą. (śmiech)

Stan wojenny zaskoczył Pana w trakcie kursu?
Nie. Czekaliśmy na rondzie Matecznego, żeby odwieźć pracowników do domów. Przejechała wojskowa sanitarka na sygnale. Myśleliśmy, że coś się stało w jednostce wojskowej. A tu stan wojenny.

Jeździliście wtedy?

Tak, ale ze specjalnymi przepustkami. Po 22 były kontrole. Trudniej się jeździło, bo ciągle przejeżdżały wojskowe kolumny, a na ulicach stały czołgi i wozy bojowe.

O czym ludzie rozmawiali w autobusie?
O tym, co w sklepach można kupić, a czego nie. O pracy. Jak pojawiła się Solidarność, to o niej. Ale uważali, bo sporo było tajniaków. A wiadomo "na władzę nie poradzę". Kiedyś było tak, że przed świętami pasażerowie składali nam życzenie wysiadając. Teraz tego już niestety nie ma, mimo że święta mamy bogatsze.

Dlaczego autobusy w PRL były czerwone?

(śmiech) Bo kraj był czerwony. Na 1 maja jeździliśmy w czerwonych krawatach, choć nie było to przymusowe. Teraz autobusy niebieskie. Bardziej ludzki kolor.

Gdzie na wakacje?
Zostaję w Krakowie, bo mam ślub syna. Będzie 200 gości, czyli z 400 flaszek. (śmiech)

***

Jan Lali

Pracuje w zajezdni Wola Duchacka. Od 34 lat wozi pasażerów autobusami po Krakowie. Ksywka "Prezes", bo zawsze jest pod krawatem.

Damy Ci więcej!Zarejestruj się!

Nagroda dla policjanta, który uratował życie kierowcy w Niemczech Przeczytaj!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska