WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
Najwięcej po zremisowanym 2:2 meczu z Arką Gdynia mówi się o sędziowaniu i sytuacji z drugiej połowy, gdy prowadzący zawody Sebastian Jarzębak nie wyrzucił z boiska Martina Dobrotki po faulu na wychodzącym na czystą pozycję Piotrze Starzyńskim. Decyzji arbitra nie był w stanie zrozumieć trener Kazimierz Moskal, który mówił: - Nie chcę tutaj jakby komentować tego i w ogóle pracy sędziego, ale nie rozumiem po prostu tej decyzji. Nie rozumiem i tyle.
Gdy poinformowaliśmy Moskala, że rozmawialiśmy z sędzią VAR Tomaszem Wajdą, który powiedział nam, że Jarzębak został przez VAR wezwany z jasną rekomendacją czerwonej kartki i jak tłumaczył się główny arbiter, trener Wisły dodał: - Tak rozmawiałem z sędzią. I było takie dziwne dla mnie tłumaczenie. Natomiast skoro wracał od VAR-u i sięgał do kieszonki, to ja byłem przekonany, że to jest czerwona. Jeśli wyciągnął żółtą, to dla mnie było to ogromne zaskoczenie. Nie wiem dlaczego taką decyzję podjął. Nie wiem co mówił sędzia na VAR, ale jeśli oglądasz i decydujesz się, że dajesz kartkę, to dla mnie logicznym było, że to jest czerwona.
Sędzia sędzią, ale fakty są również takie, że Wisła popełniła w meczu z Arką zbyt dużo błędów, żeby wygrać to spotkanie. Najpierw były to błędy, które można nazwać nieskutecznością. Później w obronie. No i znów ta czerwona kartka, którą ponownie ukarany został w barwach krakowskiego klubu Wiktor Biedrzycki. - Po takim spotkaniu, jakie graliśmy w czwartek, czyli 120 minut plus rzuty karne, grając w „dziesięciu” nie jest łatwo, ale mimo wszystko mieliśmy sytuację na 3:1 - mówi Moskal.
Jego zespół swoich sytuacji jednak nie wykorzystał, Arka wyszła z 0:2 na 2:2 i zabrała Wiśle kolejne dwa punkty w tym sezonie. Tych krakowianie stracili już siedem w czterech meczach i trudno nie dojść do wniosku, że w rozgrywkach ligowych płacą w coraz większym stopniu cenę za wysiłek włożony w spotkania pucharowe. Płacą też cenę zdrowia, bo właśnie w meczach pucharowych Wisła straciła przecież Josepha Colleya, Igora Sapałę czy po ostatnim spotkaniu ze Spartakiem Trnawa Giannisa Kiakosa i Łukasza Zwolińskiego. Kontuzje są oczywiście wpisane w piłkę nożną, ale piękna pucharowa przygoda życia wiślakom na pewno nie ułatwia, gdy przychodzi bić się o ligowe punkty.
Na razie jednak krakowianie mogą złapać trochę oddechu, jeśli chodzi rozgrywki ligowe. Kolejny mecz na zapleczu ekstraklasy rozegrają dopiero 1 września w Kołobrzegu z Kotwicą. Wcześniej przełożono im mecz z Górnikiem Łęczna, który ktoś zaplanował w pierwotnym terminie na dzień rozgrywania fazy play-off w europejskich pucharach. We wtorek Wisła doczekała się natomiast wreszcie decyzji Departamentu Rozgrywek Polskiego Związku Piłki Nożnej. Ten przełożył mecz z Miedzią Legnica, który był zaplanowany na najbliższą niedzielę. To oznacza, że przez najbliższe dziewięć dni w Wiśle mogą skupić się tylko na rozgrywkach w Lidze Konferencji. Najpierw na meczu u siebie, który zostanie rozegrany w czwartek 22 sierpnia o godz. 20.30, następnie na rewanżu, zaplanowanym w Brugii na 29 sierpnia na godz. 20. To pierwszy w przypadku Wisły moment od dawna, gdy dwa oficjalne mecze dzielić będzie aż tydzień. Kazimierz Moskal dostanie zatem wreszcie trochę czasu na nieco spokojniejszą pracę. Będzie to też moment, żeby do zdrowia doszli zawodnicy powracający po kontuzjach. Tak jest np. w przypadki Jesusa Alfaro, który został zgłoszony na rundę play-off przez krakowski klub. Z listy ubyli kontuzjowany Giannis Kiakos i wypożyczony do Torino Jakub Krzyżanowski. Nie ma na niej też Jamesa Igbekeme, którego powrót do Wisły został ogłoszony w poniedziałek wieczorem. Tak jak było to awizowane już wcześniej, Nigeryjczyk podpisał roczny kontrakt.
Pozostając przy rywalizacji z Cercle, to w środę wszystko będzie już szło klasycznym protokołem przedmeczowym. Na stadionie będziemy mieć konferencje trenerów i zawodników obu drużyn. Będą też oficjalne treningi Wisły i Cercle, choć w tym ostatnim przypadku ograniczy się to do krótkiego rozbiegania, zapoznania się z murawą stadionu przy ul. Reymonta, gdyż Belgowie przylecą do Polski dość późno.
W czwartek wieczorem szykuje się przy ul. Reymonta kolejne piłkarskie święto. Bilety sprzedają się nieźle. Może nie schodzą ekspresowo, ale ponad 20 tysięcy widzów na trybunach stawi się na pewno i zadba o gorącą atmosferę. Warto pojawić się na trybunach tym bardziej, że na następny domowy mecz przyjdzie wiślakom czekać aż do połowy września, gdy podejmą Wartę Poznań.
