Spodobał się Pani "Wałęsa" Wajdy?
Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Film ma swoje bardzo dobre strony, ale też sporo znaków zapytania.
Jakich?
Czy trafi do młodszej publiczności, jak chcieliby twórcy? Czy ta historia, opowiedziana w sposób klasyczny, z wyliczeniem przełomowych dla Polski momentów, nie okaże się nudną dla polskiego widza. Wajda próbuje pogodzić oczekiwania i nasze, i publiczności zagranicznej. Paradoks polega na tym, że to, co czyni ten film łatwiejszym w odbiorze dla obcokrajowców, przesądza o tym, że obraz jest mniej atrakcyjny dla nas. I odwrotnie.
Jakiś przykład?
Dialogi, sposób mówienia Wałęsy/Więckiewicza. Są to klimaty typowo polskie, smaczki peerelowskiej nowomowy. Zagraniczny widz niekoniecznie te smaczki zrozumie.
Dobre strony filmu?
Świetne zmontowanie materiałów archiwalnych ze scenami kręconymi dziś. I wybitne role. Andrzej Wajda jak zwykle znakomicie prowadzi swoich aktorów. Ten film nie jest też tak koturnowy jak "Katyń", jest dużo mniej patetyczny. Zdecydowanie czuć ironiczne, lekkie pióro Janusza Głowackiego, autora scenariusza. Zwłaszcza w scenach z codziennego życia Wałęsów.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+