Były reprezentant Polski i olimpijczyk podkreśla, że zalanie naszej ekstraklasy przez przeciętnych obcokrajowców zabierze młodym zawodnikom szansę rozwoju. Wielu z nich zakończy przygodę ze sportem, a nakładanie na kluby obowiązku występu przez dwóch młodzieżowców (zawodnik do 23 lat -przyp. red.) niczego nie rozwiązuje. To nie futbol, gdzie młodzieżowiec, będąc na boisku musi potwierdzić swoją wartość przez określony czas. Jeśli jest dobry, może grać i całe spotkanie. Zmienić go może tylko rówieśnik. W hokeju często trenerzy kombinują, wpuszczając młodzieżowca na kilka minut. Wystarczy nawet, żeby pojawił się przez kilkanaście sekund na lodzie, a w protokole zostanie odnotowany jest występ. Tyle wystarczy dla zaspokojenia biurokracji i utrzymywania fikcji, że kluby i centrala troszczą się o narybek. - Młody zawodnik potrzebuje gry pod presją wyniku, wychodzenia obronną ręką z ekstremalnych sytuacji na lodzie. Tylko wtedy szkolenie przynosi efekty. Młody chłopak potrzebuje grania, grania i jeszcze raz grania, mając oparcie w doświadczonych zawodnikach – podkreśla Waldemar Klisiak. - W najlepszych ligach europejskich, ogranicza się liczbę obcokrajowców. Polacy lubią sięgać po zachodnie wzorce, dlaczego w przypadku dbania o polskich zawodników jest inaczej?
I dodaje: - Na początku lat 90. minionego stulecia, kluby mogły angażować po dwóch, potem trzech obcokrajowców, ale byli oni wtedy gwiazdami ligi. Łotysz Michaił Szostak razem z Siergiejem Aleksiejewem pociągnęli Unię Oświęcim z ogona tabeli do wicemistrzostwa Polski. Wcześniej tacy zawodnicy jak Borys Barabanow czy Walery Usolcew utrzymali torunian w ekstraklasie, a Jewieniej Roszczin, Siergiej Agulin, czy Andriejowie Gusow i Prima byli postrachem bramkarzy. Dzisiaj takich zawodników już nie ma i nie będzie...
Ekstraklasa musi mieć mocne zaplecze
Hokejowa młodzież nie ma się gdzie podziać. W futbolu chłopcy kończący wiek juniora mogą próbować sił nawet w III lidze piłkarskiej, którą ogląda wielu łowców talentów. W hokeju zaplecze ekstraklasy jest kadłubowe. Często grają w niej juniorzy, więc zawodnik chcący się rozwijać, tam się tylko...uwsteczni. Jeszcze kilka miesięcy temu, władze krajowej centrali mówiły o odchudzaniu ekstraklasy, kosztem podniesienia poziomu w pierwszej lidze. Teraz znowu wprowadza się tzw. dziką kartę, czyli możliwość wykupienia sobie miejsca w ekstraklasie za 300 tysięcy złotych.
- Kluby zatrudniają zagranicznych trenerów, których nazywam selekcjonerami – podkreśla Klisiak. - Ich nie interesuje szkolenie, czy wychowanie młodego Polaka. On musi zrobić sukces. Najlepiej natychmiast. Doszliśmy do sytuacji, że mamy w Polsce dwóch bramkarzy do reprezentacji, czyli Przemka Odrobnego i naturalizowanego Johna Murraya. Za prezesury Zenona Hajdugi bramkarza obcokrajowca liczono podwójnie i był okres, kiedy pojawili się polscy bramkarze.
Zdaniem Klisiaka, klubowi działacze nie rozliczają trenerów z postępów poczynionych przez zawodników. - U progu sezonu szkoleniowiec powinien przedstawić zarządowi możliwości każdego zawodnika i prognozy jego rozwoju. Każdy powinien zostać oceniony. Potem „cenzurka” powinna zostać wystawiona na przełomie grudnia i stycznia oraz po zakończeniu sezonu. Monitorowanie zawodnika jest czymś naturalnym. To mogłoby być przydatne dla działaczy do ewentualnych rozmów o kontraktach. Skoro jednak nikt tego od trenerów nie wymaga, to przychodzą, odchodzą, a nasz hokej wciąż żyje dniem dzisiejszym – zwraca uwagę były olimpijczyk.
Zamiast SMS można wprowadzić nagrody finansowe dla klubów za medale MP w juniorach starszych
Klisiak uważa, że kluby powinny mieć motywację do szkolenia młodzieży. Być może skoro model z utrzymaniem Szkół Mistrzostwa Sportowego nie przynosi spodziewanych efektów, warto pomyśleć o nowych rozwiązaniach. - Skoro kadra U-18 na trzecim światowym poziomie wygrywa z Rumunią zaledwie 3:1, a powinniśmy jej bez problemu zaaplikować „dwucyfrówkę”, to coś nie do końca dobrze funkcjonuje. Nasze kadry młodzieżowe są niżej notowane w światowych rankingach niż 20 lat temu – analizuje były reprezentant Polski. - Skoro ministerstwo sportu ma środki na szkolenie młodzieży, to może warto dojść do porozumienia, żeby za medalowe miejsca w juniorach starszych kluby dostawały gratyfikację finansową. W futbolu, po wprowadzeniu projektu Pro Junior System, kiedy w III lidze można zdobyć nawet kilkaset tysięcy od krajowej centrali, kluby dają szansę młodzieży. Tymczasem w hokeju teraz wygląda to tak, że jeśli klub nie ma juniorów, to nawiązuje współpracę z jakimś pierwszoligowym klubem, oddając tam kilku swoich wychowanków. W ramach umowy, w potrzebie może ściągnąć swoich zawodników do macierzy. Są kluby, które - zamiast szkolić - wolą podkupić młodego gracza. Wysokość ekwiwalentu za wyszkolenie zawodnika dla macierzystego klubu jest śmiesznie niska, bo wynosi 15 tys. złotych. Uważam, że w perspektywie dwóch lat każdy ekstraklasowy klub powinien mieć drużynę juniora starszego. To nie jest normalne, żeby o medale mistrzostw Polski w jednej drużynie występowali zawodnicy z dwóch klubów, albo są „dziury” rocznikowe, więc zawodnicy, w których nie ma juniorskiej drużyny, w mistrzostwach Polski walczą w barwach innego klubu.
Klisiak nie podziela też opinii, że wpuszczenie obcokrajowców ma być „batem” na Polaków, ceniących wysoko swoje usługi. - W walce o medale Polacy byli też motorami napędowymi swoich ekip, jak Marcin Kolusz w Podhalu, czy Damian Kapica w Cracovii. Skoro są dobrzy, to dlaczego mają być gorzej opłacani od obcokrajowców? Poza tym, jeśli będziemy mieli wielu zawodników, to i wybór będzie większy. Teraz z hokeistami jest jak z deficytowym towarem. Skoro brakuje go na rynku, to i sporo kosztuje.
Follow https://twitter.com/sportmalopolskaDZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
