18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wanda, która przebierała wśród młodszych panów

Artur Drożdżak
Z uwodzenia mężczyzn Wanda B. uczyniła swoją prywatną religię. Była w niej bogiem, kapłanem i wyznawcą. Każda religia wymaga jednak ofiar, pierwszą z nich był jej o 12 lat młodszy mąż Jan. Dlatego go zabiła - pisze Artur Drożdżak

Koledzy ciągle jej powtarzali, że usta ma skrojone do całowania. Nie protestowała i sprawdzała to w praktyce, im częściej, tym lepiej. Po prostu sama chciała. Z czasem to się stało jej drugą naturą i przyczyną zguby.

Inteligenckie korzenie
Pochodziła z zamożnej, inteligenckiej rodziny z tradycjami. Ojciec - nauczyciel w renomowanym krakowskim licem, matka - pracownik naukowy wyższej uczelni. Gdy na początku lat pięćdziesiątych urodziła się im córka, nie posiadali się ze szczęścia. Dziecku nie brakowało niczego.
Dorastająca Wandzia cieszyła się urokami zagranicznych wakacji, sprowadzanymi z Francji i Niemiec markowymi ubraniami, owocami morza z Włoch.
Uczyła się słabo. Mimo ambicji rodziców z trudem ukończyła liceum, bo więcej czasu niż nad książkami spędzała z kolegami na prywatkach.
Jedna z takich nocnych przygód zakończyła się ciążą. Rodzice pomogli znaleźć ginekologa, który za opłatą "usunął problem". Gdy pytano 18-letnią Wandzię, kim jest ojciec dziecka, z rozbrajającą szczerością wyznawała, że nie ma najmniejszego pojęcia.
- Tylu było tych facetów. Trudno mi ich spamiętać... - nie kryła. Pewnego dnia trzasnęła drzwiami i wyprowadziła się z rodzinnego domu do jednego z kolegów.
Na nic się zdały błagania rodziców, by wróciła. Jej bunt był trwały.

Lekarz i ksiądz
Wyjechała z Krakowa i przepadła na wiele lat. Trochę mieszkała w Warszawie, jakiś czas w Gdańsku, na jej drodze życia był też Białystok, Lublin. Wszystko zależało od tego, skąd pochodzili jej aktualni partnerzy. Wszyscy młodsi.
Przebierała przede wszystkim w panach mogących zapewnić jej dostatnie życie. W końcu od małego opływała w luksusy.
Przez łóżko Wandzi przewinął się szanowany lekarz, taksówkarz obsługujący gości luksusowego hotelu w stolicy, właściciel piekarni na północy kraju, nawet raz trafił się ksiądz. Prosił tylko o dyskrecję, wynajął Wandzi pokój w sąsiedniej miejscowości i obsypywał prezentami.
Cieszyła się życiem i górowała nad rywalkami sprytem, wyrachowaniem, determinacją, by żyć dostatnio za wszelką cenę. Wiedziała, że to, co inne kobiety osiągają dzięki urodzie, ona umie zdobyć w inny sposób. Nie była specjalnie piękna, ale posiadała naturalny dar seksualnej swobody i gotowości do łóżkowych przygód, który przyciągał pewien typ mężczyzn. Ważne, że bogatych.

Spojrzenie - i ma męża
Gdy Wanda wróciła do Krakowa, na początku lat 90., po zmarłych rodzicach odziedziczyła gotówkę i ładne mieszkanie w Śródmieściu.
Pieniądze szybko straciła, bo podupadła na zdrowiu po poważnym wypadku samochodowym.
Musiała korzystać z prywatnej kliniki, by się wykurować. Przeszła trzy operacje, potem rehabilitację. Jedno się jej udało, bo w klinice poznała Janka, który jako pacjent zjawił się na rutynową kontrolę po zabiegu.
Od razu wpadł jej w oko, więc w pierwszej kolejności sprawdziła, jakim przyjechał samochodem. Wyjrzała przez okno i ucieszyła się na widok drogiego modelu forda.
Wandzi nie przeszkadzało, że nowy wybranek jest o 12 lat młodszy. Zawsze twierdziła, że taki partner działa dobrze na starszą kobietę i samą swoją obecnością zmusza do większego dbania o siebie.
Nie minęło kilka miesięcy, para zawarła związek małżeński. Janek, biznesmen i miłośnik cygar, miał swoje mieszkanie, ale wprowadził się do trzypokojowego lokum partnerki. Szybko wyszło na jaw, że ma dużą słabość do Wandzi, ale jeszcze większą do alkoholu.

Miłość do wódki i kobiety
Wandzia też nie odmawiała sobie mocnych trunków, więc powoli zaczęli się staczać po równi pochyłej.
W pewnym momencie heroicznie postanowili zerwać z nałogiem, poddali się leczeniu. Na pewien czas życie nabrało rumieńców. Utrzymywali się z handlu i mieli swoje stoiska na Balicach i placu Imbramowskim, potem Janek handlował samochodami, a w końcu założył firmę świadczącą usługi hydrauliczne. Wandzia pomagała mu w tym czasie prowadzić dokumentację.
Znów wróciły problemy z wódką. Podupadli na zdrowiu. Interesy też nie szły najlepiej, więc zaczęli pożyczać pieniądze od rodziny i znajomych. Z trudem wiązali koniec z końcem. Po paru kieliszkach wódki Janek był spokojny, jego żona wręcz przeciwnie - agresywna i wulgarna, a rękę miała ciężką. On nie krył, że czasami obawia się swej połowicy.

Agresywna z tasakiem
Raz Wandzia zaatakowała go i zraniła tasakiem, a potem uderzyła jego głową w kaloryfer. Awantury przeważnie kończyły się rozejmem przy butelce wódki.
Pijana Wandzia często się dziwiła, czemu za życiowego partnera wybrała ofermę. Nie kryła, że wielu mężczyzn przewinęło się przez jej życie. Janek udawał, że nie słyszy tej wyliczanki kochanków. Niepokoiło go co innego. To, że coraz częściej żona flirtuje na klatce schodowej z 33-letnim Tomkiem, synem dozorcy. Pan bogaty nie był, za to młodszy o 15 lat od męża Wandzi. Janek zwracał uwagę żonie, by nie zadawała się z "tym typkiem". Nie słuchała. Drażniła się z mężem, że weźmie sąsiada na próbę do łóżka.

Trzy ciosy w szyję
8 grudnia 2010 r. Wandzia i Janek urządzili przyjęcie. W gronie znajomych pito nalewki owocowe, piwo i wódkę żołądkową gorzką. Były muzyka, tańce. Gdy goście się rozeszli, małżonkowie zasnęli na kanapie. Według późniejszej relacji Wandzi mąż obudził ją z pretensjami, że w domu nie ma papierosów, i uderzył ją w twarz. W czasie kłótni zdenerwowana Wandzia wzięła nóż i zadała mężowi trzy ciosy w szyję. Gdy do mieszkania zapukał sąsiad Tomasz, rozmawiała z nim w przedpokoju, przy zgaszonym świetle.
- Brzydko dzisiaj wyglądam dlatego wybacz, że nie włączę lampy - usprawiedliwiała się. Pytana o męża, odparła, że leży u siebie w pokoju. Gdy Tomasz zajrzał do środka, zobaczył martwego Janka.
- Zrób coś, ratuj go ! - krzyknęła i wybiegła na klatkę schodową. Na miejscu zjawiła się karetka pogotowia. Lekarz stwierdził, że mężczyzna zmarł kilkanaście minut wcześniej. W śledztwie Wanda przyznała się do winy. Jak stwierdziła, "krasnoludki nie zabiły mojego męża, tylko ja".

Czuje się niewinna
Potem na rozprawie przed krakowskim sądem zaprzeczała udziałowi w zbrodni i sugerowała, że dokonał jej ktoś inny. Nie wykluczała, że mógł to być sąsiad, ów Tomasz.
Sąd jednak nie uwierzył jej. Na nożu kuchennym odkryto tylko jej odciski palców, ubranie miała poplamione krwią męża, a przesłuchani lekarze pogotowia przypomnieli sobie, że słyszeli w czasie interwencji, jak Wandzia płacze w łazience i mówl do siebie - "Czemu ja to zrobiłam?".

Wanda dostała 8 lat więzienia. Wyrok stał się prawomocny.

Imię oskarżonej zostało zmienione

Wybierz najlepsze zdjęcie naszych fotoreporterów 2012 roku [GALERIA]


Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska