- Eluś, wszystko będzie dobrze - to ostatnie słowa 46-letniego Pawła Bukowskiego, jakie chciał przekazać żonie, zanim został zaintubowany. Wiadomość nagrał na telefonie komórkowym jeden z lekarzy jeszcze w Nowym Sączu. Później trzeba było wprowadzić pacjenta w stan śpiączki farmakologicznej. Nie zniósłby bólu.
- Do mnie w ogóle nie dociera to, co się stało. Przecież 29 listopada mieliśmy świętować 18. rocznicę ślubu - mówi żona pana Pawła, Elżbieta.
Tata stanął w płomieniach
Dzień przed rocznicą w domu Bukowskich, w Łyczance, w gminie Łososina Dolna, wybuchła butla z gazem. W mieszkaniu był ich 15-letni syn Marcin, pan Paweł i jego 81-letni ojciec Jan. - Siedziałem na górze, w salonie. Grałem na komputerze. Nagle usłyszałem wybuch. Dom jakby się zatrząsł. Zbiegłem na dół i... - Marcin przerywa. Pierwszy raz od tragedii dopiero naszej dziennikarce opowiada, co się wtedy stało. Do tej pory próbował ukryć za uśmiechniętą twarzą prawdziwe bolesne emocje.
- Zobaczyłem tatę. Stał na środku obory cały w płomieniach - Marcinowi słowa więzną w gardle. Opanowuje się i mówi dalej.- Pomogłem tacie zdjąć strzępy spalonych ubrań. Kazał mi sprawdzić, czy w domu nie ma ognia, a ja jemu poleciłem, żeby opłukał się zimną wodą. Ugasiłem palący się snopek siana i opakowania po jajkach - opowiada chłopiec.
Następnie pobiegł zobaczyć, co z dziadkiem. Staruszek był w swoim pokoju. Miał poparzoną twarz, dłonie i stopy. Nie wiedział, co się stało. był przerażony. Marcin i jemu pomagał rozcinać nadpalone ubranie.
- Dopiero wtedy zadzwoniłem po mamę i wezwałem pogotowie - kończy swoją opowieść Marcin.
Nie wytrzymałby bólu
Elżbiecie Bukowskiej trudno pogodzić się z tym, co teraz słyszy od lekarzy na temat stanu zdrowia jej męża.
- Przecież, gdy wróciłam do domu, był przytomny. Rozmawiał ze mną. Opowiedział, że poczuł gaz, zszedł do piwnicy. Otworzył drzwi i wtedy musiał nastąpić wybuch butli - mówi pani Elżbieta.
Paweł Bukowski wraz z ojcem trafił do sądeckiego szpitala. Starszy Jan powoli dochodzi tu do zdrowia, ale jego syna helikopterem przetransportowano do Centrum Leczenia Oparzeń w szpitalu w Łącznej pod Lublinem. Od tego czasu pani Elżbieta codziennie o godz. 14. dzwoni do ordynatora i słyszy te same słowa: „Stan męża jest krytyczny”.
- Odkładam słuchawkę uspokojona. Słyszę to już od ponad tygodnia. Jeśli tyle przeżył, nie może przecież umrzeć - mówi. Nadzieją, że wszystko będzie dobrze, którą przekazał mamie na nagraniu, żyją również synowie. - Mieliśmy plany. Miesiąc temu udało nam się zrobić pokój dla Marcina. Na Boże Narodzenie miał dostać meble - opowiada pani Elżbieta, pokazując zniszczone pomieszczenia. Wybuch był tak silny, że wyrzucił w powietrze dachówki i powyrywał niektóre okna, a nawet metalowe drzwi z futrynami. - Nie chcę myśleć, co by było gdyby Marcin tego dnia był w swoim pokoju... - zawiesza głos pani Elżbieta.
Szansa na powrót do domu
Bukowscy musieli opuścić dom. - Z informacji, jakie do mnie dotarły, wynika, że nie ucierpiała konstrukcja domu. Jest więc szansa, że będzie go można remontować - mówi Stanisław Golonka, wójt Łososiny Dolnej, zapowiadając pomoc. Gmina zaproponowała zastępczy lokal oddalony o cztery kilometry od domu Bukowskich. Pani Elżbieta prowadzi gospodarstwo rolne, które jest podstawowym źródłem utrzymania rodziny. - Muszę być na miejscu, by oporządzić zwierzęta -mówi . Dlatego z synami zamieszkała u brata.
Pomoc zapowiedziały parafie w Tęgoborzy i w Trzetrzewinie. W najbliższą niedzielę odbędzie się tam zbiórka pieniędzy na remont zniszczonego domu. aą
***
Kiedy zamykaliśmy bieżące wydanie gazety, dotarła do nas tragiczna informacja, że Paweł Bukowski zmarł. Rodzinie składamy wyrazy głębokiego współczucia.