Skąd przybywacie dzielni rycerze? Z Korczyny! W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by rozmowa pomiędzy braćmi Czerwieniami - Igorem i Wiesławem z nieznajomym spotkanym na drodze, tak właśnie nie wyglądała. Bliźniacy skutecznie nas przekonują, że są w stanie odegrać każdą rolę, bez względu na czas, okoliczności i epokę historyczną. Tym razem wcielili się w Tatarów. Naprzeciw dzielnym rycerzom stanęła dzika horda wrogów wspierana przez Czarownicę.
- Hmm, jakie czary rzucała, jakie magiczne klątwy rzucała - Wiesław nawet nie próbuje ukryć rozmarzonej miny. - Oj chciałoby się trafić do takiej na jakiś czas, oj chciało - rozpływa się w wyobraźni.
Halabarda mu nie pomogła. Poległ w bramie
Igor i Wiesław tym razem przeszli samych siebie. O ile przyzwyczailiśmy się, że w mundurach żołnierzy austro-węgierskich galopują albo w pokazach konnych u Włodzimierza Kario, albo podczas rekonstrukcji Bitwy pod Gorlicami atakują rosyjskie pozycje, to w rycerskich strojach, jeszcze ich chyba nikt nie widział.
- Była okazja, to się pojechało - mówi przeciągle Wiesław. - Trzeba było spróbować skutecznie zdobyć gród Bolka Gniewnego, bo wojska mongolskie Batu-Chana nie dawały sobie z nim rady. A wiadomo - gród stary, to i pełny: kobiet najprzedniejszej urody, dzieci najmilejszych, a i łupów do zebrania pod dostatkiem - tłumaczy się zawile.
Walka na śmierć i życie rozegrała się wieczorem, w grybowskiej Starej Baśni. Mieszkańcy grodu niczego się nie spodziewali, gdy nagle, na horyzoncie pojawiła się tatarska orda. Rycerze chwycili za miecze, co pomniejsi wojownicy za topory, a mieszkańcy pochowali się w swoich domach, próbując ratować skórę. I tak w kilka sekund wszyscy przenieśli się do 1287 roku…
- Tym razem byliśmy po ciemnej stronie mocy - mówi wprost. - Po tatarskiej stronie - dodaje.
Tak kiedyś wyglądały Gorlice! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Plan był, że atak zostanie przeprowadzony w trzech etapach. Tatarscy nieprzyjaciele mieli w pierwszej kolejności zlikwidować rycerską obronę, która stacjonowała pod zamkiem. Nawet nieźle się to udało. Kolejnym punktem była próba wtargnięcia do miasta.
- Igor miał wielką i wcale nie lekką halabardę, a ja metalową pałę, którą miałem wywijać na prawo i lewo - relacjonuje. - Szło mi całkiem dobrze, bo na nasze szczęście, mieliśmy lekkie stroje, a nie pełną zbroję - dodaje.
Rekonstrukcyjny rycerz jak kot, ma kilka żywotów
Jak walka, to i ofiary. Padło na Igora. Nie umarł na szczęście tak do końca. - Bo z rekonstrukcją jest jak z kotem. Każdy ma siedem żyć - śmieje się. Prawie dobity Igor wrócił do swoich i dawaj, trzeci raz atakować, Tym razem już tak łatwo nie było, bo grodzianie wzięli się ostro za obronę. I Tatarów na siedem wiatrów przegonili.
- Przegonilibynas i tak, bo w skwarze, który tam panował, to żaden, nawet najdzielniejszy rycerz długo nie wytrzymywał. Lepiej było paść i tym samym uciec z pola bitwy, niż naprawdę zrobić sobie krzywdę w takiej puszce, jaką jest zbroja - dodaje.
Zaczepiam bliźniaków o czarownicę. Może nie upał, a chęć bliższego poznania jej, była powodem, że tak szybko się poddali…
- E tam, zaraz jakieś domysły - ucina dyskusję Wiesław.
Za chwilę jednak dodaje: kobieta z klasą, ale i dystansem do siebie. Bo nie każda przecież założyłaby sobie czarne soczewki kontaktowe, ustylizowałaby wyglądać jak wiedźma ze średniowiecznych opisów.
- Pozwoliła mi potrzymać szklaną kulę - chwali się. - Patrzyłem w nią i patrzyłem, alem żadnej przyszłości nie zobaczył - śmieje się.
Z Korczyny do Grybowa tyle, co rzut beretem
Mieszkańcy Korczyny zostali zaproszeni do Grybowa przez właściciela Starej Baśni, Krzysztofa Brońskiego. Cała trójka zna się od lat. Ponoć grybowianin ma zwyczaj mówić o naszych rycerzach „bracia Kiemlicze”. Rekonstrukcja zaś to efekt międzynarodowego programu.
- Projekt zrodził się z racji długotrwałej współpracy miast partnerskich. Mieszkamy tak blisko, a tak mało o sobie wiemy - stwierdził Stanisława Morańda, dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Grybowie.
Przy okazji wizyt partnerskich i świąt obchodzonych, tu i po drugiej stronie granicy, okazało się jak dużo nas łączy.
- Wywodzimy się z tych samych korzeni słowiańskich - dodaje. Podkreśla, iż warto byłoby kultywować tradycję i rozwijać współpracę, a jednocześnie pokazywać młodym dawne obyczaje. - Stąd nasze nastawienie na twórczość kulturalną i folklor - kwituje.
Igor i Wiesław, przynajmniej na razie, nie zamierzają poświęcać się tylko czasom średniowiecznym i takim rekonstrukcjom.
W najbliższą sobotę będzie można ich oglądać w Nowym Sączu. Jadą tam na okolicznościową paradę. Tym razem już w „normalnej” wersji, to znaczy w żołnierskich mundurach. Dzień później będą w Łącku, bez koni, za to z całym arsenałem.
- Pokażemy różne typy broni z czasów pierwszej wojny światowej - opisuje Wiesław.
W rekonstrukcyjnym siodle siedzą już ósmy rok. Być ułanem, to nie taka prosta sprawa. Nie wystarczy umieć siedzieć na koniu, ale tez odpowiednio nosić mundur.
Twierdzą, że szybko odnajdują się w wojskowym rytmie. Ani komendy, ani polecenia dowódcy, nawet tego średniowiecznego, wielkiego zdziwienia w nich nie budzą.
- W końcu, odsłużyło się swoje w wojsku - śmieją się.
WIDEO: Co w kulturze piszczy? Kultura Gazura, odc. 8 (16.06.2017)