Pierwszy rower dostał jako dziecko od taty. Był to kultowy Jubilat Rometa. Wtedy nawet nie przypuszczał, że za kilkadziesiąt lat zostanie właścielem tej najbardziej rozpoznawalnej w Polsce marki - legendarnego producenta rowerów.
Wiesław Grzyb pochodzi spod Ostrołęki. Ma średnie wykształcenie, jest technikiem maszyn i urządzeń. Do Dębicy trafił za... żoną. - Miałem już kupioną działkę pod Olsztynem, gdzie chciałem się budować. Ale uległem żonie i przyjechałem z nią w jej rodzinne strony - zdradza Wiesław Grzyb.
W czasach komuny był kierownikiem zaopatrzenia w państwowym przedsiębiorstwie. - To był dla mnie prawdziwy poligon doświadczalny. W czasach PRL-u, kiedy w magazynach nie było nic, zdobycie jakiegokolwiek towaru było wyzwaniem graniczącym z cudem. Ale mi jakoś się udawało - wspomina przedsiębiorca.
Rowerami zaczął handlować na początku lat 90-tych. Dwa razy w tygodniu jeździł z Dębicy do Bydgoszczy po dostawę. Zapotrzebowanie na Romety było wtedy tak ogromne, że przed zakładem musiał czekać w długich kolejkach, a to co przywiózł, sprzedawał praktycznie od ręki. - Kiedy na Zachodzie zaczęli produkować "górale", przywiozłem jeden taki model z Włoch.
Zawiozłem do Rometu i zostawiłem im go na trzy miesiące, aby przymierzyli się do produkcji podobnych rowerów - mówi Wiesław Grzyb. - Nikt jednak tam nie podjął takiego tematu. Zostali przy tradycyjnych modelach - jak Wigry czy Jubilat i... przespali szansę na uratowanie zakładu - dodaje. To właśnie wtedy zdecydował o tym, żeby samemu montować rowery pod marką Arkus. Koła i części były produkowane na lokalnym rynku, gotowe ramy i kierownice przyjeżdżały z Włoch.
W 1999 roku, kiedy rozpoczęła się wyprzedaż majątku Rometu, kupił fabrykę w Jastrowie, a rok później zakład w Kowalewie Wielkopolskim.
Dla niego najistotniejsze było jednak to, że nabył też prawo do marki Romet oraz przejął większość zagranicznych odbiorców upadłego producenta. - Tradycyjne modele Wigry czy Jubilat nadal mają swoich odbiorców. Produkujemy również ich współczesne, unowocześnione wersje - mówi Grzyb, który odczekał dobrych kilka lat, zanim wypuścił na rynek swoje rowery z logo Romet na ramie. - Nos do interesów ponownie mnie nie zawiódł. Byłem pewien, że Polacy, z sentymentu wrócą do marki swojego dzieciństwa. Moje przypuszczenia sprawdziły się w stu procentach - przyznaje biznesmen, ojciec czwórki dzieci, z których obecnie dwoje również pracuje w Arkus&Romet Group. - Miałem kilka propozycji odkupienia marki przez zagraniczny kapitał, ale odmówiłem. Uważam się za patriotę i dopóki będę dobrze prosperował, Rometa nie odsprzedam - zapewnia milioner z naszego regionu.
Nie obraża się, gdy ktoś nazywa go "królem rowerów". Rocznie w jego zakładach produkowanych jest ponad 400 tysięcy jednośladów. To jedna trzecia całej produkcji w Polsce. Połowa z nich trafia na eksport, głównie do krajów Europy Zachodniej. Ubiegłoroczny przychód jego firmy wyniósł ponad 230 milionów złotych.
Niektóre komponenty (m.in. aluminiowe ramy) sprowadza do swoich rowerów z Chin i z Tajwanu. Część z nich wraca już w postaci całego roweru na Daleki Wschód, gdyż Grzyb jest jednocześnie największym polskim eksporterem do Azji.
Biznesmen nie poprzestał jednak wyłącznie na sukcesie w produkcji rowerów. Z powodzeniem sprzedaje również skutery, motorowery i motocykle, a teraz przymierza się do produkcji czterokołowego pojazdu elektrycznego Romet 4E, przeznaczonego do jazdy po mieście.
Do jego prowadzenia nie potrzeba będzie ani prawa jazdy, ani paliwa. Wystarczy gniazdko elektryczne. W zanadrzu ma również gotowy projekt legendarnego "Komara", z tym że po ostrym liftingu. - Czekam tylko na odpowiedni moment, aby ruszyć z produkcją. To może być hit nie tylko w Polsce - zapowiada.
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!