https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wiesław Woda: lider małopolskich ludowców

Marek Bartosik
Poseł PSL, wojewoda tarnowski, wiceprezydent Krakowa, wicewojewoda krakowski

- Najważniejsze w jego życiu były trzy rzeczy: rodzina, polityka i pszczoły. W takiej właśnie kolejności - mówił nam wczoraj młodszy brat Wiesława Wody, Andrzej, przed wyjazdem do Moskwy na identyfikację ciała posła.

Rodzinę poseł Woda, szef Polskiego Stronnictwa Ludowego w Małopolsce i jedna z najskromniejszych, ale najważniejszych postaci tej partii, miał rozległą. W rodzinnym gospodarstwie w Paleśnicy koło podtarnowskiego Zakliczyna było dokładnie 1,97 ha gruntów. Na nich trochę sadów, trochę uli. Ambicją rodziców było wykształcenie dzieci. Zadanie było trudne, bo gospodarstwo należało do niewielkich, a trzeba było z niego utrzymać siedmiu synów i córkę.

Urodzony w 1946 r. Wiesław Woda pojawił się na świecie jako trzeci z rodzeństwa. - Łatwego dzieciństwa nie miał - opowiada brat posła. - Codziennie, lato czy zima, jeździł na rowerze do Brzeska do liceum, bo rodziców po prostu nie było stać na bilety autobusowe. Jego ojciec też był działaczem ruchu ludowego. - To on uczył nas prawdziwej historii Polski. Wiedzieliśmy o Katyniu od dzieciństwa - wspomina Andrzej Woda.

Podobnie jak trojgu z rodzeństwa, Wiesławowi Wodzie udało się skończyć studia. Przez dwa lata z młodszym o rok bratem Andrzejem mieszkali razem w krakowskim akademiku Akademii Rolniczej. Uczył się bardzo dobrze, dostawał stypendium naukowe, był świetnie zorganizowany. Od lat mieszkał w Krakowie. Jego żona Wiktoria przed odejściem na emeryturę pracowała w Narodowym Banku Polskim. Ich dwie córki są dzisiaj dorosłe, mają własne rodziny. Wiesław Woda wkrótce po raz trzeci miał zostać dziadkiem, bo jego młodsza córka Ewa spodziewa się właśnie dziecka.

- Pamiętam jak w 1971 r. namawiałem Wieśka, by został wiceprzewodniczącym Związku Młodzieży Wiejskiej w Krakowie. Był wtedy skromnym nauczycielem w technikum rolniczym w Czernichowie - opowiada Krzysztof Janik, późniejszy tarnowski poseł i minister spraw wewnętrznych w rządzie SLD. Z tamtych czasów świetnie pamięta go europoseł poprzedniej kadencji Bogdan Pęk. Wiesław Woda uczył go w Czernichowie mechanizacji rolnictwa. - Jako nauczyciel wyrastał ponad przeciętność. Zawsze był świetnie przygotowany do lekcji, precyzyjny - opowiada Pęk.

W ruchu ludowym Wiesław Woda zaczął działać od 1969 r. Polityka była dla niego ważna. Lubił władzę, poczucie wpływu na różne sprawy, ale na stanowiskach ministerialnych mu nie zależało. - Miał propozycję objęcia funkcji ministra rolnictwa, ale jej nie przyjął. Najważniejsza była dla niego pozycja w polityce Małopolski, czuł się przede wszystkim reprezentantem tych ludzi, którzy go to wybrali i wysłali do Warszawy - tłumaczy Andrzej Woda. Bogdan Pęk, który kiedyś konkurował z Wiesławem Wodą o władzę w małopolskim PSL uważa, że ze względu na cechy charakteru właśnie do kariery wysokiego urzędnika albo ministra był najbardziej predestynowany.

Po raz pierwszy Wiesław Woda został posłem w Sejmie kontraktowym. Wrócił na ul. Wiejską w 1997 r. i od tamtego czasu nieprzerwanie zajmował poselski fotel. Od lat był niekwestionowanym przywódcą ludowców w naszym regionie. - Był z jednej strony niezwykle solidny, znakomicie przygotowany do pracy posła, ale z drugiej strony zaczepny, pazerny na władzę. Prawdziwy chłop z Zakliczyna - opowiada Janik.

Ludowiec z Paleśnicy należał do niewielu posłów, którzy naprawdę znali się na rolnictwie, ale także na administracji. Jako ostatni przed reformą wojewoda tarnowski, a wcześniej wiceprezydent Krakowa (do 1990 r.) miał tu olbrzymie doświadczenie. - Był bardzo wrażliwy na temat żartów na swój temat, nie miał chyba dystansu do siebie. Ale można było na nim polegać.

On nie robił w polityce wolt. Jeżeli do czegoś się zobowiązywał, to zawsze dotrzymywał słowa - opowiadają jego partyjni koledzy. - Zawsze konsekwentnie domagał się przestrzegania naszego partyjnego statutu - wspomina poseł Janusz Piechociński. - Wiesiek był bardzo pryncypialny. Jak widział, że dzieje się coś złego, to próbował temu zaradzić. Nawet gdy chodziło o drobiazgi - opowiada jeden z najbliższych jego kolegów i sąsiad z domu poselskiego, Eugeniusz Kłopotek.

Irytowało posła Wodę na przykład, że ekspres z Warszawy wbrew rozkładowi nie zatrzymuje się na dworcu w Płaszowie. Do pasji doprowadzał go fakt, że na warszawskim Dworcu Centralnym schody ruchome są zupełnie nieruchome. Walczył z PKP z żelazną konsekwencją. W końcu wygrał, a wśród posłów PSL od tamtego czasu opowiadają o nim wierszyk: "Kolejowe dokonania posła Wody: wstrzymał pociąg, ruszył schody".

- W polityce przeszkadzała mu nadmierna kostyczność. Nie rozumiał, że trzeba zjednywać ludzi, porozumiewać się z nimi - opowiada Bogdan Pęk. - Bardzo drażniło go podważanie autorytetu parlamentarzystów, kłamliwe artykuły tabloidów. Interweniował w tej sprawie nawet u marszałka - wspomina Kłopotek.
Ale w sprawy regionu był bardzo zaangażowany. Lubił kontakty ze strażakami-ochotnikami. Niedawno został przewodniczącym ich małopolskiej organizacji. W 2000 r. w plebiscycie naszej gazety został wybrany Człowiekiem Roku.

Odskocznią od polityki były dla Wiesława Wody pszczoły. Przy ich doglądaniu znajdował spokój. Uciekał czasem do swojej pasieki w Kasince. Miał też kilka uli w ogrodzie swego domu w centrum Krakowa. - Patrzę teraz na te jego ule. Jeden jest jeszcze bardzo tradycyjny, wyrzeźbiony w pniu drzewa. Zostały tu teraz same - mówił w niedzielę Andrzej Woda.

Rodzina i lekarze odradzali mu wyjazd do Katynia. Niedawno został pobity na ulicy przez chuligana, który złamał mu kość twarzową. Czekała go operacja. - Muszę jechać. Może już nigdy nie będę miał okazji - odpowiadał. W sobotę rano wsiadł do TU 154 odlatującego do Smoleńska.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska