Do pracy zgłosili się dobrowolnie. Odsiadują kary za drobne przestępstwa - kradzieże, alimenty, jazdę po pijanemu. Po obiektach fundacji poruszają się bez ograniczeń.
- Nadzór, strażnicy? - wzrusza ramionami kierownik budowy Mariusz Podwika. - Nic z tych rzeczy. To nie są groźni ludzie, im po prostu nie opłaciłoby się uciekać. Z osadzonymi nie było dotąd żadnych problemów, przestrzegają dyscypliny pracy i solidnie wykonują obowiązki.
- Staramy się, żeby trafiali tutaj ci, którzy naprawdę tego chcą - podkreśla kierownik.
Więźniowie pracują głównie przy budowie centrum rehabilitacji chorych na stwardnienie rozsiane. Opiekują się też zwierzętami, naprawiają auta fundacji, zajmują się pacjentami. Dla części to pierwsza praca w życiu.
Przemek jako jedyny zajmuje się bezpośrednio pacjentami hospicjum. W białym stroju wygląda jak profesjonalista, choć z pielęgniarstwem nie miał nigdy nic wspólnego. Twierdzi, że "coś kazało mu poprosić o pracę z chorymi w stanie terminalnym". Zaczynał od sprzątania, dziś karmi, myje, przebiera podopiecznych, czuwa, żeby nie oddalali się z tarasu. Dlaczego młody człowiek zdecydował się na codzienny kontakt z cierpieniem i śmiercią, z ludźmi, z którymi trudno się czasem porozumieć? Nie potrafi powiedzieć. Przyznaje, że to trudniejsze niż ciężka robota na budowie, o której po skończeniu dniówki można spokojnie zapomnieć. O przeszłości nie chce opowiadać. Ma za to plany na przyszłość.
- Zastanawiam się, czy dalej pracować z ludźmi niepełnosprawnymi - zdradza. Rozmowę kończy szybko, bo jeden pacjent usiłuje oddalić się, nie reaguje na słowa i trzeba łagodnie przyprowadzić go z powrotem.
Mieszkańcy hospicjum chwalą więźnia za pracowitość i uprzejmość.
- Zawsze słowo zamieni - mówi poruszająca się na wózku Olga Hypki. - Bardzo solidny, robi wszystko czysto i szybko. Do tego bardzo grzeczny i uczynny.
- Grzeczni to oni są właściwie wszyscy - zauważa inny pacjent Adolf Janków. - Nie słyszałem od nich wulgarnego słowa.
Pochlebne opinie zbiera też kolega Przemka - Krzysiek. To fachowiec od wszystkiego. Gdy ma chwilę wolną od reperowania różnych sprzętów, pomaga przy chorych.
Andrzej zajmuje się końmi. Przed wyrokiem miał gospodarkę, zwierzęta zna, lubi i umie się z nimi obchodzić.
- Cenimy go zwłaszcza za pomoc przy hipoterapii - dodaje dyrektor Kinga Jasińska-Wandas. - Prowadzi konia, podczas gdy rehabilitant ćwiczy z małym pacjentem.
Na placu budowy dwóch mężczyzn obrabia drewniane elementy. Zgłosili się sami, nielekkie zajęcie traktują jako odskocznię od więziennej nudy.
- Lubię popracować na powietrzu - mówi jeden z nich, Paweł. - To lepsze niż siedzenie w celi.
Chcą wytrwać w wolontariacie kilka miesięcy do końca wyroku. Robotnicy z budowy cenią współpracę z osadzonymi.
- Nie fachowcy, ale szybko załapali, o co chodzi - ocenia Karol Plutecki z firmy wykonującej instalacje elektryczne. W lecie więźniowie remontowali przedszkole integracyjne fundacji.
- Aż byłam zaskoczona, że tyle potrafią zrobić - chwali dyrektor Mirosława Fedorczuk. Wolontariuszy zza krat ściągnął senator Stanisław Kogut, założyciel fundacji. Na pomysł wpadł podczas więziennych "opłatków", na które go zapraszano.
- Ludzie, którzy trafili za kratki na kilka miesięcy wskutek jakichś potknięć życiowych, to zupełnie inna kategoria niż chłopaki z wyrokami od 15 lat w górę, bo takich też znam - zapewnia senator Kogut. Uważa, że praca na rzecz lokalnej społeczności w większym stopniu może sprowadzić człowieka na właściwe tory niż bezproduktywne siedzenie w celi.
Miejscowi przyjęli więźniów bez większych oporów. Jak podkreśla Kogut, mieszkańcy podsądeckich Stróż tolerancji uczą się od dawna. Wcześniej zaakceptowali widoczną we wsi społeczność osób niepełnosprawnych.
- Były z początku nieliczne głosy, że "kryminalistów" chcę ściągnąć - macha lekceważąco ręką Kogut. - Ale teraz pielęgniarki same dopraszają się, żeby chłopaków nawet w sobotę przywozić do pomocy.
Więzienny wolontariat ma nie tylko wartość resocjalizacyjną. Daje się także przeliczać na pieniądze. Miesięczny koszt pracy zawodowego budowlańca wynosi około 3000 zł. W przypadku osadzonych kwota ta spada do 300 - na transport, wyżywienie i papierosy. Jak oszacował senator Stanisław Kogut, wolontariusze wypożyczani z więzienia od 2011 r. łącznie ofiarowali fundacji pracę wartości około 7 mln zł. Sami mogą liczyć jedynie na to, że sąd pozytywnie oceni ich zaangażowanie w pracę społeczną przy rozpatrywaniu wniosku o skrócenie kary
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+