Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Aleksander Buksa: Na razie nie muszę myśleć o wyjeździe, bo jest mi w Wiśle bardzo dobrze

Justyna Krupa
Justyna Krupa
Aleksander Buksa (Wisła Kraków)
Aleksander Buksa (Wisła Kraków) Wojciech Matusik
Niektórzy widzą w nim nowego Jakuba Błaszczykowskiego. Chłopaka, który w bardzo młodym wieku wyjedzie z Wisły Kraków, by robić piękną karierę za granicą. Ale jego były trener mówi wprost: Aleksander Buksa jeszcze nic wielkiego nie osiągnął nawet w krajowej piłce, dajmy temu talentowi spokojnie rozwinąć skrzydła.

17-letni Buksa jest teraz w podobnym momencie kariery, w którym był jego brat Adam, gdy wyjechał do Włoch. – Brat wtedy kończył pierwszą klasę liceum – wspomina Olek. Czy z perspektywy uważa, że tak wczesny wyjazd za granicę to dobry pomysł na robienie kariery? A może sam najpierw chce podbić polskie boiska?

- Nie ma złotego środka - podkreśla Aleksander. - Z szacunku do klubu, który składa daną ofertę, każdą propozycję trzeba osobno rozpatrzeć. Ja jestem bardzo zadowolony z warunków, jakie mam w Krakowie. Na razie nie muszę więc myśleć o wyjeździe, bo jest mi w Wiśle bardzo dobrze. Cieszę się z tych minut, które otrzymuję na boiskach ekstraklasy. Wydaje mi się, że z dnia na dzień robię coraz większe postępy. Dlatego nie mam na razie powodu, by myśleć o transferze za granicę - deklaruje.

Obecnie portal transfermarkt.de wycenia Aleksandra Buksę z Wisły Kraków na 400 tys. euro, ale kwota jest mocno zaniżona. Już jesienią oferowano za niego 4 mln euro

Jak dotąd, tych minut na boiskach ekstraklasy dostał niewiele – w sumie uzbierałoby się mniej, niż jeden mecz w pełnym wymiarze. Zdążył jednak ustrzelić debiutanckiego gola dla „Białej Gwiazdy”, stając się najmłodszym strzelcem Wisły w XXI wieku. I to bramkę wyjątkowej urody, przy której zdobyciu pokazał wysokie umiejętności techniczne. Nie dziwota, że spekulacje o zainteresowaniu ze strony innych klubów nie ustają. Ostatnio jednak więcej, niż o planach na swoją karierę, młody wiślak musiał myśleć o tym, jak poukładać swój plan lekcji. Rozpoczął naukę w liceum i… zaczęły się schody.

Dostosowanie grafiku treningów z pierwszą drużyną do zajęć w szkole łatwe nie było już w poprzednim sezonie. – Ale wcześniej miałem o tyle dobrze, że chodziłem do „wiślackiej” klasy, w specjalnie utworzonym prywatnym gimnazjum w publicznej szkole. Nauczyciele byli tam doskonale poinformowani przez trenerów, jak wygląda moja sytuacja i nie miałem problemu z zaliczaniem przedmiotów. Natomiast ostatecznie zdecydowałem się pójść nie do sportowego, a do prywatnego liceum na ul. Basztowej w Krakowie – wyjaśnia Buksa. I tu często nie ma „zmiłuj”.
- Mamy przepisy, które mówią, że nawet gdy uczeń liceum chce przejść na indywidualny tok nauczania, musi jednak określoną liczbę godzin spędzić na lekcjach w szkole. Jest to więc lekka przeszkoda, ale nie ma sytuacji bez wyjścia i staram się nie pomijać nauki w codziennych obowiązkach.

Adrian Filipek, czyli trener Olka z Akademii Wisły wspomina, że kto jak kto, ale on nigdy nie próbował iść na łatwiznę w kwestii nauki. - Już wcześniej miał cały tydzień rozpisany co do godziny. Kiedy lekcje, kiedy treningi, kiedy zajęcia indywidualne, a kiedy korepetycje. Jak trenował u mnie, to pamiętam, że zaczynał lekcje o 8 rano, kończył o 15, a o 16 już miał trening. W efekcie koło 19 dopiero był w domu. Ale jest takie powiedzenie, że jak się idzie na szczyt, to zawsze jest pod górkę – uśmiecha się Filipek.

Zresztą ojciec Olka nigdy by nie pozwolił, by miłość do piłki przesłoniła młodemu napastnikowi cały świat, w tym szkołę. - Tata bardzo dbał, bym nie zaniedbywał nauki, tak jest zresztą do dzisiaj. Ja też jestem świadom tego, że te dwie rzeczy – piłka i nauka – muszą iść w parze – podkreśla wiślak. Przyznaje nawet, że do pewnego momentu wcale nie zakładał, że musi w przyszłości być zawodowym piłkarzem. - Dalej zakładam „plan B”! A nawet „plan C” – wyznaje.

W przeciwieństwie do brata Adama, jako dzieciak spędzał wolny czas nie tylko na boisku. Ciągnęło go do innych aktywności, nawet… wędkowania. - Brat był mocno „zapalony” na futbol, w każdej okrągłej rzeczy widział piłkę. Od początku był więc na to ukierunkowany. U mnie to początkowo wyglądało trochę inaczej, miałem wiele pasji. Z sukcesami uczęszczałem na taekwondo i na zajęcia artystyczne. Nawet na chwilę pojawiło się wędkarstwo – wspomina. - Tak jednak wyszło, że piłka nożna sprawiała mi najwięcej przyjemności i została ze mną najdłużej. W wieku 11 lat przeniosłem się do Wisły z Akademii Piłkarskiej 21 i wtedy zacząłem bardziej poważnie już podchodzić do piłki.

Dzięki temu, że uprawiał niejedną dyscyplinę sportu, znacznie poprawił koordynację ruchową. A przy jego sporym wzroście to bardzo ważne. - Zajęcia taekwondo na pewno mi dużo dały. Zresztą przykładowo Zlatan Ibrahimović ma czarny pas taekwondo, więc widać jak to może się przekładać na boiskowe warunki – wskazuje. - To było fajne doświadczenie, cenne ze względu na koordynację i rozciąganie ciała. W ten sposób zbudowałem sobie pewną bazę.

Na boisku od zawsze lubił wyprowadzać decydujące ciosy. – Od początku byłem zawodnikiem ofensywnym. Grywałem nie tylko na środku ataku, ale też w pomocy, czy na skrzydłach. Jednak odkąd pamiętam, głównym celem była dla mnie bramka – zawsze dążyłem do tego, by strzelać jak najwięcej goli – podkreśla. Jak dotąd, grał tylko dla klubów krakowskich: najpierw Bronowianki, potem wspomnianej AP 21 i wreszcie Wisły.

Od początku miał szansę podpatrywać na boisku brata. Obaj mają podobny ciąg na bramkę i instynkt snajperski. - Adam przecierał szlak, a Olek mógł się od niego uczyć – wskazuje trener Filipek. - Jako dzieci dużo czasu spędzaliśmy razem na boisku. Często bywało tak, że broniliśmy swoje strzały na zmianę, by każdy czerpał przyjemność z gry – wspomina Aleksander.

Filipek widzi między braćmi więcej podobieństw, niż różnic. Starszy z Buksów też grał dla Wisły jako nastolatek, ale teraz występuje już w Pogoni Szczecin. - Łączy ich np. lewonożność. Olek trochę wcześniej, niż brat wszedł do piłki seniorskiej, ale który będzie lepszy - czas pokaże. Ja obu życzę, by byli tą najlepszą wersją siebie – podkreśla szkoleniowiec. Przy czym sam Aleksander zaznacza, że chciałby uchodzić za gracza „obunożnego”. I uważa, że tych różnic między braćmi jest więcej, niż się wydaje: - Największe podobieństwo między nami można dostrzec w technice biegu czy w budowie ciała. Ale nie można oczekiwać, że będziemy grać tak samo.

Dzięki rodzinie, Olek miał okazję wcześnie przeżyć zagraniczną przygodę. - Wyjechałem do Austrii z bratem, jak miałem cztery lata. Mieszkaliśmy przez rok w Klagenfurcie. Chodziłem wtedy do tamtejszego przedszkola. Na pewno taki wyjazd dużo mi dał, bo poznałem inną kulturę, złapałem kontakt z tamtejszymi rówieśnikami – wspomina.

Rodzina Buksów nie przystaje do stereotypu rodziny piłkarskiej. Wiele osób wierzy, że najlepsi piłkarze wywodzą się z trudnych domów, gdzie od początku musieli walczyć o swoje, a piłka była dla nich jedyną szansą na wyrwanie się z problemów. W przypadku Olka i Adama było zupełnie inaczej. – Rzeczywiście, nie jest to stereotypowa rodzina piłkarza - robotnicza itp. Ale jak widać, w niczym to nie przeszkadza, a bywa pomocne, bo ma się trochę większe możliwości – wskazuje Filipek. I dodaje:- Brazylijczyk Kaka też pochodził z dobrze sytuowanej rodziny, a jednak w piłce wiele osiągnął.

Wierzy, że charakter sportowca można hartować również w cieplarnianych warunkach. Bo takie właśnie mieli obaj bracia Buksowie. Aleksandrowi na razie wytrwałości nie brakuje.
- Olek talent i predyspozycje miał zawsze. Zarówno mentalne, jak i techniczne – podkreśla Filipek. - Natomiast miał też cięższe momenty. Jak połączyliśmy drużyny, to Olek trafił do zespołu U-17 jako zawodnik dwa lata młodszy. Grał z 17-latkami, a miał lat niespełna 15. To był dla niego rzeczywiście trudny okres. Ale on miał obraną swoją ścieżkę i z niej nie zbaczał – wspomina.

Ta ścieżka na początku roku przywiodła go na zgrupowanie pierwszej drużyny Wisły. Mimo, że dopiero co skończył 16 lat. - Dostał nagrodę za swoją pracę – wkrótce potem debiutował w ekstraklasie, potem strzelił piękną bramkę. Ale on zdaje sobie sprawę, że jeszcze masa pracy przed nim – zaznacza Filipek. A sam Olek dodaje: - Szansa uczestnictwa w treningach pierwszej drużyny to był ważny bodziec dla mnie, zarówno mentalnie, jak i czysto piłkarsko. Na co dzień przesiaduję w szatni z zawodnikami o wiele lat starszymi, patrzącymi na świat inaczej niż moi rówieśnicy. Musiałem się na początku do tego przyzwyczaić.

Wisła Kraków. Kadra na wiosnę 2020. Piłkarze "Białej Gwiazdy...

Wydawało się, że ta jesień będzie należeć właśnie do Buksy. W końcu Wisła – poza doświadczonym Pawłem Brożkiem – nie ma w kadrze żadnego specjalnie bramkostrzelnego snajpera. A jednak po błyskotliwym występie przeciwko Jagiellonii Białystok przyszło Buksie znaleźć się na wiele tygodni poza meczową kadrą. Wszystko przez kontuzję.

- Zmagałem się ostatnio z dość niewdzięcznym urazem. To nie jest tak, że problem pojawił się na zgrupowaniu kadry U-17. To ciąg dalszy urazu, jaki miałem jeszcze przed wyjazdem na reprezentację, a który nie był do końca wyleczony. Chodzi o więzadła w stawie skokowym – tłumaczy Buksa.

Uraz dopadł młodego piłkarza, mimo że bardzo starał się takich kłopotów unikać, pomny problemów z kontuzjami, jakie męczyły jego brata. - W czasach, gdy brat był w wieku juniorskim nie było aż takiego nacisku na przygotowanie motoryczne czy dietę. Ja staram się podchodzić do tego bardziej kompleksowo. Często zostawałem po treningach i wykonywałem pracę typowo „pozaboiskową” – deklaruje młody wiślak. - Uczęszczam też na treningi motoryczne do Huberta Srokosza w CrossFit 72D. Zacząłem również współpracować z dietetykiem. Staram się dbać o te szczegóły.

Filipek ocenia: - Można uznać, że on w tym wszystkim absolutnie minimalizuje przypadek. Wiadomo, że pewnych urazów itp. nie da się uniknąć. Ale Olek stara się kontrolować swoją karierę na tyle, na ile się da. To dowód na jego dużą dojrzałość.

Dojrzałość ponoć przejawia się też tym, że nie zachłysnął się szumem, jaki ostatnio zrobił się wokół jego osoby. Kiedy razem z rówieśnikiem Danielem Hoyo-Kowalskim zadebiutowali w pierwszej drużynie Wisły, zrobili furorę. Bo tacy młodzi, lat 16 i mniej, a tu już przebijają się do ekstraklasy. Do tego Olkowi ciekawą karierę wróżono od bardzo dawna, wielu widziało w nim jeszcze większy talent, niż u brata. Gdy tylko media zorientowały się, że te przepowiednie zaczynają się spełniać, uderzyły w euforyczne tony. Pojawiły się tytuły o „nowym Lewandowskim”. Chłopakowi o słabszej psychice, natychmiast odkręciłby się kurek z wodą sodową.

Tymczasem Filipek przekonuje: - Olek nie zachłysnął się wcześniej tym, że zdobywał bramki w starszych kategoriach wiekowych czy wyjazdami na juniorskie reprezentacje. Ani później tymi treningami z pierwszym zespołem. Nie było żadnego „odlotu”. Tak jak trener Michał Probierz mówił o Michale Rakoczym z Cracovii, żeby mu kupić lodówkę i dużo lodu, tak u Olka lodówka jest cały czas, ale na razie lodu nie trzeba było przykładać.

Łatwo jednak się od medialnego szumu odciąć nie jest, zwłaszcza, że niektórzy już liczą wirtualne miliony z potencjalnego transferu napastnika za granicę. Mimo, że ten na razie koncentruje się przede wszystkim na powrocie do zdrowia. Sam Buksa ucina: - To jest sztuczne pompowanie balonika, wolę pracę w ciszy. To nie jest mi potrzebne, traktuję to tylko jako ciekawostkę.

A Filipek tonuje euforyczne tony. - Ja stoję na stanowisku, że na razie Olek nic takiego nie osiągnął, żeby nazywać go „nowym Lewandowskim”, bo ma na ten moment jedną bramkę w ekstraklasie. Takich zawodników sporo było. Olek ma świadomość, że ten szum mu nie pomaga. Ale próbuje robić wiele, żeby też mu nie szkodził. Duża była tu też rola ojca i brata Olka, by się tym wszystkim, co się dzieje wokół niego, nie zachłysnął.

Co więcej, działacze Wisły przyznają, że sami dalecy są od tego, by wirtualnie księgować jakieś sumy z ewentualnego transferu młodego napastnika. Mimo, że z ekonomicznego punktu widzenia sprzedaż Buksy w niedalekiej przyszłości byłaby dla klubu istotną pomocą. Przy Reymonta są jednak przekonani, że sama rodzina Olka w tym momencie stawiać chce na inny model rozwoju jego kariery – na cierpliwe postępy w warunkach ekstraklasy.

Mimo, że Aleksander ma piłkarskie ścieżki przetarte przez brata, wcale nie zamierza tej drogi, którą przeszedł Adam, po prostu skopiować. Rodzina Buksów przekonała się, że wyjazd za granicę w młodym wieku to nie tylko pewna szansa, ale i wiele pułapek. A na pewno nie powinien być celem samym w sobie.

- Olek jest bardzo inteligentny – na boisku i poza nim – i pewne rzeczy sam potrafi dostrzec. Na przykładzie starszych kolegów potrafi wyciągnąć wnioski, jak powinno się prowadzić swoją karierę albo jak nie powinno się tego robić – podkreśla Filipek.

Trudno nawet młodego Buksę namówić na to, by się po piłkarsku rozmarzył o przyszłości. Inni mówią: śni mi się La Liga! Albo: od dziecka patrzę na plakat Manchesteru United nad łóżkiem! A Buksa, z typowym dla siebie stoickim spokojem: - Moim zdaniem najlepszą obecnie ligą na świecie jest liga angielska. Osobiście jednak nie mam ulubionego klubu czy ligi.

Krakowski klub jest nastawiony na dalsze rozmowy z młodym napastnikiem o nowej umowie, bo dotychczasowa obowiązuje jeszcze tylko przez rok (do grudnia 2020). – Sytuacja jest cały czas rozwojowa i z pewnością zostaną podjęte rozmowy w tej kwestii. Staram się jednak przede wszystkim koncentrować na codziennej pracy – podkreśla Buksa.

Filipek podsumowuje: - Rozmawiałem z Olkiem przed trzema laty. Pytałem zawodników o cele na najbliższe pół roku oraz te długoterminowe. I Olek mówił, że chciałby awansować do juniorów starszych, potem pierwszej drużyny, pograć tam, zadomowić się, strzelać bramki. A potem wyjechać na zachód Europy. Na pewno więc któregoś dnia chciałby podążać drogą Kuby Błaszczykowskiego, czy Roberta Lewandowskiego. Natomiast nie jest tak prosto za granicą zabłysnąć. I uważam, że po stronie Olka nie będzie nerwowych ruchów. Jeżeli on będzie czuł, że ma wszystko, co potrzebne do rozwoju na miejscu, w Krakowie, to myślę, że nie zdecydują się na szybki wyjazd zagraniczny. Chyba, że ktoś naprawdę przedstawi im taką wizję rozwoju, że ich do tego przekona.

Na razie takiej wizji nikt z zewnątrz nie roztoczył. - Z tego, co wiem, to od czterech czy pięciu lat pan Adam – ojciec Olka - odbiera telefony od skautów i menedżerów z klubów zagranicznych. Ale skoro przez tyle lat nam ufał i widział, że to idzie w dobrą stronę, to myślę, że tak będzie dalej – uważa Filipek. - Oby kiedyś przyszedł taki moment, że Olek będzie „za duży” na ekstraklasę. Ale dużo pracy przed nim. Myślę jednak, że dopiero gdy on poczuje, że tu coś konkretnego osiągnął, to zdecyduje się na wyjazd.

Tekst z października 2019 roku

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska