Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków, góry, kuchnia, dziennikarstwo. Droga do marzeń Mateusza wiedzie przez Boston

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Archiwum Mateusza Chrobaka
Mateusz Chrobak niedługo skończy 17 lat. Ten pogodny chłopak z Sułkowic, który ma takie same marzenia jak wielu jego rówieśników. Mocno kibicuje Wiśle Kraków, uwielbia wycieczki górskie, jego pasją jest gotowanie, a w przyszłości chciałby zostać dziennikarzem sportowym. Na razie jednak jego myśli zaprząta przede wszystkim to, czy uda mu się niedługo wyjechać do Bostonu. Bo tylko tam lekarze obiecali się zająć jego chorym sercem.

Mateusz urodził się z wadą serca. - Wykryto ją u mnie jeszcze przed urodzeniem, a od pierwszego dnia, gdy pojawiłem się na świecie, jestem w leczeniu - mówi. Jego problem jest złożony, to wada serca TGA, VSD, PDA i niewydolność serca.

- Syn był leczony do czwartego roku życia w Polsce - opowiada mama Mateusza. - Gdy miał 3,5 roku przeszedł kolejną z wielu operacji, ale po niej powiedziano nam, że lekarze nie są mu już w stanie pomóc i żebyśmy cieszyli się każdym dniem jego życia. A Mateusz walczył na intensywnej terapii z całych sił i wyszedł z tego. Wiele razy słyszeliśmy, że nie ma nadziei, że lekarze nie są w stanie pomóc. Zjeździliśmy chyba wszystkie szpitale w Polsce. Byliśmy w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Zabrzu. Nikt nie chciał nam pomóc. Pierwszą operację Mateusza wykonywał profesor Edward Malec, ale profesor wyjechał z kraju. W desperacji napisałam do jego asystentki, teraz już pani profesor Katarzyny Januszewskiej z pytaniem, co mamy zrobić? Po chwili zadzwonił sam profesor Malec, żebyśmy przylecieli do niego do Niemiec. Od 2009 do 2021 roku Mateusz był już prowadzony przez lekarzy w Niemczech, najpierw Monachium, później w Munster. Gdy miał jedenaście lat doszło w trakcie operacji do rozległego zawału serca, ale też walczył. Lekarze powtarzali nam, że jest niesamowitym fighterem. Wyszedł z tego. Po dwóch tygodniach mogliśmy wracać do domu. W 2021 roku dostaliśmy z Munster wiadomość, że oni też nie są już w stanie pomóc. Mówili, że serce jest coraz bardziej niewydolne, a przeszczep jest bardzo ryzykowny. Znów zaczęłam szukać na całym świecie. Odmówiło nam wiele klinik - z Izraela, Szwajcarii, Stanów Zjednoczonych, aż wreszcie nadeszła odpowiedź z Bostonu, że podejmą się pomocy. Dają nam nadzieję, że pomogą Mateuszowi. Potrzebne są tylko pieniądze. Na sam początek musimy zgromadzić 200 tysięcy złotych, żebyśmy mogli tam polecieć na badania pod koniec września. Jeśli lekarze stwierdzą, że naczynie wieńcowe jest drożne, to wtedy będą mogli przeprowadzić operację i Mateusz będzie mógł żyć ze swoim sercem. Taka operacja będzie jednak kosztowała dwa miliony złotych. Robimy wszystko, żeby zgromadzić te środki.

Nie lubił futbolu, a później... zakochał się w Wiśle

O chorobie syna mówi głównie pani Ela. Mateusz nie lubi o tym opowiadać. Jako nastolatek woli zdecydowanie rozmawiać o swoich pasjach. Ożywia się wtedy. - Moimi pasjami są piłka nożna, gotowanie, góry - wymienia Mateusz. A po chwili dodaje z uśmiechem: - Z tą piłką nożną to jest ciekawa historia, bo do trzynastego roku życia mówiłem, że jej nie znoszę. Wynikało to tak naprawdę z tego, że sam nie mogę w nią grać. A później mój tata oglądał w domu mecz Wisły w telewizji. Zobaczyłem pełen stadion i coś się we mnie obudziło. Zapytałem tatę, czy mógłby mnie kiedyś zabrać na mecz do Krakowa. Pojechaliśmy. To było cztery lata temu. Wisła grała z Górnikiem Zabrze. Wygrała 3:0, ale nie to było najważniejsze. Poruszyła mnie przede wszystkim atmosfera na stadionie. Miałem łzy w oczach, gdy cały stadion śpiewał „Jak długo na Wawelu”. Do dzisiaj na wspomnienie tego aż mam ciarki.

Od tamtego momentu Mateusz razem z tatą Piotrem i starszym bratem Mikołajem w miarę możliwości regularnie jeżdżą na mecze Wisły. - Kupujemy karnety, wciągnęliśmy w to mamę i nawet jej przyjaciółkę - zdradza Mateusz.

- Mateusz bardzo przeżywa każdy mecz Wisły, nawet lekarzom czasami nie mówimy, że on je ogląda - przyznaje się pani Ela.

- Po meczu w Radomiu poszedłem do pokoju, zamknąłem się i długo siedziałem sam w ciszy. Oby to był tylko jeden sezon - zwierza się Mateusz, opowiadając nam jak kilka miesięcy temu przeżywał spadek Wisły z ekstraklasy po porażce z Radomiakiem.

Wejść rodzinnie na Czerwone Wierchy

Nie tylko futbol i Wisła Kraków interesują Mateusza. Wspomniane przez niego góry i gotowanie to kolejne rzeczy, o których opowiada z przejęciem. - W górach mogę się wyciszyć, potrafię tam zebrać myśli - mówi.

- Kiedyś Mateusz powiedział mi, że chciałbym z nami wejść na Czerwone Wierchy. I naszym marzeniem jest, żebyśmy kiedyś rzeczywiście poszli całą rodziną na taką wyprawę - dodaje pani Ela.

A co z tym gotowaniem? - Zaczęło się niewinnie - opowiada z przejęciem Mateusz. - Po kolejnej operacji nie mogłem wychodzić z domu, a żeby nie siedzieć tylko przy komputerze, poszedłem do kuchni pomóc mamie i po prostu poczułem, że mam smykałkę do gotowania. Pierwszym daniem, jakie udało mi się samemu, bez pomocny nikogo przygotować, była lasagne. Wszystkim się później tym chwaliłem. Od tamtego czasu staram się doskonalić umiejętności, oglądam programy kulinarne, a moim największym autorytetem w tym zakresie jest pan Robert Makłowicz.

Mateusz miał okazję spotkać się ze swoim idolem. Fundacja „Mam marzenie” chciała sprawić Mateuszowi prezent. Miał jechać na Anfield Road na mecz Liverpoolu, ale przyszła pandemia i wyjazd stał się niemożliwy. Fundacja zaproponowała w zamian nowy komputer, ale Matusz poprosił o zorganizowanie spotkania z Robertem Makłowiczem. Udało się.
- Nie gotowaliśmy co prawda razem, ale rozmowa była super. Pan Robert prywatnie jest jak taki fajny wujek. Byłem bardzo podekscytowany tym spotkaniem - wspomina Mateusz.

Mateusz jest uczniem liceum w Myślenicach. Choć dzisiaj najważniejszą sprawą dla niego jest wyjazd do Bostonu, to mocno wierzy, że wszystko zakończy się dla niego pomyślnie i będzie mógł zrealizować jeszcze jedno swoje marzenie - zostanie dziennikarzem sportowym.
- Lubię pisać, to jest coś, co mi wychodzi. Bardzo chciałbym kiedyś móc chodzić na mecze jako dziennikarz, zadawać pytania na konferencjach, opisywać wydarzenia sportowe. Muszę się nawet przyznać, że czasami w domu wyłączam dźwięk podczas meczu i próbuję sam komentować. Bardzo chciałbym kiedyś zdać maturę, pójść na studia dziennikarskie. Wierzę, że to wszystko się uda zrealizować - kończy Mateusz Chrobak.

Żeby pomóc Mateuszowi Chrobakowi można dokonywać wpłat na portalu siepomaga.pl pod tym linkiem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska