WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Stawiamy tezę, że Wisła ten mecz sama bardziej zremisowała niż doprowadził do tego Górnik. Nie umniejszamy zespołowi z Łęcznej chęci, ambicji, również pomysłu jak się do krakowian dobrać. Tylko, że nic z tego by nie było, gdyby w momencie gdy goście mieli pełną kontrolę nad meczem, udokumentowali to jeszcze przynajmniej jedną bramką. Szans na to było sporo. To był mecz, który Wisła po prostu powinna wygrać.
wislakrakow.com

Zastanawiali się wszyscy jak Wisła będzie wyglądała bez Luisa Fernandeza. Tego na pozycji „dziesięć” zastąpił Joan Roman Goku i już w pierwszym meczu pokazał, że „Biała Gwiazda” ma świetnego reżysera gry, który swoim stylem będzie pasował do tej drużyny. Goku zaliczył bardzo dobre wejście w nowy zespół. Już zapisał na swoje konto pierwsze liczby i coś nam się wydaje, że one będą systematycznie rosły. wislakrakow.com

Siła ofensywna Wisły będzie w dużej mierze oparta na skrzydłach i one w Łęcznej funkcjonowały dość dobrze. Zarówno Miki Villar jak i Jesus Alfaro nie bali się wchodzi w dryblingi. Może jeszcze nie za każdym razem przynosiło to efekty, ale potencjał był widoczny. Pierwsze konkrety też. W kolejnych meczach to też będzie siła „Białej Gwiazdy”. Wojciech Matusik

W sobotę Wisła długo prowadziła grę, była szczelna w drugiej linii, nie pozwalała po prostu rywalom na zbyt wiele. Problemy zrodziły się wtedy, gdy boisko zaczęli opuszczać podstawowi zawodnicy na mecz z Górnikiem. Zmiany, jakich dokonał trenerski sztab w Łęcznej nie tyle, że nie dały drużynie impulsu, co wprowadziły w środek pola chaos, wręcz przeszkodziły. Z tego, co wiemy, że za Vullneta Bashę miał wejść Tachi, a nie Dawid Olejarka, ale Hiszpan na ławce dostał w pierwszej połowie żółtą kartkę i nie chciano ryzykować ewentualnego osłabienia. Bez względu jednak na przyczynę, to po prostu fakt, że w sobotę po zmianach Wisła wyglądała dużo gorzej niż przed nimi. One po prostu Radosławowi Sobolewskiemu tym razem kompletnie nie wyszły, choć były w jakimś stopniu reakcją na zmiany, jakie dokonywał Ireneusz Mamrot. Różnica polegała jednak na tym, że zmiennicy Górnika dali swojemu zespołowi pozytywny impuls, a ci wiślaccy nie tylko nie dali, ale wręcz obniżyli poziom gry całej drużyny. wislakrakow.com

W przerwie letniej Wisła dużo pracowała nad poprawą organizacji gry w obronie. W Łęcznej może rywale nie stwarzali wielu okazji na gole, ale też krakowianie dali je sobie strzelić w zdecydowanie zbyt łatwy sposób. Co do pierwszego, nie będziemy się aż tak mocno czepiać, bo dużo w tym było przypadku. Choć z drugiej strony wszystko jest kwestią koncentracji. Takiej stuprocentowej. Bo w ogóle nie doszłoby do tej sytuacji, gdyby chwilę wcześniej Alvaro Raton dokładniej wybił piłkę. Przy drugim golu jednak zabrakło w polu karnym krycia i przede wszystkim asekuracji. Najpierw wiślacy pozwolili oddać strzał głową Karolowi Podlińskiemy, a później Adam Deja strzelał z zaledwie kilku metrów. I nikogo przy nim nie było. Czyli jak Wisła traciła gole po stałych fragmentach w poprzednim sezonie, tak zaczęła je tracić również w nowym. Andrzej Banaś

Trener Radosław Sobolewski przyznał po końcowym gwizdku, że od pewnego momentu tego spotkania jego zespół stracił kontrolę nad meczem. I trudno się z tą tezą nie zgodzić. Co odebrało jednak Wiśle tę kontrolę? Była już mowa o tym chwilę wcześniej, zmiany. Po prostu nowi zawodnicy nie weszli dobrze w mecz, zaczęły mnożyć się straty, a to napędzało Górnika. Wcześniej, gdy Wisła tak łatwo piłki odbierać sobie nie dawała w środku pola, to miejscowi zawodnicy mieli ogromny problem, żeby coś sensownego skonstruować. Andrzej Banaś

Wisła Kraków latem sprowadziła ośmiu piłkarzy do pierwszej drużyny i wszyscy oni zadebiutowali w meczu z Górnikiem Łęczna. To mimo wszystko mocno niecodzienna sytuacja, że w jednym spotkaniu nowi gracze wchodzą do gry taką ławą. W końcowym rozrachunku to zrodziło więcej problemów niż pomogło drużynie. Bruno Opoka/wislakrakow.com

Ależ posypały się kartki dla wiślaków od pierwszego meczu i nawet pierwszej minuty, bo błyskawicznie „żółtko” zobaczył Igor Łasicki, a później kartonikami ukarani zostali jeszcze Tachi na ławce, a po przerwie: Goku, Junca, Villar i Olejarka. No i jeszcze asystent trenera Radosława Sobolewskiego Bogdan Zając. Muszą krakowianie z tymi kartkami uważać, bo jak będą je łapać w takim tempie, to za moment pół drużyny będzie pauzować. Kurier Lubelski

W piłce nożnej są takie momenty, które pokazują czy dana grupa zawodników tworzy zespół czy tylko zlepek indywidualności. Te momenty są czasami nieoczywiste. I taki moment miał miejsce w końcówce meczu, gdy doszło do przepychanek na połowie Górnika po jednym z fauli. Do „bitki” ruszyli prawie wszyscy piłkarze Wisły. I to jest też jakiś wyznacznik tego, że atmosfera w drużynie musi być dobra skoro jeden idzie za drugiego. Choć oczywiście wolelibyśmy widzieć współpracę bardziej piłkarską niż w takich sytuacjach. Kurier Lubelski

Wisła w kolejnym meczu zagra z Polonią Warszawa, której w pierwszej kolejce trzy gole przy ul. Konwiktorskiej strzelił GKS Tychy. Powiedzmy sobie szczerze, tutaj tłumaczeń nie będzie już żadnych. „Biała Gwiazda” ze swoją siłą ofensywną powinna w Warszawie po prostu wygrać. Wtedy zrealizowany byłby plan minimum na dwa pierwsze wyjazdowe mecze, czyli cztery punkty. Kurier Lubelski

Wideo