Potencjał jest w ludziach
Tzw. grupa „Potencjalnych” to ludzie, którzy ponad rok temu skrzyknęli się, by pomagać innym. Inicjatorem całego zamieszania jest Leszek Pierzchała. Znajomi mówią o nim - człowiek wielkiego serca, ale on sam nie uznaje takiego określenia.
- To ja korzystam, nie finansowo - ale po ludzku - z kapitału społecznego innych ludzi - mówi Leszek Pierzchała. - Gdy potrzeba, chowam lenia, wyciągam aktywistę i działamy - śmieje się. Przekonuje, że w każdym jest potencjał do pracy dla innych. On ma tylko niezwykły dar odkrywania go.
Po raz pierwszy dał się poznać jako Mikołaj w grudniu 2015 r. Rok później powtórzył akcję z całym sztabem Mikołajów i Śnieżynek.
Prezenty dostały nie tylko dzieci, ale również seniorzy. Jakby tego było mało, zorganizowali „karpia” dla kilku samotnych osób, a panu Janowi wigilię. - Koleżanka zobaczyła zdjęcia po tej wieczerzy i zadzwoniła, że kupuje farby, żeby odświeżyć mu pokój - wspomina społecznik.
Pomysł podchwycili jego znajomi i lokalni przedsiębiorcy. I tak z jednego pokoju do odnowienia, zrobił się drugi i pozostałe pomieszczenia. Ktoś ofiarował firanki, ktoś inny karnisze, znalazła się firma, która zasponsorowała rolety do okien. - Jest też nowa lampa i wykładzina. Ktoś zatroszczył się o codzienny transport z Oświęcimia do Osieka, gdzie pan Jan nocował w kompleksie hotelowo-wypoczynkowym „Molo”, jako gość jego właścicieli.
- Po prostu bajka - mówi zachwycony pobytem Jan Ciaputa. - Łóżko było wygodne, piękny pokój z telewizorem i jedzenie bardzo dobre. Nie wiem tylko, jak się odwdzięczę - zaznacza.
Na zielono i beżowo
Dom przy ul. Zwycięstwa w ciągu zaledwie trzech dni zmienił się nie do poznania. Kilka osób malowało ściany w kolorze soczystej zieleni i beżów - ulubionych kolorów pana Jana. Po ekipie remontowej wpadła sprzątająca.
- Nikt mnie do niczego nie zmuszał - mówi Joanna Bąk z ekipy „Potencjalnych”. - Po prostu Leszkowi nie odmawia się - śmieje się młoda kobieta. Wszyscy wolontariusze tak właśnie mają - pomagają, bo chcą, w myśl zasady „Kto z nami przestaje, ten dobry się staje”.
Metamorfozę przeszedł dom, ale również pan Jan, o co postarały się profesjonalne fryzjerki. Gdy przyszedł czas powrotu do domu, radości nie było końca. Polały się łzy - tym razem szczęścia. - Nie myślałem, że coś takiego mnie spotka. Gdy los rzucił mnie do Oświęcimia, byłem tu sam - opowiada pan Jan. Ale zaraz się rozpromienia na myśl o nowych przyjaciołach. - Wiosną zaproszę ich na grilla do ogrodu - obiecuje.