Wykorzystała skrajną naiwność, brak racjonalizmu pokrzywdzonej, wywołała w jej psychice nieprawdziwy obraz rzeczywistości, że jest w stanie powstrzymać niebezpieczeństwo, jakie grozi bliskim pokrzywdzonej. Podsycała tę wizję, by uzyskać kolejne przekazy pieniędzy - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Beata Brysiewcz.
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w czwartek głośny proces, w którym na ławie oskarżonych zasiadała białostoczanka przedstawiająca się jako wróżka, szamanka, znachorka. Sąd nie uwierzył w jej nadprzyrodzone moce i skazał Edytę M. na karę dwóch lat bezwzględnego więzienia. Za oszustwo. Sąd ocenił, że oskarżona 42-latka przez rok - od lipca 2011 do sierpnia 2012 roku - wyłudziła od małżeństwa z Sokółki co najmniej 550 tys. zł.
Wróżka i znachorka Edyta M. oskarżona o oszustwo na 550 tys. zł. Twierdzi, że ma nadprzyrodzone moce
- Poznałam ją przez kuzynkę. W tym czasie córka moczyła się w nocy, syn był chudy, nic nie jadł. Poszłam z tym problemem do niej. Mówiła, że widzi więcej niż my. Że moim dzieciom grozi choroba nowotworowa. Wystraszyłam się bardzo. Chciałam temu zaradzić, ona mówiła, że trzeba płacić - opowiadała pokrzywdzona na jednej z rozpraw.
Za pierwszą wizytę u Edyty M. zapłaciła 200 lub 300 zł. W miarę kolejnych spotkań znachorka żądała większych kwot. Nawet 30 tys. zł. Alina M. w tajemnicy przed mężem wydała całe oszczędności, pożyczała pieniądze od rodziny, brała kredyty. Była o włos od zaciągnięcia hipoteki pod zastaw domu.
W czwartek pokrzywdzonej nie było na ogłoszeniu wyroku. Bała się, że znów spotka Edytę M. Jej mąż mówił dziennikarzom, że nie liczą na to, że Edyta M. zwróci im pieniądze.