- Po okresie niepowodzenia, wreszcie są powody do zadowolenia.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Na takim torze można wygrywać
- No pewnie. Drużyna powoli się krystalizuje i widać, że zaczyna powstawać taki zespół, na jakim nam zależy. Sprawdzimy jeszcze jednego zawodnika obecnej kadry, ale to już w którymś z meczów pod koniec sezonu, bo bardzo zależy nam na zbudowaniu zespołu na przyszły rok. Chcemy mocnej drużyny, aby awansować do ekstraligi.
- Chodzi o Australijczyka Josha Grajczonka?
- Tak jest, mamy zamiar sięgnąć właśnie po tego zawodnika. Dołączając go do składu przekonamy się, w jakim stopniu podniesie jakość zespołu. W tej chwili zastanawiamy się, kiedy dać mu szansę. Przed nami dwa mecze wyjazdowe, a dopiero pod koniec czerwca pokażemy się na swoim stadionie.
- Dlaczego tak długo kibice musieli czekać na emocjonujące zawody w Krakowie, okraszone dopiero trzecim w tym sezonie zwycięstwem swoich ulubieńców?
- Rzeczywiście, za nami niezwykle pasjonujący mecz, kibice nie mieli prawa narzekać na brak emocji, ale takich spotkań było już kilka na naszym stadionie.
- Zgoda, ale nie w bieżącym sezonie.
- Ma pan rację, już dawno nie było tak porywającego widowiska, aby dopiero ostatni bieg decydował o zwycięstwie. Nie ma nic piękniejszego od ciągłej walki na dystansie, niezliczonych mijanek, a przy tym oczekiwanej przez nas postawy zawodników Speedway Wandy.
- Wydaje się, że klucz do takiego widowiska odnalazł się w odpowiednio przygotowanej nawierzchni toru. Zgadza się Pan z taką tezą?
- To prawda, wyciągamy wnioski i idziemy w bardzo dobrym kierunku, ale to należy się naszym kibicom. Widziałem, jak mocno przeżywali porażki, a teraz nie kryli się z okazywaniem radości. Nie zamierzam usprawiedliwiać zawodników po ostatniej przegranej z Orłem, ale niedzielne mecze pokazały, że łodzianie są naprawdę mocną drużyną. W końcu wygrali na wyjeździe z dotychczas niepokonanym Lokomotivem Daugavpils.
- Zawodnicy, którzy trenowali w sobotę w Nowej Hucie, chwalili sobie, że podczas meczu tor był identycznie przygotowany i w końcu twardy, a nie przyczepny. Natomiast są też tacy żużlowcy, jak Australijczyk Sam Masters i Grzegorz Walasek, którzy przyjechali prosto na zawody i zostali najskuteczniejszymi zawodnikami w zespole.
- To tylko pokazuje klasę obu sportowców. A odnośnie Mastersa, w końcu musieliśmy go sprawdzić i bezwzględnie chcieliśmy na niego postawić, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Widać u tego żużlowca werwę, chęć do jazdy i wolę rywalizacji.
- Aż dziw, że po przegranym meczu w Rzeszowie ze Stalą, Masters na długie tygodnie wypadł ze składu.
- Wówczas pojechał bardzo słabo, co nie zmienia faktu, że bardzo szybko został przez nas odstawiony. Uważam, że niepotrzebnie, należało dać mu kredyt zaufania przynajmniej w jeszcze jednym meczu, co prawdopodobnie wyszłoby nam na korzyść.
- Być może podobna sytuacja dotyczy też Daniela Pytela, który popadł w niełaskę po kompletnie nieudanych zawodach na inaugurację sezonu. Doświadczony zawodnik zdobył tylko dwa punkty i od razu trafił na ławkę rezerwowych, z której wciąż nie został przywrócony.
- No tak, tyle że Pytel kompletnie nic nie pokazuje na treningach. Niech zainwestuje w motory i wywalczy sobie miejsce na torze, bo jeszcze chcemy skorzystać z jego usług.
- Rzecz w tym, że Pytel, jak sam mówi, poczynił ogromne inwestycje w sprzęt. Pomógł mu krakowski klub, ale zawodnik wydał też swoje wszystkie oszczędności.
- Nieprawda, przyjeżdża z takimi motorami, że wszyscy wyprzedzają go na treningach. W takiej sytuacji jak możemy go puścić w bój po ligowe punkty?
- Jest Pan pewny swoich słów?
- Oczywiście, Pytel na treningach nie zachwyca. Swoją jazdą nie udowadnia, że jest świetnym zawodnikiem.
- Jaka atmosfera panuje w zespole?
- Początek był trudny, ponieważ musieliśmy spasować się z różnymi osobowościami, natomiast po ostatnim meczu z Orłem Łódź odbyłem z chłopakami bardzo mocną, wręcz ostrą rozmowę. W niedzielę to przyniosło skutek. Zawodnicy pokazali, że chcą być drużyną. Przed meczem przyszedł do mnie Grzesiek Walasek i powiedział: „Prezesie, proszę się nie denerwować, po prostu poprzednio wyszedł nam taki dziadowski mecz”. Grzesiek obiecał, że zrobią wszystko, aby się zrehabilitować. Jak powiedział, tak zrobili. Gdyby nie defekt z powodu zerwania łańcucha, Walasek zdobyłby, licząc bonus, komplet punktów.
- Proszę wyjawić, jakie słowa skierował Pan do żużlowców?
- Zrugałem chłopaków. Powiedziałem im, że jeśli chcą przyjeżdżać na wycieczkę, to nie do nas. W Krakowie nie jeździ się rekreacyjnie, lecz po to, aby zdobywać punkty, cieszyć oczy kibiców i sięgać po zwycięstwa. Dodałem: „wstydu nie róbcie, jeździcie dla ludzi. Chcecie pozbyć się kibiców?”.
- Próbowali z Panem dyskutować?
- A skąd, była cisza, jak makiem zasiał. Nikt nie wypowiedział ani pół słowa. Moje wystąpienie nie spotkało się z żadnym sprzeciwem.
- A miał Pan obawy, decydując się na taką przemowę? Efekt monologu mógł być pożądany, ale równie dobrze mógł Pan całkiem destrukcyjnie wpłynąć na zespół.
- Wyszedłem z założenia, że gorzej już być nie może. Tym bardziej jestem zadowolony, że mecz z Gdańskiem był o niebo lepszy pod każdym względem.
- Naprawdę nosił się Pan z zamiarem, co zostało zasłyszane na trybunie honorowej, aby ukarać finansowo zawodników, nie wypłacając im pieniędzy za porażkę z łodzianami?
- Faktycznie powiedziałem, że powinna być możliwość ukarania zespołu za niesportową jazdę. Tak, to była niesportowa i nieambitna postawa! Za to powinni ponieść finansowe konsekwencje, ale w końcu powiedziałem „no nie, trudno”. Czasami trzeba ugryźć się w język i pewne kwestie przemilczeć. Póki co, wreszcie wygrali i obiecali mi, że przywiozą jakieś punkty z wyjazdów, więc poczekam, co się wydarzy.
- W rozmowie z zawodnikami poruszył Pan temat kar finansowych?
- Tak, powiedziałem im wprost, że czas najwyższy, aby rozważyć wprowadzenie takiej sankcji. Za świetną jazdę należy nagradzać, a za niesportową postawę - moim zdaniem - byłoby warto mieć jakąś możliwość pociągnięcia zawodników do odpowiedzialności.
- W Krakowie już był przerabiany temat finansów, co prawda w innym kontekście, bo klub zalegał żużlowcom z wypłatami i pamięta Pan, jak bardzo ucierpiał wizerunek Speedway Wandy w środowisku.
- Doskonale pamiętam, jaka ciągnęła się opinia o naszym klubie... Dlatego nie zrobimy nagłego ruchu i nie zabierzemy zawodnikom części pieniędzy. Uważam jednak, że tego typu paragraf powinien być wpisywany do kontraktu.
- Jak to miałoby wyglądać w praktyce?
- Bardzo prosto. Jeśli zawodnik ma zdobywać 10 punktów, a przywozi tylko dwa „oczka”, to nie spełnia pokładanych w nim nadziei i jest podstawa, by nałożyć karę. Sportowiec musi mieć świadomość, że nie tylko zawiera umowę z klubem, ale także zobowiązanie względem kibiców, którzy płacą za bilety i przychodzą oglądać, jak przykłada się do zwycięstw ich ukochanego klubu.
- Rozważa Pan taki zapis w kontraktach przed kolejnym sezonem?
- Nie, ale będę chciał zbudować naprawdę bardzo mocną drużynę. Część zespołu już się klaruje, resztę zawodników musimy dołożyć, zwłaszcza dopieszczając formację młodzieżowców. Pozytywny sygnał wysyła Eryk Budzyń, z niego może być pociecha, tylko musi zainwestować w silniki.
- A kto jest największym rozczarowaniem?
- Bez wątpienia Chris Harris, uczestnik cyklu Grand Prix, po którym wiele sobie obiecywaliśmy, a facet zawiódł na całej linii. To nasza największa porażka od czasu reaktywacji sekcji.
- Chodzi Panu po głowie zupełnie odmieniona kadra?
- Jeśli do końca sezonu zobaczę, że chłopaki się zgrywają, to nie potrzeba nam diametralnie innego zespołu. Mamy naprawdę fajnych i utalentowanych zawodników. Uważam, że w końcu warto będzie postawić na stabilność, ciągłe zmiany nie są niczym dobrym. Liderem zespołu w dalszym ciągu mógłby być świetny Walasek.
- Brawo, pierwszy raz słyszę, jak mówi Pan o potrzebie stabilności.
- A widzi pan (śmiech). Jeśli zawodnik będzie wiedział, że ma dobry klub, niezłe i pewne pieniądze, to będzie czuł się bezpiecznie i nie oglądając się za innymi opcjami, powinien odpłacić się nam dobrą jazdą.
- W budowaniu stabilności ważne też by było, aby żużlowcy mieli względny spokój i nie żyli obawami, że po jednym niepowodzeniu stracą miejsce w składzie.
- Zgoda, to da im poczucie wartości, że nasz klub o nich dba. Wtedy sami powinni odpłacić się tym samym, czyli równą jazdą na miarę potencjału, a po niepowodzeniu szybką rehabilitacją.
- Jakiego miejsca oczekuje Pan na zakończenie tego sezonu?
- Pierwszej „czwórki”, ponieważ nadal mamy szansę, aby odrobić stratę i dołączyć do najlepszych. Widzę nas w czołówce, a nie w dolnych rejonach tabeli.