A zaczęły się one w chwili gdy ukochany pies Kory o elektryzującym imieniu Ramona otrzymał z zagranicy paczkę z 60 gramami marihuany. W ślad za tym poszła rewizja w domu piosenkarki, która wraz z partnerem oficjalnie popierała legalizację marihuany.
Znaleziono niewielkie ilości narkotyku, a za ich właścicielkę uznano nie Ramonę, która - sądząc po otrzymanej przesyłce - nieźle pociąga, ale jej właścicielkę. Trochę na zasadzie, że za przewinienia dzieci odpowiadają rodzice - co wielkimi literami wypisano na klatce schodowej bloku, w którym mieszkam, a co jednak nie przeszkadza małolatom anonimowo ryć ściany.
Całe to medialne zamieszanie, które epilog znajdzie w sądzie, przypomniało światu o istnieniu piosenkarki, z czego powinna być zadowolona. Pozwoliło też partnerowi Kory na prezentację rycerskości: stwierdził, że trawka jest jego, a służy badaniom naukowym...
Oby jeszcze zdarzenie to stało się wystarczającym powodem do rozstrzygnięć prawnych, czy i ile miękkich narkotyków wolno obywatelowi posiadać. Tak, aby o wpadce nie decydował przypadek, który Korę może kosztować trzy lata w miejscu odosobnienia - z dala od bankietów i ciekawskich mediów. No i bez Ramony i jej skręta.
Krakowski szybki tramwaj na pięciu nowych trasach - sprawdź!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!