17-letnia Gauff to wielka nadzieja amerykańskiego tenisa, a rodacy widzą w niej następczynię Sereny Williams (dwa lata temu na kortach Wimbledonu pokonała jej siostrę Venus). W normalnych okolicznościach zdecydowaną faworytką byłaby w tym pojedynku Świątek. Nie tylko dlatego, że jest o dwa lata starsza i sklasyfikowana o dwadzieścia miejsc wyżej w rankingu WTA (jest w nim 15., a jej rywalka 35.).
Okoliczności nie były jednak normalne, bo z powodu deszczu Polka swój ćwierćfinał (z Eliną Switoliną) rozegrała dopiero w sobotę przed południem (zaczęło się o 11). I choć styl, w jakim rozprawiła się z szóstą obecnie rakietą świata był imponujący, można było mieć obawy o to, czy zdoła wspiąć na podobny poziom po zaledwie kilku godzinach odpoczynku (rozpoczęło się o godzinie 16).
Tym bardziej, że Amerykanka nie zmęczyła się zanadto w swoim ćwierćfinale z Australijką Ashleigh Barty. Liderka światowego rankingu skreczowała na początku drugiego seta (mimo, iż prowadziła 6:4, 2:1).
Początek meczu nie potwierdzał na szczęście tych obaw. Świątek nie kalkulowała i już w trzecim gemie przełamała Gauff. Chwila dekoncentracji Polki pozwoliła jednak Amerykance wyrównać na 4:4 i ostatecznie wszystko rozstrzygnęło się w tie-breaku. W nim od stanu 0:1 nasza tenisistka wygrała sześć piłek z rzędu i zrobiło się 6:1. Dwie pierwsze piłki setowe Gauff zdołała jeszcze obronić, ale przy trzeciej była już bezradna.
Drugą partię Świątek rozpoczęła się z przytupem, bo w swoich dwóch pierwszych gemach serwisowych wygrała wszystkie punkty, a w pierwszym popisała się zagraniem (między nogami), które śmiało mogłoby kandydować do miana akcji dnia. A może nawet całego tygodnia.
W trzecim gemie znów podkręciła w dodatku tempo i przełamała Amerykankę, obejmując prowadzenie 3:1. Gauff nie składała broni i w kolejnym gemie miała nawet dwa break pointy. Polka zdołała się jednak wybronić i podwyższyć na 4:1. Przy stanie 5:1 ubiegłoroczna mistrzyni Roland Garros mogła dokończyć dzieła przy własnym podaniu. Nie wykorzystała jednak tej szansy, kończąc w dodatku gema podwójnym błędem serwisowym.
Po chwili zrobiło się 5:3. W swoim kolejnym gemie serwisowym Polka prowadziła już 40:0 i miała do dyspozycji trzy piłki meczowe. Pierwszą Amerykanka obroniła, przy drugiej Świątek znów zrobiła "podwójnego". Trzecia próba była już na szczęście udana.
Dla Świątek to drugi w tym roku finał turnieju rangi WTA. W lutym w Adelajdzie (WTA 500) była bezkonkurencyjna.
W Rzymie jej rywalką w niedzielnym meczu o tytuł będzie Czeszka Karolina Pliskova, która pokonała w półfinale 6:1, 3:6, 6:2 Chorwatkę Petrę Martić.
Bez względu na jego wynik polscy kibice mogą z większym optymizmem czekać na wielkoszlemowe Roland Garros, który w tym roku wystartuje 30 czerwca. Forma Polki na kortach ziemnych rośnie, szanse na obronę tytułu w Paryżu również...
