Pierwotnie Świątek i Switolina miały zagrać w piątek (o 18). Plany pokrzyżowała im jednak pogoda, bo deszcz opóźnił rozegrania poprzednich spotkań. Organizatorzy czekali do godziny 20, ale w końcu podjęli decyzje o przełożeniu meczu na sobotę. Podobnie zresztą jak innych zaplanowanych na piątkowe popołudnie pojedynków (swojego starcia nie dokończyli m.in. Novak Djoković ze Stefanosem Tsitsipasem).
Ostatecznie tenisistki pojawiły się na korcie o godzinie 11. Nie wiadomo czy wczesna pora rozgrywania pojedynku dobrze wpłynęła na naszą tenisistkę, czy po prostu w końcu "wstrzeliła" się w swoją ulubioną nawierzchnię (rok temu wygrała na niej wielkoszlemowe Roland Garros). W końcu jednak dobrze zaczęła spotkanie.
W poprzednich meczach miała z tym problemy. Z Alison Riske przegrywała w pierwszym secie 1:4. Z Madison Keys broniła (w sumie trzech) piłek setowych. W 1/8 finału przegrała pierwszą partię z Barborą Krejcikovą.
Tym razem zaczęła za to znakomicie, bo już w drugim gemie przełamała Switolinę, a po chwili objęła prowadzenie 3:0 i już go nie oddała, choć Switolina miała swoje szanse. Bardziej zacięta była druga partia, w której do stanu 5:5 obie tenisistki po dwa razy przegrywały swoje gemy serwisowe. Ukrainka nie wytrzymała jednak nerwowo końcówki, a po jej dwóch autowych zagraniach Świątek dostała w prezencie dwa break pointy i zarazem dwie piłki meczowe. Wykorzystała pierwszą.
Polka jeszcze tego samego dnia wieczorem rozegra półfinał. W nim czeka na nią Amerykanka Cori Gauff.
