Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybitna polska klawesynistka opowiada o swoich pasjach i... Japonii

Maria Mazurek
Elżbieta Stefańska: bez muzyki byłoby w moim życiu pusto, smutno i cicho. W muzyce znajdziemy wszystkie emocje
Elżbieta Stefańska: bez muzyki byłoby w moim życiu pusto, smutno i cicho. W muzyce znajdziemy wszystkie emocje Anna Kaczmarz
Jest jedną z najlepszych na świecie klawesynistek. Ale prof. Elżbieta Stefańska ma też drugą pasję: Japonię. Od 30 lat jeździ tam koncertować i uczyć studentów. Marii Mazurek opowiada, co takiego jest w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Czy Chopin jest w Japonii wciąż w modzie, Pani Profesor?
Niech odpowiedzią będzie to, że za kilka dni wyruszam do Japonii na festiwal, który będzie nosił imię mojej mamy - Haliny Czerny-Stefańskiej, pianistki, która szczególnie ukochała sobie Chopina.

Japończycy doceniają Pani mamę bardziej niż Polacy?

Przede wszystkim bardziej niż my doceniają Chopina. Japończycy dziwią się, gdy się ich pyta, czy Chopin był dobrym kompozytorem. Dla nich jest oczywiste, że był geniuszem. Dziwią się też, jak Polacy nie wiedzą czasem, gdzie jest Żelazowa Wola. Bo oni to wiedzą. Również młodzi.

Jak zaczęła się Pani przygoda z Japonią?

Moi rodzice wyjeżdżali do Japonii jako jedni z pierwszych Polaków - tata na wykłady, bo był wybitnym nauczycielem muzyki, mama - koncertować. Widzi pani tę zbroję samurajską? Pochodzi z XVII wieku i jest prezentem dla mamy od studentki. W tym mieszkaniu jest zresztą mnóstwo japońskich pamiątek. Trudno było nie zafascynować się tym krajem, tak oddalonym wtedy nie tylko od socjalistycznej Polski, ale Europy w ogóle.

Pani też dość szybko zaczęła wyjeżdżać z rodzicami na koncerty do Japonii.
W latach 80. promowałam tam klawesyny Kawai, oczywiście koncertując na nich. Później odwiedzałam moją mamę, która spędziła w Japonii kilka ostatnich lat swojego życia. Była tam profesorem zwyczajnym na uniwersytecie w Tokio, zresztą - najlepszym uniwersytecie muzycznym w Japonii. Poza tym mam córkę Japonkę.

Jak to!?
W 2001 roku na kurs prowadzony przez moją mamę przyjechała 20-letnia Japonka, Mariko Kato. Ale tak się złożyło, że moja mama wtedy zmarła. Trzeba było jakoś zaopiekować się tą sympatyczną dziewczyną. Na początek po prostu traktowałam ją jak niedoszłą studentkę mojej mamy, ale szybko pokochałam jak córkę. I Mariko zamiast zostać tu dwa lata, została do teraz. Razem mieszkamy, z myślą o niej założyłam prywatną szkołę muzyczną w swoim domu. Mariko skończyła Akademię Muzyczną, przyjęła chrzest - choć przecież nikt jej do tego nie namawiał. Ona zrozumiała Polskę, choć przecież Polskę zrozumieć łatwo nie jest. Nie mam innych dzieci, więc Mariko dopełniła mi moje życie. Czasem mówię do niej: jesteś dla mnie jak córka. A ona oburza się: co znaczy "jak"? Przecież nią jestem.

Dużo ma Pani uczniów?

Sporo. Bo uczę i w muzycznej szkole średniej przy Basztowej w Krakowie, i w Akademii Muzycznej, i tutaj - u siebie w domu.

Klawesyn czy coś jeszcze?

Można uczyć się tu gry na fortepianie, śpiewu, na czym się chce - bo zajęcia prowadzę nie tylko ja. I można zacząć w każdym wieku. Znam przypadki, że ktoś zafascynował się muzyką klasyczną jako dorosły człowiek. Tacy ludzie to często później najwięksi melomani.

A jeśli ktoś po prostu nie ma muzycznego talentu?
Nie ma takich ludzi - każdy jest w stanie nauczyć się śpiewać lub grać na instrumencie. Może trzeba do tego więcej czasu i więcej cierpliwości, może jest pewna granica, do której może dojść - ale warto próbować.

Po co właściwie?
Bo muzyka rozwija dwie półkule naraz, ćwiczy pamięć. Bo ucząc się śpiewu czy gry na instrumencie stajemy się lepszymi odbiorcami muzyki. Bo mamy odskocznię, jakiś oddech po pracy. A przede wszystkim dlatego, że muzyka - i sztuka w ogóle: malarstwo, architektura, rzeźba - czynią nas wrażliwszymi ludźmi. Jeśli nie ma w życiu sztuki, to jest jakaś luka i człowiek zaczyna się nudzić, robić głupie rzeczy. Wiele rzeczy jest dziś takich naskórkowych, płytkich. Muzyka dodaje głębi. Nawet jeśli jesteśmy amatorami.

Ale czy muzyka klasyczna nie jest we współczesnym świecie przeżytkiem?
A czym według pani jest współczesność?

Chwilą.
Właśnie. A wielu ludziom wydaje się chyba, że współczesność będzie trwała wiecznie. Tymczasem ten, który najbardziej podąża za modą, najszybciej staje się wstecznikiem. Więc odpowiadając na pani pytanie: muzyka klasyczna nigdy nie będzie przeżytkiem. Natomiast niestety nie jest teraz w Polsce w modzie. Cywilizacja ma swoje lepsze i gorsze okresy dla rozwoju wrażliwości i nie sądzę, żeby ten był dobry. Ale historia, pamiętajmy o tym, jest tworem żywym.

Czy nie jest tak, że to szkoła pozostawia w nas wrażenie, że historia się już skończyła? Że demokracja jest ostatecznym ustrojem politycznym, a granice na zawsze pozostaną takie same?
Szkoła, to bardzo mnie zasmuca, nie zawsze dobrze wypełnia swoją rolę. A żeby zrozumieć ten świat i przeżyć swoje życie pięknie, trzeba mieć świadomość tego, co było przedtem, tego, co jest teraz i wyobrażenie tego, co będzie później.

Muzyka tę wyobraźnię rozwija?

Bezwzględnie. Najlepiej więc zacząć oswajać z muzyką klasyczną już dzieci. Dzieci potrafią się świetnie bawić w filharmonii, ale trzeba im pokazać to w odpowiednim momencie. Tak jak robi się to w Japonii. Ale tu znów powracamy do kwestii edukacji.
Ta wycieczka do filharmonii to zadanie dla rodziców czy szkół?
Pierwszymi nauczycielami zawsze są rodzice i najlepiej, żeby to oni o to zadbali. Ale na rodziców nie zawsze można liczyć. Więc tu zadanie dla szkoły. Sądzę, że w Niemczech najmłodsze dzieci nie mają wątpliwości, kim był Bach i jakie utwory komponował. A kto u nas potrafi wymienić choć trzy kompozycje Chopina?

Może lepiej, żeby tej muzyki w szkole nie było, niż żeby była dla uczniów katorgą?

A dla kogo była katorgą?

Dla mnie na przykład. Nie wyniosłam z tych lekcji ani iskierki pasji, za to niechęć do rysowania nut - owszem.
Jakby pani uczyła się na tych zajęciach tańczyć, śpiewać, grać na instrumentach, to byłoby inaczej. Niestety, u nas takiego podejścia do muzyki brakuje. A szkoda, bo w muzyce można znaleźć wszystko: wzruszenie, odpoczynek, euforię.

W muzyce rozrywkowej również?
Jak najbardziej. Pasja do muzyki współczesnej wcale nie musi wykluczać się z pasją do muzyki klasycznej. Ale warto zaprosić i tę drugą do swojego życia. Żeby była naszą pasją, czymś twórczym, odpoczynkiem. Nawet jeśli "na co dzień" jesteśmy prawnikami, księgowymi, paniami domów.

Zresztą muzyka chyba nie jest łatwym kawałkiem chleba?
A jaka droga życiowa nim jest? Ja nie wyobrażam sobie robić czegoś innego. Od małego siadałam tacie na kolanach, kiedy on uczył w domu grać na fortepianie swoich uczniów, bo nawet nie było innych warunków lokalowych. Ta muzyka jest więc od początku towarzyszką mojego życia. Rodzice zajmowali się muzyką romantyczną, w której klawesynu nie było. A ja sama nie wiem, kiedy zakochałam się w Bachu i w grze na klawesynie. I dziś tej muzyki nie wyrzuciłabym ze swojego życia, a jestem przecież już w takim wieku, że mogłabym odpoczywać na emeryturze. Ja tymczasem pakuję klawesyn w swoje kombi i jeżdżę koncertować. Gdyby tego w moim życiu zabrakło, nagle stałoby się pusto, smutno i cicho.

Chodzi Pani czasem na koncerty do krakowskich kościołów?

Chodzę i sama grywam. Wspaniała rzecz.

A nie ma Pani wrażenia, że one są robione pod turystów?
Nie. To turyści na nie chodzą, bo większość Polaków ich nie docenia. Ludzie mówią mi: nie lubię opery. Ale jak pytam ich, jaką operę widzieli, odpowiadają: no, żadnej. Za mało znamy Chopina, Pendereckiego, Norwida, Kochanowskiego. Brak nam tożsamości narodowej, choć jesteśmy przecież narodem pracowitym i kreatywnym.

Japończycy mają tę tożsamość?
Tak. Był u nas taki czas, kiedy mówiło się: chcę być Europejczykiem. A ja myślałam wtedy: może warto patrzeć na Azję? Japończycy nie mówią, że są patriotami, ale ich miłość do ojczyzny przejawia się we wszystkim, co robią: jak są zorganizowani, pracowici, jak wychowują swoje dzieci, jakimi są pracownikami. Emocje są oczywiście te same, ale różnimy się obyczajowością, która nie pozwala zajść im za daleko. I na pewno wiele możemy od nich się nauczyć.

Coś czuję, że na południu nie czuje się Pani najlepiej.

Zależy, co się tam robi. Ale to też jest wspaniała kultura, wiele talentów. Jak oni śpiewają! Pewnie brak im systematyczności i zorganizowania. Wszędzie na świecie jest coś dobrego i złego. Chodzi przecież o to, żeby inspirować się tym, co dobre.

Prof. Elżbieta Stefańska

Wybitna polska klawesynistka. Ur. w 1943 r. w Krakowie. Córka muzyków: prof. Haliny Czerny-Stefańskiej i Ludwika Stefańskiego. W 1965 r. wygrała Międzynarodowy Konkurs Muzyczny w Gene-wie. Całe życie koncertowała i wciąż koncertuje - m.in. w Japonii, USA, Indiach, Chinach, Iranie i Rosji. Nagrała wiele płyt z muzyką Bacha. Wykłada w Akademii Muzycznej, ma też prywatną szkołę muzyczną.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska