MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z rzęcha potrafi zrobić prawdziwe cacko. Atut Mateusza to cierpliwość

Lech Klimek
Lech Klimek
Z wykształcenia jest budowlańcem, z pasji został mechanikiem, blacharzem i lakiernikiem. Mateusz Mituś za punkt honoru przyjął sobie renowację zabytkowej alfy romeo z 1977 roku.

Samochody były obecne w moim życiu od dzieciństwa - mówi z uśmiechem Mateusz Mituś, człowiek, który odnawia stare auta. - Pod domem zawsze stały takie, które tato naprawiał, a ja mu pomagałem, ale wtedy nie myślałem, żeby związać się z nimi zawodowo.

Mateusz skończył technikum budowlane i wydawało się, że jego droga zawodowa został już wyznaczona na stałe.

- Tak się jednak złożyło, że musiałem wyjechać na trochę w poszukiwaniu pracy za granicą - opowiada. - Byłem w Austrii i tam znalazłem prace w warsztacie samochodowym. Głównie zajmowałem się lakierowanie, ale w tym warsztacie robili też coś, co mnie naprawdę zafascynowało - dodaje.

Tam właśnie, pierwszy raz w życiu, zetknął się z renowacją starych samochodów. Po pracy w lakierni miejscowi specjaliści pozwali mu pomagać sobie w renowacji zabytkowych pojazdów.

- To nie była miłość od pierwszego wejrzenia - mówi. - Ale po kilku miesiącach wiedziałem już, że to będzie moja największa życiowa pasja.

Mateusz Mituś ma wielki plan. Chciałby kiedyś mieć w swoim garażu kolekcję klasycznych modeli samochodów z czasów PRL-u.

- Duży fiat, syrenka czy wartburg - rozmarza się. - Wszystkie oczywiście odnowione własnoręcznie - dodaje.

Mateusz i jego ekipa powoli przymierza się do wielkiego wyzwania, nie będzie to klasyk PRL-u, ale porsche 911 targa z 1976 roku.

- Autko przypłynęło ze Stanów na początku 2014 roku, od tamtej chwili jest pod naszą opieką - podkreśla Mateusz. - To był samochód mojego teścia, a teraz ma go moja żona i jej siostry. Niedługo się nim zajmę, bo auto, pomimo że ładnie wygląda, jest jednak mocno „zmęczone” mechanicznie - dodaje.

Fachu uczył się w Austrii
Powrót z saksów do Polski był dla Mateusza momentem przełomowym. Musiał zdecydować, co tak naprawdę chce robić w życiu.

- Długo się nie zastanawiałem - relacjonuje. - Miałem, nowy fach w ręku, potrafiłem przygotować i polakierować samochód, więc założenie warsztatu lakierniczego było czymś naturalnym - dodaje.

Pierwszy był maluch

Wtedy jeszcze tak naprawdę nie myślał o tym, by zająć się na poważnie renowacją samochodów.

- Niedługo po otwarciu warsztatu trafił do nas fiat 126p - opowiada. - Był w opłakanym stanie, ale właściciel chciał go całkowicie odbudować.

Ta pierwsza renowacja, jeszcze nie całkowitą, utwierdziła Mateusza w przekonaniu, że właśnie ten kierunek może stać się jego specjalnością.

- Potem była moja największa jak na razie duma, alfa romeo spider z 1977 roku - relacjonuje Mateusz.

Samochód trafił do Gorlic poprzez znajomych Mateusza z Austrii. Właściciel poszukiwał dobrego wykonawcy, który sprawi, że jego ukochana alfa znów będzie cieszyć oczy blaskiem lakieru, a uszy gangiem silnika.

Strach miał wielkie oczy

- Gdy auto stanęło w warsztacie, byłem trochę przerażony - wspomina Mateusz.

W gorlickim warsztacie alfa miała powrócić do stanu fabrycznego. Nie chodziło tylko o karoserię, ale o wszystkie podzespoły. Do zrobienia była również tapicerka.

- To było dokładnie, jak choćby w amerykańskich programach telewizyjnych o renowacji klasyków - relacjonuje Mateusz. - Zaczyna się od rozbierania samochodu, a potem się go składa. Niby proste, ale diabeł tkwi w szczegółach.

W pewnym momencie cała podłoga warsztatu pokryta była częściami alfy. Każda część przeszła przez ręce ludzi z zespołu, wszystko zostało precyzyjnie opisane i zapakowane.

Prace przy samochodzie trwały półtora roku. Poza silnikiem i tapicerką wszystkie pozostałe elementy to już dzieło Mateusza i jego czterech pracowników.

- Mówiłem moim ludziom, że ta praca nie jest normalna, że musimy ją traktować jak hołd dla wspaniałych czasów motoryzacji - opowiada.

Ciągle trzeba było poszukiwać i kupować nowe narzędzia, takie, jakimi kilkadziesiąt lat temu posługiwali się fachowcy od choćby blacharki, a które teraz są używane jednie przez tych, którzy odnawiają stare samochody.

- Naprawa wielu części, głównie blacharki, polegała w zasadzie na ręcznym ich wykonywaniu - mówi Mateusz. - To dla współczesnych mechaników trochę abstrakcja, bo przecież teraz po prostu kupuje się nowy panel i montuje w miejsce uszkodzonego. Przy alfie to nie było możliwe.

- Wielka satysfakcje sprawiała mi praca przy oryginalnej, drewnianej kierownicy - wspomina. - Oszlifowałem ją, ale dokładnie zbierałem te drobniutkie wiórki, które potem połączone z lakierem posłużyły do wypełnienia różnych szczelin i pęknięć, w efekcie kierownica wygląda jak nowa.

Piękna alfa wróciła już do właściciela. Teraz cieszy oczy przechodniów i kierowców w Austrii.

Na koniec pytam Mateusza o koszty takiej renowacji.

- To wszystko zależy od wyjściowego stanu samochodu - stwierdza. - Ale nie ma co ukrywać, to nie są tanie rzeczy. Renowacja alfy kosztowała właściciela blisko 50 tysięcy zł, choć my chyba na tym nic nie zarobiliśmy. Tak już jest, że nauka musi kosztować - dodaje rozbawiony.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska