Pierwsza brama w bloku przy Słonecznej 5. Drzwi wejściowe stoją tu otworem. Domofon nie działa. Na wprost - drzwi do piwnicy. Po kilku chwilach poszukiwań trafiamy na jeden niezamknięty boks. To tu mieszka Jan Janik. - Ja nikomu nie przeszkadzam - podkreśla emeryt, który od wczesnej jesieni ubiegłego roku mieszka w piwnicy. - To, że tu trafiłem, to dla mnie zupełne nieporozumienie. Przecież ja nawet jakiś czynsz płaciłem.
Pan Jan przez 33 lata pracował jako kierowca w MZK. Po eksmisji z mieszkania trafił do piwnicy i to jest teraz jego cały świat. To, co zaskakuje w lokum mężczyzny, to zapach. Jak można by przypuszczać, powinien być odstraszający. Tu nic takiego nie ma. Jeśli się nie wie, że w jednej z piwnic bloku przy Słonecznej ktoś mieszka, nie trafi się tam od razu. Na fakt, że piwnica jest zamieszkała, naprowadzają ciche rozmowy dobiegające zza jednych z drzwi. - Odwiedzają mnie tu koledzy, czasem na dłużej zatrzyma się Władek - relacjonuje Jan. - Siedzimy, wspominamy stare czasy. Gadamy o samochodach czy samolotach. Takie zwykłe rozmowy facetów - opowiada.
Mała piwnica podzielona jest na kilka części. Tuż przy wejściu miejsce do spania. Pod ścianą stół. Na nim kuchenka elektryczna. Małe imadełko. Cicho gra radio tranzystorowe. Całość mimo przygnębiającego wyglądu sprawia nawet pewne wrażenie schludności. - Teraz, jak jest zima, to prawie stąd nie wychodzę - mówi pan Jan. - Kiedy już gdzieś idę, to albo do Caritasu, albo do baru na osiedlu, żeby coś zjeść.
Mężczyzna ma emeryturę, i to niemałą. Po wielu latach pracy jest tego około 1900 złotych. Sam nie ma wielkich potrzeb, więc mógłby sobie wynająć jakieś lokum. - Wiem, że kiedyś będę musiał się stąd wynieść, ale nie wiem gdzie - mówi. - Tu jest mi dobrze w tej chwili. Choć trochę mi smutno, że tam na górze stoi puste, trzypokojowe mieszkanie, moje mieszkanie.
Gdy odwiedzamy pana Jana, akurat towarzyszy mu kolega - Władek. Mieszkaniec Gorlic, teraz też bezdomny. - No wie pan, jedna eksmisja, druga i trafiłem na bruk - mówi. - Teraz pomagam Jankowi. Posprzątam, czasem jakieś małe zakupy zrobię. Jakoś tak wspólnie wegetujemy.
Władek z dumą mówi, że znalazł pracę. Nie będzie dużo zarabiał. Ponoć 1300 zł. Ale to wystarczy mu na proste życie. Może też razem z Janem znajdą jakieś malutkie mieszkanko do wynajęcia. I tak pomagając sobie nawzajem, będą żyć. - Janek czasem zapomina o bożym świecie - mówi. - Ja staram się go wspierać.
Jest tuż po świętach, tych najbardziej rodzinnych. Na gorlickim Rynku odbyła się wigilia dla wszystkich potrzebujących. Również takich, jak Jan i Władysław. - Święta były smutne - ze łzami w oczach mówi pan Jan. - Tak w tej piwnicy, tylko z Władkiem. On był na Rynku, przyniósł nam trochę jedzenia, przełamaliśmy się opłatkiem i tak siedzieliśmy. Sylwestra też tu spędziliśmy, ale nie było balowania - dodaje.
Mieszkańcy bloku, pytani o lokatora z piwnicy, nie chcą się za bardzo wypowiadać. Kobieta spotkana przed blokiem stwierdza jednak, że pan Janek jej nie przeszkadza. - Jeśli mu tam wygodnie, to niech sobie mieszka - mówi. - Mnie nic do tego - kwituje.
Pan Jan ma dzieci. Gdy próbuję o nie pytać, na jego twarzy widać wzruszenie. - Nie utrzymuję z nimi kontaktu - opowiada. - Oni też do mnie nie zaglądają. No, tak się to porobiło, co poradzę. Gdy pytam go o możliwość kontaktu z nimi, twardo odpowiada: - Nie, nie zgadzam się, żeby pan z nimi rozmawiał, proszę ich nie plątać w moje życie. I tak mają ze mną krzyż pański - tłumaczy ostro.
Również sąsiedzi nie chcą podać jakichkolwiek namiarów na rodzinę pana Jana. Mówią, że to są sprawy rodzinne, a oni nie chcą się w nie wtrącać. W połowie grudnia odbył się pogrzeb żony Jana. Mężczyzna był na pogrzebie. - Przeżyłem z żoną 45 lat - opowiada. - Jak to w małżeństwie, różnie bywało, czasem lepiej, czasem gorzej. Jak mówi, nawet nie podszedł do trumny, a i dzieci nie zwróciły na niego uwagi.- Ja stałem z tyłu - opowiada. - Było mi po prostu wstyd, że tak się to w tym moim życiu pokręciło.
O mieszkańcu piwnicy wie oczywiście administracja Spółdzielni Mieszkaniowej Małopolska. Jak dowiedzieliśmy się, lokal, w którym niegdyś żył pan Jan, to mieszkanie własnościowe. Przynależy również do niego piwnica, w której on teraz przebywa. Jak powiedziała nam prezes Mariola Migdar, zostało wystawione na sprzedaż, ale to informacja nieoficjalna, bo lokal jest prywatny i na ten moment spółdzielnię interesują tylko kwestie opłacania czynszów. Jeśli zostanie ono sprzedane, to nowy właściciel najpewniej zażąda od Jana, by się natychmiast wymeldował. - Ja to wiem i jak przyjdzie czas, to się wyniosę - mówi Jan.
Jeden z mieszkańców bloku mówi, że Janem powinna zająć się spółdzielnia, bo to ich teren. - My zrobiliśmy wszystko, co tylko mogliśmy - mówi Mariola Migdar, prezes spółdzielni Małopolska w Gorlicach. - Był tam nasz pracownik, zgłaszaliśmy sprawę do opieki społecznej. Dla prezesa spółdzielni mieszkaniowej eksmisja Jana z mieszkania na ostanim piętrze bloku była sporym zaskoczeniem. - Tam nigdy nie było żadnych zaległości płatniczych, więc z naszej strony nie było żadnego problemu - mówi Migdar. - To, co się stało, to niestety sprawy rodzinne, więc nie możemy w nie w jakikolwiek sposób ingerować. Prezeska stwierdza na koniec, że tak naprawdę to możliwości spółdzielni są niewielkie. - Zarówno mieszkanie, jak i piwnica mają swojego właściciela i to on powinien się tym zająć - dodaje.