Ta dzielnica ma szczęście. Dzięki prężnie działającym aktywistom lokalnym i ugruntowanej lokalnej tożsamości udało się stworzyć w tym miejsce ciekawą placówkę - oddział Muzeum Krakowa. To tak naprawdę instytucja przyszłości. Nie, nie chodzi mi o jakieś szczególne artefakty czy wyróżniające się zastosowanie multimediów. Nic z tych rzeczy. Ale to muzeum, które wywalczyło sobie lokalne środowisko. I też to właśnie ta społeczność brała czynny udział w konsultacjach na temat tego, jaki kształt ma przyjąć to miejsce. Dzięki temu władanie narracją muzealną nie należy tylko do kustoszy, ale słychać w nim także - a może nawet przede wszystkim - głos mieszkańców, lokalsów.
Stąd nie dziwią zabiegi, by pozyskać neon „Księgarnia”, wpisany w podgórski pejzaż. Nadmieńmy, że chciała go przejąć instytucja warszawska - Muzeum Neonów, skądinąd cenna inicjatywa, która w jednym miejscu gromadzi świetlne napisy z minionej epoki, dziś coraz bardziej niechciane i nietraktowane jako dzieła sztuki - mimo że wielokrotnie projektowane przez znane nazwiska. Jest z tym miejscem tylko jeden problem: neony są w nim pokazywane poza swoim kontekstem, a nawet wbrew swojej naturze. To dzieła, które miały wpisywać się w przestrzeń miejską, widnieć z daleka. Stąd ich skala i proporcje. Wystawione w zamknięciu, ale i bez należytej odległości od oka widza, nie mają tej siły wyrazu.
Ale warto zaznaczyć, że dziś w tej kwestii sporo się zmienia. Coraz częściej mamy do czynienia z chęcią ratowania świetlnych rysunków i napisów. Wystarczy wspomnieć działalność współczesnej artystki, Pauliny Ołowskiej. To ona stoi za takimi pomysłami, jak renowacja neonu „Markiza” w Nowej Hucie, 40 metrowego neonu „Siatkarka” na placu Konstytucji w Warszawie oraz neonu „Gazda” w Rabce Zdrój.
Z kolei Elżbieta Jabłońska uratowała z dawnego PGR-u spod Bydgoszczy napis „Nowe życie”, który pojawiał się na wystawie m.in. w Bunkrze Sztuki. Później pokazywano go w Królikarni w Warszawie, gdzie w ramach ekspozycji „Zapal się!” był jednym ze świecących manifestów w obronie tamtejszego muzeum i parku, który jest jednym z miejsc wypoczynku mieszkańców stolicy. Co więcej, neon stał się centrum akcji przepłynięcia statkiem z Polski do Niemiec. Dziś zwisł na budynku NOMUS (czyli Nowego Muzeum Sztuki w Gdańsku). To wszystko pokazuje, że to nie tylko błysk historii, ale ważna część materialnego dziedzictwa.
Dobrze, że krakowskie muzea trzymają rękę na pulsie, widzą jak zmienia się definicja dziedzictwa i chcą chronić takie jego przejawy. To daje nadzieję na świetlaną przyszłość choćby „Księgarni” - w odróżnieniu od legendarnego napisu na barze „Smok”, który niestety nie doczekał się odpowiedniej ochrony. Kilka lat temu próbowałem sprawdzić w urzędzie miasta (który deklarował po naszych tekstach jego ochronę), gdzie się znajduje. Bez rezultatu.
