- Chcemy uwrażliwić ludzi, którzy często traktują zwierzęta jak przedmioty - mówi o akcji "Zerwijmy łańcuchy" Beata Czerska, prezes TTOnZ, która sama w centrum miasta paradowała z obrożą na szyi.
- Pies w hierarchii ważności zwierząt gospodarskich znajduje się najniżej, bo tylko szczeka. Prowadzi to do tego, że taki zwierzak zaczyna dziczeć, bo nie ma kontaktu z człowiekiem, ze swoim panem. Potem ludzie do nas dzwonią i mówią, że boją się własnego psa bo się na nich rzuca
Protest obrońców zwierząt miał być bardziej spektakularny, bo z użyciem... psiej budy, do której każdy mógłby się przykuć i poczuć, jak wygląda psie życie na łańcuchu. Na użycie tego rekwizytu nie zgodziły się władze miasta, bo - jak argumetuje wiceburmistrz Wojciech Solik - postawienie psiej budy w niedzielę obok kościoła parafialnego pod wezwaniem Świętej Rodziny nie byłoby trafnym posunięciem.
- Szkoda, że nie udało się takiej budy postawić- mówi Czerska. - Na pewno oddźwięk naszej akacji byłby większy i zainteresowałoby to więcej osób. A co za tym idzie nasze działania byłyby bardziej skuteczne.
Mimo to jednak zainteresowanie akcją walki z psimi łańcuchami przy budach znalazło na Krupówkach pozytywny oddźwięk. Po 20 minutach rozdawania ulotek, członkom TTOnZ zaczęło ich brakować.
- Popieram takie akcje - przyznaje Maciej Wiarus z Mielca. - Jeśli mamy trzymać psa na podwórku, to powinien on być w kojcu, a nie na łańcuchu, który krępuje mu swobodę. Ale z tego co wiem na Podhalu wiele osób się tym specjalnie nie przejmuje.
Niektórzy przechodnie nawet próbowali zakładać sobie obrożę na szyję.