Najpierw mieszkańcy z Hut walczyli, aby gmina położyła asfalt na pełnej dziur i kałuż bocznej drodze. W 2002 r. tam, gdzie trakt był gminny, nakładka została zrobiona. Dalej ciągnęły się działki prywatne, więc władze miasta nie kontynuowały robót.
- Któregoś dnia w 2005 r. przychodzę z pracy i patrzę, a na drodze mamy asfalt, tyle że nie tam, gdzie chcieliśmy - wspomina pan Andrzej, jeden z mieszkańców tej dzielnicy Zakopanego. - Dzwonię do gminy, że przecież mieli zrobić ten kawałek do mostu, a nie z drugiej strony, a oni na to, że nie mieli funduszy i zrobili krótszy fragment... Dopiero za dwa lata doczekaliśmy się reszty, aż do drogi głównej. I to dzięki temu, że tam miała iść procesja na Boże Ciało.
Jednak przy wyremontowanej drodze pojawiły się tabliczki, że jest ona prywatna i że obowiązuje ograniczenie tonażu. - To ja ustawiłem tam tabliczki, po tym, jak dziewczynka jadąca na quadzie wpadła do potoku, który biegnie wzdłuż tej drogi - podkreśla Andrzej Bilan. - Gdyby to była córka adwokata, tato poszedłby do gminy i zażądał odszkodowania, bo skarpa nie była zabezpieczona. A z gminy odesłaliby go do mnie, bo droga przebiega po mojej działce.
Bilan podkreśla, że tymi tabliczkami nie ograniczał przejazdu drogą, ale chciał, by ludzie wiedzieli, że wjeżdżają na teren prywatny. To, że droga należy do niego, potwierdził Urząd Miasta.
Po majowych deszczach droga została tak podmyta przez potok, że przejazd nią stał się niebezpieczny. Strażacy ustawili przy wjazdach barierki i zamknęli przejazd. Wtedy się zaczęło.
Radny dzielnicy Józef Kowalik publicznie na sesji pytał burmistrza, dlaczego gmina zrobiła asfalt na prywatnej drodze, z której teraz korzysta jeden mieszkaniec.
Andrzej Bilan i jego żona Krystyna pokazują nam dwa miejsca, gdzie droga jest mocno podmyta i zdjęcie autobusu z 70 osobami, który kilka dni temu próbował przejechać tym niebezpiecznym dziś skrótem. - Droga w każdej chwili może się osunąć do potoku, może dojść do nieszczęścia. Kto wtedy za to odpowie? - pytają.
Wystąpili do gminy, aby wreszcie uregulowała sytuację prawną drogi. - Traktujemy tę sprawę jako priorytetową - podkreśla naczelnik wydziału geodezji zakopiańskiego magistratu, Halina Dyka. - Pracownicy wydziału dokonali tam pomiaru, lada dzień zostanie wykonany podział działki i zamierzamy grunt pod drogą nabyć.
Sprawa powinna znaleźć swój finał jeszcze w tym roku. Znikną tabliczki "teren prywatny", ale nie oznacza to końca problemów. Bo, jak mówi wiceburmistrz Wojciech Solik, nie ma pieniędzy na naprawienie trasy. Prawdopodobnie pozostanie zamknięta.