Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawładnął sercami dzieci jako Gumiś oraz Mistrz z serii „Było Sobie Życie”

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Stanisław Brudny uważa, że aktor to rzemieślnik, który powinien wcielić się w każdą, nawet najtrudniejszą rolę. - Dubbing niczym nie ustępuje występom w teatrze czy w filmie.  To wielka sztuka tak odczytać swoją kwestię, aby ludzie zapamiętali aktora nie widząc go - mówi. Na zdjęciu podczas "Sąsiedzkiego kolędowania", które odbyło się w ogrodzie jego rodzinnego domu w Pilźnie
Stanisław Brudny uważa, że aktor to rzemieślnik, który powinien wcielić się w każdą, nawet najtrudniejszą rolę. - Dubbing niczym nie ustępuje występom w teatrze czy w filmie. To wielka sztuka tak odczytać swoją kwestię, aby ludzie zapamiętali aktora nie widząc go - mówi. Na zdjęciu podczas "Sąsiedzkiego kolędowania", które odbyło się w ogrodzie jego rodzinnego domu w Pilźnie Krzysztof Kosowski
Stanisław Brudny ma na swoim koncie setki ról filmowych i teatralnych. Kilka pokoleń Polaków wychowało się na kreskówkach, w których użyczał głos animowanym bohaterom

Aktorstwo przepowiedziała mu Cyganka. Na targowicy w rodzinnym Pilźnie miała zagadnąć trzymającą go na rękach mamę i stwierdzić: „Pani syn będzie artystą, bo... patrzy w niebo”.

- Matka była bardzo wrażliwa na wszelkie zabobony, dlatego gdy kilkanaście lat później powiedziałem jej, że idę do studium aktorskiego, nie protestowała. Uznała bowiem, że z przepowiedniami nie ma sensu wojować, bo to nic nie da - opowiada Stanisław Brudny, 86-letni aktor rodem z Pilzna.

Mimo że na swoim koncie ma mnóstwo ról teatralnych i filmowych, znany jest przede wszystkim z dubbingu. Jego głosem mówili do kilku pokoleń Polaków bohaterowie najbardziej znanych zagranicznych kreskówek i produkcji animowanych, które wyświetlane były w naszym kraju na małym i dużym ekranie w ostatnim półwieczu.

Przez 30 lat „występował” m.in. w serii o przygodach misia Yogiego, bez niego nie sposób wyobrazić sobie dziś Jetsonów i Flinstonów albo perypetii zabawek z Toy Story. Wreszcie, nie ma chyba nikogo w Polsce, kto nie oglądałby „Gumisiów” (Stanisław Brudny użyczał głosu sympatycznemu, roztrzepanemu Zamiemu z medalionem na piersiach) czy „Było sobie życie”, w którym grał Mistrza.

- Dawniej możliwości techniczne były zdecydowanie uboższe niż to jest dzisiaj, dlatego dubbing był bardzo skomplikowanym zadaniem. Wymagał przede wszystkim wielkiego skupienia i patrzenia stale na przesuwający się obraz. Przypisane do konkretnej postaci kwestie trzeba było wypowiadać niemal idealnie wówczas, kiedy ustami ruszał animowany bohater na ekranie. Obecnie można to robić praktycznie w ciemno, bo technicy bez problemu nałożą później głos na obraz w odpowiednim momencie - przyznaje Brudny.

To, że akurat on użyczał tak często swojego głosu postaciom z kreskówek, zawdzięcza przede wszystkim jego ciepłej barwie i wyjątkowym, aktorskim umiejętnościom, których uczył się m.in. u boku słynnego reżysera Józefa Szajny. Stanisława Brudnego po prostu... bardzo miło się słucha. - Producenci, którzy kompletują ekipę dla polskiego dubbingu, często proszą o to, aby przysłać im próbki własnych nagrań. Poddają je różnym badaniom, które mają wyłonić głos, możliwie najbardziej zbliżony do tego, którego użyczył danej postaci aktor w oryginalnej wersji kreskówki. Mój widocznie im do tego pasuje - wyjaśnia.

Predyspozycje aktorskie przejawiał już jako dziecko. W czasie wojny, kiedy były kłopoty z zdobyciem jedzenia, skonstruował szopkę bożonarodzeniową, z którą odwiedzał domy. W zamian za drobne wiktuały odgrywał role Świętej Rodziny, pasterzy, Heroda.

- I tak mi to do dzisiaj zostało, że co chwilę wcielam się w kogoś innego na potrzeby sztuk teatralnych, filmowych czy słuchowisk radiowych - mówi.

Na co dzień jest aktorem warszawskiego Teatru Studio, w którym występuje razem m.in. z Krzysztofem Stelmaszczykiem, Ewą Błaszczyk, Dominiką Ostałowską czy Ireną Jun. Można go również oglądać na deskach Teatru Żydowskiego oraz Teatru Polonia Krystyny Jandy, w którym gra właśnie główną rolę w spektaklu „Miłość ci wszystko wybaczy”. - W Warszawie nazywają mnie dyżurnym staruszkiem. Mam już swój wiek, ale za żadne skarby nie chcą mnie puścić na emeryturę - mówi z uśmiechem.

Aktor chętnie przyjeżdża do Pilzna, gdzie znajduje się jego rodzinny dom. W grudniu zaprosił mieszkańców miasteczka do ogrodu na „sąsiedzkie kolędowanie”, a w maju przygotowuje oratorium przy ufundowanej przez siebie figurze św. Jana Nepomucena. - W ten sposób spłacam dług wdzięczności miastu, które mnie wychowało i nakierowało na to, kim jestem obecnie - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska