Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Wodecki: ja tam nie jestem fryzomanem

Redakcja
Nie ma Facebooka, nie używa komputera. Jedyne czego się nauczył to pisania sms-ów
Nie ma Facebooka, nie używa komputera. Jedyne czego się nauczył to pisania sms-ów ROBERT KWIATEK
Tego krakusa z krwi i kości najtrudniej spotkać właśnie w Krakowie. Zbigniew Wodecki spędza w samochodzie jakieś 200 dni w roku. W drodze na kolejny koncert przepytała go Anna Górska

Zagrał Pan na koncercie w Rynku "Santo Subito", a następnego dnia już Pana w Krakowie nie było. Gonimy za Panem strasznie.
Faktycznie. Zagrałem specjalnie na ten koncert skomponowaną przeze mnie muzykę do słów Leszka Moczulskiego. "Santo Subito" a już na drugi dzień miałem kolejny koncert. Potem byłem w Bielsku, Lublinie i znowu wróciłem do Warszawy. Teraz robię przegląd samochodu i możemy spokojnie porozmawiać.

Nawet przeglądy Pan robi w stolicy?
No tak, jakoś do Krakowa nie mogę dojechać.

Czytaj także:**Bill Gates z Krakowa**

A do fryzjera gdzie Pan chodzi?
Nie mam fryzjera. Ja w ogóle nie jestem fryzomanem. I już zapomniałem kiedy ostatnio byłem u fryzjera. Ho, ho, bardzo dawno.

No to jak Pan utrzymuje porządek na swojej głowie?
Porządek?! Ostatnio jak popatrzyłem się w lustro to aż sam się podciąłem.

Pierwszy i ostatni raz?
Nie, już kilka razy tak robiłem. (śmiech)

Czyli operuje Pan nożyczkami tak samo świetnie jak smyczkiem?
Nie! Całkiem nieporadnie. Lepiej mi jednak wychodzi gra na skrzypcach, śpiewanie i jeżdżenie samochodem.

A tak w ogóle Kraków jest jeszcze Pana domem?
Był, jest i będzie nim. Mam wykupione nawet M4 na cmentarzu Rakowickim. Jak ktoś się urodził w Krakowie, bo nie ma takiej możliwości, by się stąd wyprowadził na zawsze. Przynajmniej ja.

Jak już Pan tu jest, obowiązkowo idzie…
Na Rynek. Rękami za każdym razem dotykam tych murów, fasad, bram. Fantastyczne miasto, zaskakuje mnie zawsze. Łażę po tym Krakowie 50 parę lat i nie mam dość.

A wielbicielki proszą na każdym kroku o autograf.
Zdarza się. Jest to męczące i strasznie denerwuje. Ale człowiek jeszcze bardziej zaczyna się denerwować i stresować jak nie proszą.

Ulubione Pana knajpy to...
Różne. Ostatnio spotykamy się często w Loży, zaułku św. Tomasza, kiedyś Kolorowa była kultowa.

Na Kazimierzu piweczko?
Czasem też. Moje dzieci ukochały sobie Kazimierz, więc idę tam z nimi i wnukami.

Porównuje Pan inne miasta z Krakowem?
Gdziekolwiek jestem: w Wenecji , Rzymie, wszystko mi się tam podoba, jest pięknie, ale strasznie daleko do Rynku.

Ile dni w roku spędza Pan w Krakowie?
Pół na pół. Jakieś 200 dni w Krakowie, reszta w samochodzie albo Warszawie. Zresztą w moim zawodzie im więcej wyjazdów, tym lepiej. Świadczy to o tym, że jest po co żyć.

Jest Pan pracoholikiem?
Ja? Największym leniem wśród pracoholików.

200 dni w trasie to lenistwo?
Poza pracą, czyli śpiewaniem, graniem, komponowaniem i występowaniem, nie robię nic! Ale na ironię losu, jeśli chodzi o bycie muzykiem i spotkania z publicznością, to jestem pracoholikiem. Już bez tego nie istnieję.

Nie ma Pan dość wywiadów i dziennikarzy?
Nie mam dość, wszyscy muszą pracować. Szukacie ciekawych tematów, a jeśli ja dla dziennikarzy jestem ciekawym tematem, to się cieszę.

Jest pytanie, które jeszcze nikt nie zadał?
Nikt nie zapytał, ile zarabiam.

Ile Pan zarabia?
Stanowczo za mało.

Tęskni Pan za "Tańcem z gwiazdami"?
Trochę tęsknię, i trochę się boję. Nie wiem kto będzie tańczył w kolejnej edycji.

Pan się boi?
Orkiestra świetnie gra, pary pięknie tańczą, program jest ładny, nie ma picu. Ale dla mnie to prawdziwy koszmar. Nie najlepiej czuję się w roli jurora.

Pan?
Nawet jak zauważę jakiś błąd, nie chcę mówić o nim, bo siedzą obok mnie fachowcy, którzy na tym się znają i wiedzą co mówią. Poza tym najłatwiej jest krytykować.

A czy stać 60-latka na szaleństwa?
Problem jest inny: czy się chce?

A chce się?
Nie, bo już się wyszalałem.

Jeszcze dwa lata temu mówił Pan, że w głowie ma same szaleństwa.
Tak mówiłem? Kiedy, gdzie?

Oj, w wielu wywiadach.
Nie, ja przecież skrzypek. Żeby pracować, muszę trzymać się w formie. To jest taka cholera, która za bardzo poszaleć nie pozwala.

Trzeba ćwiczyć?
Codziennie. Jak sportowiec. Chemii czy matematyki człowiek się nauczy raz i później ją wykorzystuje. Z muzyką jest inaczej. Jeden dzień bez grania to dwa dni do tyłu.

Codziennie Pan wyjmuje skrzypce i ćwiczy?
Muszę.

Ile godzin?
3, 4, tu nie ma końca. Zawsze można zagrać lepiej, inaczej. Trzeba zatem z szaleństwem uważać. Czasem się upiję, później mam kaca i źle się czuję.

Czytaj także:**Jak to jest być żoną Stuhra**

No i ciągle Pan w drodze.
No, przejedzie człowiek paręset kilometrów, wydaje się, że koniec, nie ma siły wyjść nawet na scenę. Ale jak już się wyjdzie, scena, publiczność, muzyka dodaje takiego kopa, adrenaliny, że pod koniec koncertu jestem w stanie zagrać drugi, a nawet trzeci koncert.

Na scenie czuje się Pan jak ryba w wodzie.
To sens mojego życia. Niestety. To kara za popularność. Sława wygląda jak nagroda, ale nią nie jest. Życie normalne przechodzi obok, mało poświęcam czasu wnukom. Mógłbym się z nimi częściej bawić. Z drugiej strony jak pobawię się z nimi 20 minut zaczyna mnie nosić, mam wyrzuty sumienia, że powinienem poćwiczyć. Bo muszę być cały czas w formie i nie dać się skrytykować. Od dziecka to mam.

Kiedy znów Pan będzie w Krakowie?
A już niebawem, 21 i 22 maja mam spektakle "Sonata Belzebuba" w teatrze Stu. Udaję tam aktora.

Lubi Pan tak poudawać?
To coś w sobie ma, zupełnie inna przygoda. Dwie godziny mówienia obcego, cudzego tekstu tak, jakby jak by był swoim. Bardzo ciekawe zajęcie.

Co jest trudniejsze?
Bardziej męczące jest aktorstwo.

Ale kręci to Pana?
Kręci, gorzej jest jak trzeba zagrać dwa przedstawienia dziennie, wtedy pod koniec drugiego przestaje mnie to kręcić. Bo to ciężka fizyczna praca. Chodzę ciągle, góra, dół, coś się zapada, podnosi, ja gram na skrzypcach, trąbce, na wszystkim, a jeszcze tekst przecież muszę pamiętać. Jest to inny rodzaj doznań i niezła zabawa.

No dobrze, a Facebooka Pan ma?
Nie, nie używam tych rzeczy.

Ponoć w Warszawie do pracy nie przyjmują, jak się nie ma Facebooka.
Ja mam wolny zawód, jak ktoś mi mówi o facebooku, to ja mówię "dziękuję", do widzenia

A maile Pan odbiera?
Też nie. Moim największym sukcesem w oswajaniu nowoczesnych technologii jest wysyłanie sms-a i nastawienie budzika w komórce. Tyle.

Maila Pan nie ma, Facebooka też. Jak Pan planuje autoryzować ten tekst?
Umiem za to odbierać telefony, proszę zadzwonić i przeczytać. Będzie dobrze.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Nowy Targ: kierowca miał aż 4 promile!
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska