18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbliżenia: odwiedzamy posła Józefa Lassotę, byłego prezydenta Krakowa

Maria Mazurek
Józef Lassota mieszka w Pychowicach. Z ludźmi, którym pomaga i pięknym kotem
Józef Lassota mieszka w Pychowicach. Z ludźmi, którym pomaga i pięknym kotem Andrzej Banaś
Bajka o Jasiu i Małgosi. To pierwsze wrażenie, które przychodzi na myśl, kiedy widzi się dom Józefa Lassoty. Ze skośnymi, zaokrąglonymi ścianami i wielkim, pięknym ogrodem, który na wiosnę rozkwita, kusząc zapachami i kolorami. Z zewnątrz budynek wygląda jak domek z lukru, w środku jest elegancko wykończony drewnem.

Żona Józefa Lassoty, Żdana, uparła się, że tak ma być i koniec. Początkowy projekt wcale tego nie uwzględniał. Ale ona chciała inaczej, oryginalniej. Wykleiła domek z pudełek po papierosach - bo niestety paliła - i powiedziała: taki chcę dom.
Mogła cieszyć się nim tylko dziesięć lat. Żdana Łukawiecka-Lassota umarła cztery lata temu. - Po żonie zostało mi nastawienie, że trzeba pomagać - opowiada polityk. Dlatego dziś w krakowskich Pychowicach mieszkają z nim osoby, które wspiera.

Prezydent na Widoku

Wyczekali się z żoną na ten dom. W latach 1992-1998, kiedy Lassota rządził Krakowem, mieszkali w skromnym mieszkanku na osiedlu Widok. M3, 39,5 mkw., na czwartym piętrze. Bez windy. Wiele osób dziwiło się: jak to, najważniejsza osoba w mieście i mieszka w takim miejscu? Z żoną i córką na niecałych 40 metrach kwadratowych?

Na dole, w supersamie, pracowała pani Marysia. Serdeczna kobieta. Żdana czasem zamieniała ze sprzedawczynią kilka zdań.
Pani Marysia skarżyła się, że co chwilę ludzie ją podpytują o tych Lassotów. Mówią, że pewnie mają jedną willę tu, drugą tam. Któregoś dnia ekspedientka powiedziała do któregoś: to daj adresy! I rzeczywiście, poszła sprawdzić.

- Oczywiście niczego tam nie znalazła - śmieje się Lassota. - Żyliśmy wtedy bardzo skromnie. Na tyle, że nikogo - jako prezydent miasta - nie mogłem tu zaprosić, bo byłem skrępowany. Oczywiście przyjaciele i krewni przychodzili, ale jedyną osobą, którą zaprosiłem na oficjalną wizytę, był konsul Niemiec. I to dlatego, że bardzo się lubiliśmy i wiedziałem, że on akurat nie pomyśli sobie nic złego - wspomina.

Zielono i spokojnie
Dom w Pychowicach zaczęli budować pod koniec jego prezydentury, a sprowadzili się tu niedługo po tym, kiedy Lassota oddawał miasto w ręce następcy, Andrzeja Gołasia. O tym, że można kupić ziemię w tym miejscu, powiedział Lassotom Jerzy Fedorowicz (też poseł PO, a do tego aktor), który mieszka po sąsiedzku, przecznicę dalej.

- Ucieszyliśmy się, bo to świetne miejsce. Blisko Tyniec, zieleń, spokojnie, a zarazem nie tak daleko od centrum miasta. No i jest tu duży, piękny ogród. Wybudowaliśmy też oranżerię, przez którą przechodzi się do sypialni. Po to, żeby rano, w zielonym otoczeniu, można było spokojnie napić się kawy - opowiada Lassota.

Radością jest Kraków
Właśnie zieleń i spokój poseł ceni sobie najbardziej. Jeszcze jak żyła jego żona, jeździli wspólnie na różne wycieczki, rajdy, kajaki. Lubili ruch, świeże powietrze, przyrodę. - Nie nadawałbym się do życia w Warszawie. Zgiełk, pośpiech, wielkie miasto. Jako poseł i tak muszę jeździć tam raz na tydzień, dwa. Ale to nie to samo. Moim domem i radością jest Kraków - stwierdza.
Lassota przeprowadził się tu na studia (uczył się na Politechnice Krakowskiej inżynierii maszyn) z rodzinnego Podkarpacia, konkretniej - z Siedlisk, niewielkiej miejscowości koło Rzeszowa.

W domu w Pychowicach nie spędza aż tak dużo czasu. - Mam 70 lat, a jestem w ciągłym ruchu - zwraca uwagę. Wraca na ogół późnym wieczorem, dość zmęczony. Około 22 włącza telewizor, ogląda, co się wydarzyło.

Relaksuje go czytanie. - Choć przyznam, że nie czytam znowu tak dużo. Wciąż brakuje czasu. Jeśli sięgam po lekturę, to na ogół taką, którą polecił mi ktoś znajomy. Czytam też książki o służbach specjalnych, bo należę do sejmowej komisji bezpieczeństwa wewnętrznego - opowiada Lassota.

Trzeba, to pomaga

Teoretycznie Lassota w domu w Pychowicach od śmierci żony mieszka sam.Ale tak naprawdę wciąż ma tu jakichś lokatorów.
Siedem lat mieszkała tu Ania. Była w domu dziecka, potem trafiła do rodziny zastępczej. Nie mogła tam wytrzymać. Uciekła. - Do żony zadzwoniła znajoma, powiedziała, że jest taka biedna dziewczyna. Żdana była ciepłą, wspaniałą osobą, więc postanowiła tę Anię przygarnąć. Przez te siedem lat Ania, mieszkając u nas, zrobiła szkołę, maturę. Teraz kończy licencjat z kosmetologii. Wyprowadziła się kilka miesięcy temu, będąc już samodzielną, wykształconą kobietą - opowiada Lassota.
Na jej miejsce do polityka wprowadził się zaś Artur.

20-letni chłopak, wychował się w Brukseli. Ojca nie było, matka nie bardzo się nim zajmowała. Lassota dowiedział się o nim od znajomego. - Pomyślałem, że skoro Ania się wyprowadza, mogę kontynuować dzieło żony i pomóc komuś innemu. Powiedziałem temu chłopakowi: jeśli będziesz się uczył, pomogę ci. To był mój jedyny warunek. Pomogłem mu w nauce, chłopak skończył gimnazjum, a teraz poszedł do liceum dla dorosłych - opowiada Lassota.

W jego domu mieszka też para studencka, daleka rodzina. - Żona zawsze dostrzegała w innych drugiego człowieka. Każdemu chciała dać szansę. Myślę, że należy żyć w ten sposób - opowiada Lassota. Ze Żdaną poznali się na studiach. Ona studiowała psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pewnego dnia zdarzyło jej się wpaść do akademika przyBydgoskiej na imprezę. Poznali się z Józefem, zakochali, i tak już zostało.

Żdana, podobnie jak Lassota, była zaangażowana w opozycyjną działalność. W latach 70. przez to, że poparła ruch konspiracyjny, została wyrzucona z pracy w szpitalu. A kiedy po latach Lassotowie przeprowadzili się wreszcie do Pychowic, w białym domku z lukru Żdana prowadziła... całodobową świetlicę dla zaniedbanych dzieci z Pychowic i Ruczaju.

Dziadek, chodź na obiad
Po jej śmierci musi radzić sobie sam. - A ugotować umiem sobie tylko jakieś mrożonki, warzywa na patelnię - przyznaje. W Krakowie na szczęście mieszka jego córka, Kajetana. Jej córki, a wnuczki Lassoty, 18-letnia Agata i 10-letnia Klara, dzwonią często do niego i mówią: - Hej, dziadek, wpadaj na obiad.

Starszą ciągnie ostatnio w świat. W maju zdaje maturę i przybąkuje coś o studiach za granicą. Była już na rozmowie w Cambridge, ma tam obiecane, że jak dostanie 95 proc. z matury, przyjmą ją na studia. To dziadek jeszcze by przełknął, ale wnuczka zastanawia się też nad Stanami. - Wolelibyśmy, żeby była w Europie. Z Anglii zawsze można przylecieć na weekend, a do USA to już wyprawa - zauważa Lassota. I dodaje: a strasznie bym tęsknił.

Wielu krakowian uważa Lassotę za najlepszego prezydenta Krakowa w wolnej Polsce. - Wie pani, jak to jest: po zachodzie słońca zawsze chwali się dzień - komentuje. Nie myśli o powrocie na fotel prezydenta miasta. - Nie dlatego, że nie czuję się na siłach. Ale musiałaby zmienić pani mój PESEL. Bądźmy realistami: mam już 70 lat - opowiada. Poza tym, jak dodaje, czasy jego prezydentury były inne.

Drażnią go nieczyste gry

- Wtedy ludziom się chciało. My naprawdę wierzyliśmy w to, co robimy, w wolną Polskę. Kompletnie inne było nastawienie. Nie było tyle partyjnego szarpania co dzisiaj - opowiada. Ale do Sejmu może będzie kandydował kolejny raz. W rankingu Gazety Krakowskiej został niedawno najlepszym posłem Małopolski. Zaplusował tym, że miał mało nieobecności na głosowaniach, wykazywał się dużą aktywnością, pisał sporo interpelacji. - Rankingi nie są do końca sprawiedliwe, ale jednak ta wygrana cieszy - przyznaje. - W Sejmie można pracować albo można się obijać. Posłowie nie mają praktycznie żadnej bezpośredniej odpowiedzialności, a praca jest nieźle płatna. Niektórzy to wykorzystują i potrafią nieźle zarobić, a niewiele zrobić - opowiada.

On, tak twierdzi, stara się ten czas wykorzystywać dobrze. - W polityce coraz bardziej drażnią nieczyste gierki. Nie dziwię się ludziom, że narzekają, nie mają do polityków zaufania. Ale tym bardziej warto, żeby znaleźli się ludzie, którym naprawdę zależy - mówi.

Swoją polityczną przyszłość uzależnia od tego, czy będzie zdrowy. - Nie jestem już pierwszej młodości, wiele przeżyłem i sporo zrobiłem. I wiem też z doświadczenia że można mieć piękne plany, a życie potrafi je w chwilę zweryfikować.

Jutro gościmy u dr. Krzysztofa Pawłowskiego, założyciela Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu

Napisz do autorki:
[email protected]

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska