Gdy rozpoczynała po dyplomie samodzielną drogę twórczą, w sztuce zarysowały się już nowe prądy; był taszyzm, zaczynał się pop-art, z którym zaraz zaczął konkurować op-art, wkrótce do drzwi zapukał konceptualizm. Sztuka metafory, daleka kuzynka surrealizmu, rozwijała się niezależnie od mód i nowości. W Krakowie miała się wyjątkowo dobrze, wyznaczana nazwiskami artystów cenionych i kochanych - od Kazimierza Mikulskiego w malarstwie czy Jacka Gaja w grafice.
"To był chyba ostatni na taką skalę w kulturze europejskiej wysiłek samoobrony sztuki usiłującej przechować jak najwięcej z własnej tradycji kojarzonej przede wszystkim z pojęciem Wysokiego Artyzmu" - napisał Tadeusz Nyczek w 2005 r. w katalogu ostatniej wystawy Anny Güntner, w krakowskiej galerii Artemis.
Prezentację tę dzieliło od poprzedniej indywidualnej ponad 20 lat. Artystka w latach 80. przestała malować i wystawiać. Nie komentowała swoich decyzji. A była artystką sławną, wystawiającą od galerii Krzysztofory w Krakowie po Mediolan, Sztokholm, Nowy Jork, Los Angeles. Od lat 60. prezentowana była na prestiżowych wystawach sztuki polskiej na świecie.
Niewielka (15 obrazów z lat 1963-83) wystawa dowiodła, że malarstwo Anny Güntner wciąż zachowuje swoją moc zaklinania, czarowania, niepokojenia. W ponadczasowe przestrzenie obrazów wpisywała współczesność - jej rekwizyty, marzenia, tęsknoty, czasem komentarz do naszego świata. Opowiadała to wszystko nieskazitelnym warsztatem i niezrównanym bogactwem perfekcyjnych skojarzeń.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+