Animalsi zaczęli badać sprawę po tym, jak pod koniec wakacji do Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami kolejna turystka wysłała e-mail, twierdząc, że dowiedziała się, iż kilka dni wcześniej padł koń w Morskim Oku, ale góralom udało się szybko go zwieźć na dół i fakt ten utajnić. Kobieta jednak nie przedstawiła towarzystwu żadnych dowodów.
- Dowiedzieliśmy się, że w podanym przez turystkę czasie dwa konie wpisane na listę pracujących na trasie do słynnego górskiego stawu straciły życie - mówi Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Chodzi o zwierzęta o imionach Roni i Rodan.
Informację tę potwierdza Polski Związek Hodowców Koni, który prowadzi bazę danych o koniach w Polsce - zwierzęta te już nie żyją. Na podstawie numerów paszportów końskich ustalono, że 9-letni Roni w sierpniu poszedł do ubojni, a 8-letni Rodan padł. Paszporty koni zostały zwrócone związkowi.
TPN nie jest zdziwiony tymi faktami. - Właściciele zwierząt poinformowali nas o tym. Jeden z koni został sprzedany i dopiero nowy właściciel oddał go do rzeźni. W drugim przypadku zwierzę padło na skutek porażenia prądem w stajni. Potwierdził to weterynarz, który był na miejscu - mówi Łukasz Janczy, pracownik TPN.
Park nie ma wiedzy o żadnym wypadku z udziałem koni na trasie do Morskiego Oka, dlatego uznał, że nic niezgodnego z regulaminem się nie wydarzyło.
Zbuntowany jezuita. Przed Natankiem był ksiądz Kiersztyn
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!