Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Żołnierz wyklęty" Józef Oleksy ps. Bożek zrehabilitowany przed sądem po kilkudziesięciu latach. "Więzienie złamało mojego tatę"

Remigiusz Szurek
Remigiusz Szurek
Zmarły w 1994 roku Józef Oleksy ps. "Bożek" wiele lat spędził w więzieniu. Niesłusznie. Teraz rodzina stara się o odszkodowanie z tego tytułu
Zmarły w 1994 roku Józef Oleksy ps. "Bożek" wiele lat spędził w więzieniu. Niesłusznie. Teraz rodzina stara się o odszkodowanie z tego tytułu Archiwum IPN, ze zbiorów rodziny J. Walkosza
„Jak trudno ustalić imiona wszystkich tych co zginęli w walce z władzą nieludzką". Te słowa z wiersza Zbigniewa Herberta 22 czerwca 2014 roku zacytował ówczesny proboszcz Szczawnicy ks. Franciszek Bondek w trakcie kazania poświęconego "żołnierzom wyklętym". Poświęcono wówczas kamień pod pomnik i tablicę upamiętniające Szczawnicką Grupę Przetrwania pod dowództwem Stanisława Perełki, ostatnią grupę partyzantów z okolic Nowego Sącza.

FLESZ - Bezpłatne testy na covid jedynie na skierowanie

od 16 lat

W lutym sprawiedliwości stało się zadość. Przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu przeprowadzono postępowanie w wyniku którego nastąpiła całkowita rehabilitacja represjonowanego przez władze PRL Józefa Oleksego ps. "Bożek", członka tzw. "grupy przetrwania".

Została ona rozbita dopiero latem 1955 roku. W jej skład wchodzili obok Perełki i Oleksego, także Józef Walkosz ps. „Buk” oraz Walenty Sajdak ps. „Karcz”, „Waluś”. Nie była to oczywiście, jak przedstawiała komunistyczna propaganda, grupa przestępców czy wykolejeńców.

O sprawiedliwość w imieniu swojego ojca zmarłego w 1994 roku walczyła jego córka, Anna Zając, dziś 72–latka na co dzień mieszkająca w Krakowie. Ostatecznie udało się unieważnić wyrok Sądu Wojewódzkiego w Krakowie z 11 maja 1956 roku skazujący wówczas Józefa Oleksego ps: "Bożek", jednego z ostatnich Niezłomnych Małopolski z Lasu Krzeminy spod Przehyby ponad Szczawnicą, na 10 lat więzienia.

– To miało być najpierw piętnaście lat, ale ostatecznie utrzymano dziesięć lat kary. Minęło już kilkadziesiąt lat od tych bardzo przykrych wydarzeń, a one cały czas we mnie siedzą – przyznaje córka "Bożka".

Anna Zając nie pamięta swojego taty, jako młodego człowieka. – Mając cztery lub pięć lat zobaczyłam go leżącego w szopie na sianie z zarośniętą twarzą i wytrzeszczonymi oczami. Wtedy były takie czasy, że im dzieci mniej wiedziały, tym było bezpieczniej... "Ubecy" szczuli nas psami, zastraszali – opowiada.

Ze swoim ojcem Anna Zając spotkała się też jako ośmioletnia dziewczynka. Odwiedziła go w krakowskim Więzieniu Montelupich.

– Byłam u niego z najstarszą siostrą mojej mamy, która już wówczas bardzo chorowała. Pamiętam, że przez brak krat, tata mógł mi uścisnąć dłoń. Nie mógł mnie co prawda ucałować, ale nie każdy cieszył się takimi względami.

Rodzina Józefa Oleksego stara się o odszkodowanie, co potwierdza nasza rozmówczyni.

– Dziś mam już swoje lata i bardzo chętnie wymazałabym wczesny okres życia z mojego życiorysu. To był niezwykle przykry i bolesny moment. Byliśmy w końcu dziećmi "bandziora"... Mój brat często wracał ze szkoły poobijany. Dokuczano nam. Małe środowiska są specyficzne. W domu mówiono mi, że tata wyjechał, ale ciągle w tej mojej małej głowie siedziała ta myśl, dlaczego wyjechał, dlaczego nas opuścił? Wszystko to głęboko pamiętam – zawiesza głos.

Pani Anna żałuje, że jej rodzina nie zdecydowała się zgłosić sprawy do sądu wcześniej.

- Mój śp. mąż zwlekał z tym, ale wreszcie się zmobilizowaliśmy i nareszcie jakiś etap naszego życia będzie mógł dobiec końca. Nie był to impuls, że musimy walczyć o pieniądze, ale chodzi nam o taką zwykłą sprawiedliwość. Gdy tata wyszedł z więzienia nie był już tym samym człowiekiem. Często milczał, złamano go tam. Podsłuchiwaliśmy jego rozmowy z kolegami, którzy przeszli podobną drogę – mówi Anna Zając.

Córka Józefa Oleksego wspomina również jak ciężko było mu dotrzeć do domu po potrzebną rzecz, gdy ukrywał się w lesie.

– W trakcie ukrywania się taty moja mama poważnie zachorowała i trafiła do szpitala w Nowym Targu. On pojechał do niej na nartach za samochodem doktora, który dał mu do zrozumienia: "Józiu, mogę Cię wziąć, ale nie do auta". To były takie czasy, że każdy się bał. Tata mówił nam później "dzieci, po takiej podróży to ja byłem całkiem sztywny" – dodaje nasza rozmówczyni.

Józef Oleksy ps. "Bożek" już w więzieniu ukończył szkołę podstawową. Mnóstwo czytał, chłonął wiedzę.

Historycy komentują wyrok

Prezes sądeckiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego Leszek Zakrzewski mówi wprost, że jeśli chcemy budować tożsamość historyczną, musimy odwoływać się do bohaterów i walczyć o ich dobre imię.

– Jeśli weźmiemy pod uwagę, że grupa Perełki walczyła z komuną, to była po tej dobrej stronie mocy. Wszystkie wyroki w tych czasach były nieraz tak absurdalne... Mowa choćby o karach śmierci za czyny niepopełnione. To dobry kierunek, by jednoznacznie wyjaśnić wszelkie zaniedbania z tamtych lat. A jeżeli jeszcze rodzina zabiega o dobre imię przodka, to znaczy, że pamięć o tych ludziach żyje. Po co ma na nich ciążyć jakiś wyrok z tamtych czasów? – komentuje.

Zauważa też, że warto sprawdzać za co komunistyczny sąd przyznawał dany wyrok.

– Chodziło o to, by pozbyć się wszelkiego oporu w narodzie. Równie dobrze można by się zgadzać z wyrokami hitlerowców skazujących Ślązaków za zbrodnie przeciw narodowości niemieckiej. Tzw. "władza ludowa" głosiła, że takie grupy to bandyci z lasu. Jeśli jeszcze przez ileś tam lat informowano o tym w podręcznikach, podciągając takich żołnierzy pod faktyczne bandy rabunkowe, które także działały w tych czasach, odbiór był wyłącznie negatywny. Była to iście sowiecka propaganda – dodaje.

Dr Dawid Golik, historyk z Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie i Instytutu Historii UJ, badacz m.in. dziejów podziemia niepodległościowego na Sądecczyźnie po 1945 r. cieszy się na taki werdykt sądu.

– Z całą pewnością rehabilitację przed sądem Józefa Oleksego ps. "Bożek" można uznać za sukces – przyznaje w rozmowie z "Gazetą Krakowską".

– Takie grupy, jak ta w której działał Józef Oleksy, były przez lata niesłusznie określane jako bandyckie, ale ta perspektywa ulega zmianie. Oni w tym lesie nie byli przypadkowo, nie prowadzili też działalności kryminalnej. Oczywiście przestępczość pospolita w tamtym czasie również istniała, ale z reguły jesteśmy w stanie poprzez dokładne badania jasno oddzielić grupy niepodległościowe od szajek bandyckich, czasem nawet takich, które pod podziemie się podszywały lub ich członkowie kiedyś w podziemiu działali – zauważa nasz rozmówca.

Pracownik krakowskiego oddziału IPN nie ukrywa, że trzeba oczyszczać i dbać o dobre imię ludzi w sposób krzywdzący zrównywanych przez komunistyczną propagandę z bandytami i zwykłymi przestępcami.

– Ci partyzanci wywodzili się wprost z podziemia niepodległościowego, Oleksy był akowcem, podobnie jak Józef Walkosz, a kierujący grupą Stanisław Perełka działał w konspiracji ludowej. Nie byli żadnymi bandytami. Jedynie w przypadku Walentego Sajdaka, zresztą też akowca, motywacje związane z jego pobytem w lesie są niejednoznaczne - ukrywał się bowiem z uwagi na ciążące na nim zarzuty z okresu okupacji – mówi dr Dawid Golik.

O ile w pierwszych latach powojennych podziemie działało aktywnie, to w połowie lat 50-tych nie było już właściwie możliwości prowadzenia otwartej walki, kolportowania ulotek, oddziaływania na społeczeństwo.

– Cała czwórka musiała więc przede wszystkim się ukrywać w tzw. grupie przetrwania, licząc na zmianę polityczną w kraju lub wybuch III wojny światowej. Członkowie grupy zatrudniali się potajemnie przy pracach polowych, leśnych i w ten sposób pomagali swoim bliskim. Ale żeby przeżyć, musieli też dokonywać rekwizycji - przede wszystkim na szkodę ówczesnych instytucji państwowych. Kilkukrotnie takie najścia miały też miejsce u osób prywatnych, głównie tych, które łączono z władzą komunistyczną albo oskarżano o współpracę z "bezpieką". Członkowie grupy starali się też przeciwdziałać kolektywizacji wsi uderzając w zaangażowanych w tę akcję sołtysów – wyjaśnia nasz rozmówca.

Prowadząca sprawę o unieważnienie komunistycznych orzeczeń kancelaria adwokacka z Wrocławia zajmuje się wieloma podobnymi działaniami.

– Zgłaszają się do nas osoby z całego kraju. Wiele z nich nie miało świadomości, że takie sprawy mogą się w ogóle toczyć, nie wiedzieli że przysługuje im takie uprawnienie – mówi nam adwokat Ewa Wąsowicz.

Postępowanie jest wszczynane z wniosku prokuratora IPN. Jak dodaje adwokat to wiele godzin pracy z aktami instytutu, ale gdy już okaże się, że sprawa została wygrana, satysfakcja jest wielka. Jeśli mowa o sprawie Józefa Oleksego rodzina ma szansę otrzymać odszkodowanie z tytułu jego pobytu w więzieniu. Nieoficjalne z własnych źródeł dowiedzieliśmy się, że może być ono milionowe.

– Jesteśmy w trakcie przygotowań do procesu. Dysponujemy prawomocnym orzeczeniem o rehabilitacji. Zapewne do połowy br. proces zostanie zainicjowany przed Sądem Okręgowym w Krakowie – zapowiada adwokat Wąsowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska