Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zrobili kalekę z Amelki. Rodzina walczy o zadośćuczynienie od szpitala

Ewelina Sadko
Amelka (z lewej) i Eliza urodziły się zdrowe w wadowickim Szpitalu im. Jana Pawła II w lutym 2011 r. Dziś tylko Eliza cieszy się pełnią życia
Amelka (z lewej) i Eliza urodziły się zdrowe w wadowickim Szpitalu im. Jana Pawła II w lutym 2011 r. Dziś tylko Eliza cieszy się pełnią życia arch. prywatne rodziny
Amelka i Eliza to siostry bliźniaczki. Urodziły się trzy lata temu w wadowickim szpitalu. Przyszły na świat, zadziwiając rodziców i personel kondycją. Wszystko zmieniło się w ósmym dniu ich życia. Lekarze odkryli, że jedno z niemowląt - Amelka - ma złamaną czaszkę w dwóch miejscach. Dziś dziewczynka wymaga ciągłej opieki, a rodzice walczą przed sądem o zadośćuczynienie i rentę dla dziecka za wyrządzone w szpitalu krzywdy.

Nie chcieli jedynaczki

Rodzice bliźniaczek Joanna i Mariusz mają już jedno dziecko, siedmioletnią dziś Milenkę. Na kolejne potomstwo zdecydowali się dla córki. - Nie chcieli mieć jedynaczki, bo w przyszłości rodzeństwo jest ogromnym wsparciem - mówi Marta, babcia dziewczynek. - Długo się wahali, jednak przyszedł ten dzień, kiedy Asia oznajmiła nam, że spodziewa się dzidziusia. Byliśmy szczęśliwi - dodaje.

Pierwszy szok rodzina przeżyła, kiedy okazało się, że na świat przyjdzie dwoje dzieci. Przerażenie mieszało się z euforią. - Asia i Mariusz są osobami niedosłyszącymi, więc mają problemy z komunikowaniem się - mówi pani Marta. - Do tego ich sytuacja finansowa nie jest rewelacyjna. Synowa ma tylko socjalną rentę, syn pracuje - wyjaśnia.

Ukradły nam serca

16 lutego 2011 r. na świat przychodzą Amelka i Elizka. Bliźnięta osiągnęły wagę jak dziecko z pojedynczej ciąży (2,8 kg i 3,1 kg). Maluchy tryskają zdrowiem i energią. Obie dziewczynki dostają 9 na 10 możliwych punktów w skali Apgar (ocena koloru skóry, reakcji na bodźce, pulsu, napięcia mięśni i oddychania). Joanna jest osłabiona. Poród odbył się przez cesarskie cięcie, dlatego najbliższe dni musi spędzić w łóżku. - Asia złapała do tego jakąś infekcję dróg oddechowych i po kilku dniach musiała zrezygnować z karmienia dzieci, więc dostawały mleko z butelek - tłumaczy babcia.

Pielęgniarki przynosiły dziewczynki na chwilę do mamy i zabierały na oddział. Tydzień po porodzie Joanna dowiaduje się, że następnego dnia wychodzi do domu. Informuje rodzinę i zaczyna przygotowania. Nie wie jeszcze, że rano zacznie się dramat.

Krytyczny stan dziecka

Ósmego dnia po porodzie bliźniaczki przygotowywane są do wypisu. Po porannym obchodzie, o godz. 8 lekarze informują matkę, że może zacząć się pakować. Pół godziny później matka dowiaduje się, że z dzieckiem coś się dzieje. Początkowo mówiono o żółtaczce - tak przynajmniej zrozumiała niedosłysząca Joanna. Kazali jej czekać, bo Amelkę zabierają jeszcze na dodatkowe badania. - Za chwilę okazuje się, że prawdopodobnie ma zapalenie opon mózgowych i poprosili synową o zgodę na wykonanie punkcji - opowiada babcia bliźniaczek.

W czasie kiedy lekarze próbują postawić diagnozę, dziecko popada w coraz gorszy stan. Nie może oddychać, zaczynają się drgawki. Koło południa zapada decyzja o przewiezieniu Amelki do Krakowa-Prokocimia. Jej stan jest ciężki. Zaczyna się walka o życie.

Rodzina nie wie, co się dzieje z dzieckiem. Nikt nie potrafi także wytłumaczyć, skąd takie objawy. Dopiero o godz. 17 przyjeżdża karetka i zabiera noworodka do Krakowa. Tam zostaje wykonana tomografia. Wynik: krwotok, wylew krwi do mózgu, do tego sepsa. Przeprowadzone badanie wykazuje jeszcze, że kości czaszki dziecka są złamane, i to właśnie ten uraz jest powodem silnego krwotoku. - Świat nam się zawalił. Każdy zadawał sobie jedno pytanie: skąd złamanie kości u naszego dzieciątka i kto jest za to odpowiedzialny? - dodaje ze łzami w oczach Marta.

Ostateczny cios

Amelka w krakowskim szpitalu spędza trzy tygodnie. W tym czasie lekarze zdołali ustabilizować jej stan. Okazało się, że uraz, którego doznało dziecko w szpitalu, spowodował nieodwracalne zniszczenia w mózgu. Dziewczynka jest całkowicie niezdolna do samodzielnego funkcjonowania. - Wtedy nadal wierzyliśmy, że Amelka kiedyś dogoni w rozwoju siostrzyczkę, że sama usiądzie, stanie na nogach. Wierzyliśmy w cud i siłę rehabilitacji - mówi babcia. - Kolejny cios dostaliśmy w listopadzie, kiedy nasze kruszynki skończyły dziewięć miesięcy.

Wtedy pojawiły się pierwsze ataki padaczki. Amelka dostawała nagłych skurczów mięśni i drgawek. Wszystkiemu towarzyszył niesamowity ból. Dziecko wiło się, zanosząc płaczem. - Znowu trafiliśmy do Prokocimia, gdzie lekarze wycięli tzw. ogniska padaczkowe usuwając tym samym większość mózgu - tłumaczy babcia dziewczynek. - Kiedy zapytaliśmy lekarzy o rokowania, powiedzieli, że trzeba wierzyć w cud, że to, co zostało w głowie Amelki, przejmie funkcje tej części mózgu, która jest wycięta - wspomina. - Kiedy zapytaliśmy, co możemy zrobić, aby ratować to dziecko, lekarz powiedział: kochać i rehabilitować, nic więcej się nie da - mówi.

Dwoje dzieci, dwa światy

Amelka i Eliza w lutym skończyły trzy lata. Zdrowa dziewczynka chodzi do przedszkola. Potrafi sama o siebie zadbać, zasznurować buciki. Uwielbia śpiewać, tańczyć i rysować. Rodzina twierdzi, że ma prawdziwy talent i w przyszłości będzie artystką. Jej siostra nadal jest jak niemowlę. Potrzebuje stałej opieki, nie ma z nią prawie żadnego kontaktu. I pomyśleć, że obie urodziły się zdrowe. - Amelka korzysta z pieluszek, bo nie sygnalizuje nam potrzeb fizjologicznych - mówi Marta. - Trzeba ją karmić przecieranymi zupami, bo nie potrafi gryźć. Dziewczynka ma także problemy z oczami: gałki pracują prawdopodobnie prawidłowo przesyłając obraz, jednak mózg nie potrafi go odczytać, przez co dziewczynka nie widzi - dodaje babcia. Życie małej Amelki to ciągłe rehabilitacje i konsultacje z lekarzami.

Pozwali szpital

Do tej pory nie udało się ustalić, co wtedy - w szpitalu - stało się z Amelką. Prokuratura Rejonowa w Wadowicach prowadziła śledztwo. Wynik: dziecko doznało tępego urazu głowy w siódmej lub ósmej dobie życia. Nie jest wiadome, czy noworodek wypadł komuś z rąk, czy coś spadło na niego. Przepytano cały personel, 31 osób - i każda z nich twierdziła, że nic na ten temat nie wie. Jasne jest jedynie to, że dziewczynka urodziła się zdrowa, a w szpitalu stała się kaleką.

Rodzice Amelki zdecydowali, że będą walczyć o zadośćuczynienie za krzywdy dziecka. Pozwali szpital i żądają 600 tys. zł oraz 2,5 tys. zł comiesięcznej renty. Pracownicy szpitala w Wadowicach nie chcą komentować sprawy. Jego przedstawiciele twierdzą, że uraz dziecka nie powstał, kiedy dziewczynka była pod opieką personelu. Chcą oddalenia powództwa.

Sprawa trafiła do sądu

Rodzina bliźniaczek wytoczyła szpitalowi proces karny, który po śledztwie prokuratury został umorzony. - Przesłuchaliśmy 31 osób - wyjaśnia Jerzy Utrata, prokurator rejonowy w Wadowicach. - Wiemy, że obrażenia ciała u dziecka nie powstały podczas porodu, ale jak stwierdził biegły z zakresu medycyny, były wynikiem tępego urazu głowy. Nie udało nam się ustalić jego sprawcy. W szpitalu nie ma monitoringu. Zgromadzony materiał nie dał podstaw, by komukolwiek postawić zarzuty, a w sprawach karnych trzeba wskazać winnego - tłumaczy.

W krakowskim sądzie ruszył właśnie proces cywilny z powództwa rodziców dziewczynki. Żądają od wadowickiego szpitala (nie od konkretnej osoby) zadośćuczynienia za krzywdy i renty dla córki. Dziecko wymaga kosztownej rehabilitacji. To ma być też zabezpieczenie przyszłości Amelki, kiedy zabraknie jej opiekunów.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska