Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 lat temu zmarł wojewoda Tadeusz Piekarz. Wspomina go jego żona Halina

Maria Mazurek
Prof. Halina Piekarz zawodowo interesuje się teorią organizacji i zarządzania, zarządzaniem strategicznym, metodami organizacji, ergonomią, odpowiedzialnością społeczną itp.
Prof. Halina Piekarz zawodowo interesuje się teorią organizacji i zarządzania, zarządzaniem strategicznym, metodami organizacji, ergonomią, odpowiedzialnością społeczną itp. Andrzej Banaś
10 lat temu zmarł wojewoda krakowski Tadeusz Piekarz. Z jego żoną - Haliną rozmawiamy o czasach opozycji, okresie władzy i trudnej walce z chorobą, której się nie poddawał.

10 lat po śmierci męża czas wyleczył rany?
Jest w tym powiedzeniu wiele prawdy. Życie wypełnia rodzina i praca, codzienne zmartwienia, radości. Jestem aktywna zawodowo. Po 45 latach pracy na Uniwersytecie Ekonomicznym przeszłam do Krakowskiej Akademii im. Fr. Modrzewskiego. Wracając zaś do pytania - tak jak w przypadku rodzin, które utraciły kogoś bardzo bliskiego, życie bez męża i ojca przynosi nowe wyzwania. Życie nauczyło mnie samodzielności. Radzenie sobie bez męża nie ma nic wspólnego z zapomnieniem.

Nauczyły Panią tego lata, kiedy mąż angażował się w działalność opozycyjną?
Tak samo mnie, jak i inne kobiety, które były w tej samej sytuacji. Kilka lat temu ukazała się, bardzo mi bliska, książka Danuty Wałęsy. Jej przeżycia, stany, w których się znajdowała, obawa o najbliższych, chwilowe zniecierpliwienie i zmęczenie były krotnością moich doświadczeń. Dla mnie, dla mojej rodziny, stan wojenny nie skończył się w grudniu 1982 roku, trwał do 1988. Wiedziałam, że mąż zaangażował się w sprawę wielkiej wagi, ale też że ryzykuje bezpieczeństwo własne i rodziny. Codzienność była trudna. W naszym 60-metrowym mieszkaniu na Prądniku Czerwonym bywało mnóstwo ludzi, trwały wielogodzinne dyskusje. Nasze dzieci były gdzieś w środku tego. Poza tym mąż był przecież więziony, internowany, zatrzymywany. Nie potrafię zliczyć rewizji w mieszkaniu. Czasami nie zdążyłam uporządkować mieszkania po przeszukaniu, a już pojawiała się następna ekipa UB. Nie zapomnę, jak zabrali mi fragmenty pracy habilitacyjnej - pisałam o zarządzaniu, wydawało im się więc, że rozpracowuję coś ważnego z politycznego punktu widzenia. Wtedy pisało się na maszynie - jak maszynopis przepadł, było po wszystkim.

Wątpiła Pani, była zła na męża, że naraża Panią i dzieci?
Czasami byłam zmęczona, no i wątpiąca. To trwało przecież całe lata! Z perspektywy lat zapamiętałam okresy zbiorowego entuzjazmu, takie zrywy, gdzie wszyscy wierzyli, że się uda. Takiej siły i otuchy dodawały pielgrzymki papieża. Ale były też takie momenty, że ta nadzieja na wolną Polskę ledwo się tliła, podsycana przez grupę ludzi, jak Stefan Jurczak, Jan Dziadoń. Mąż trwał cały czas na ,,posterunku". Skąd czerpali siły? Wtedy było najtrudniej...

Czy wcześniej, jeszcze przed "Solidarnością" mąż był człowiekiem aktywnym?
O tak. Od kiedy poznaliśmy się, od czasów studenckich, działał, a właściwie zmieniał rzeczywistość. Był przewodniczącym Rady Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich, grał w AZS-ie w koszykówkę. Był rozpoznawany w środowisku studenckim jako pianista w zespołach studenckich i jazzowych. Wiecznie coś organizował, porządkował, angażował się, miał mnóstwo pomysłów. Patrzę dziś na swoich studentów i widzę, jak mało są aktywni. Samorządność podana na "tacy" nie inspiruje.

Pamięta Pani moment przełomowy, kiedy zrozumiała Pani, że mąż odegra w opozycyjnej Małopolsce jedną z głównych ról?
Tak. Sierpień 1980. Pojechałam z dziećmi na wakacje w Bieszczady. Jak zwykle nasłuchiwałam radia Wolna Europa. Usłyszałam w nim przemawiającego z Nowej Huty męża, który w imieniu swoich i innych małopolskich opozycjonistów wyrażał solidarność z robotnikami z Pomorza.

Słysząc ten głos, czuła Pani dumę czy strach? Przeczuwała Pani, że będą problemy?
Czułam i dumę, i niepokój. Nie byłam ani tak heroiczna, żeby się nie bać, ani tak naiwna, żeby nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji. Nie żyliśmy przecież w wolnym państwie. Wszystko się mogło wydarzyć. Widzi pani tę płaskorzeźbę?

Ładna.
Mąż zrobił to podczas internowania i więzienia. Dłubał takie rzeczy długopisem w puszkach po konserwach.

Mąż był zamknięty prawie rok. Jak to znosił?
W takim samym położeniu było wielu opozycjonistów. Władze stosowały tu różne taktyki, których myślą przewodnią było utrzymanie internowanych, a także ich rodzin w stanie ciągłej niepewności. Polegało to na niespodziewanych zmianach miejsc internowania, mieszaniu różnych grup. Ale "internaty" to także czas i miejsce dyskusji, kłótni, wykluwania się wizji, tworzenia nowych koncepcji państwa. Teksty te trzeba było potem wynieść…

Czy warto było?
Czuje Pani, że ociągam się z szybką i jednoznaczną odpowiedzią. Ale wystarczy, że przywołam z pamięci czasy komunistycznej Polski, bez żadnej perspektywy, z nieznośną propagandą, marzeniami o mieszkanku w bloku i małym fiacie, to odpowiedź musi brzmieć: tak. Ale szkoda że zasługi w procesie wielkiego przełomu w Europie Środkowo-Wschodniej przypisuje się nie nam, a Niemcom, Czechom, że nie wszystkie procesy przebiegają zgodnie z duchem porozumień sierpniowych, tzn. budowaniem społeczeństwa obywatelskiego. Z drugiej strony, nie można nie zauważyć pozytywnych przemian na poziomie lokalnym, szczególnie miast i wsi. Kontakt z takimi społecznościami, ich dokonaniami przywraca mi wiarę w sens pracy męża. Cieszy mnie, że miał swoją cegiełkę w budowaniu nowego porządku w administracji rządowej i samorządowej. W 1990 roku został mianowany przez Tadeusza Mazowieckiego wojewodą krakowskim. To było chyba jeszcze trudniejsze.

Odpowiedzialność?
Odpowiedzialność i konieczność podejmowania trudnych, nieuniknionych wyborów. Urząd Wojewódzki był odpowiedzialny za procesy w transformacji gospodarczej. Przejście do gospodarki rynkowej, związane z prywatyzacją, restrukturyzacją niosło z sobą także bolesne skutki społeczne. Także modernizacja systemu administracji rzadowej, budowa struktur samorządowych, to procesy rozpoczęte na początku lat 90. Zastąpienie starych rozwiązań nowymi to wielkie zadanie, w dodatku gdy nie było wzorców do naśladowania. Myślę, że ten okres był dla męża szczególnie trudny.

Mąż przez te lata bardzo ciężko pracował?
Potwornie. Urząd wojewódzki był rozświetlony do nocy - nie tylko gabinet męża, ale i jego "brygady". Wszyscy pracowali wtedy ciężko, również szef gabinetu męża, a dzisiejszy wojewoda, Jerzy Miller. Mąż przychodził do domu o godz. 21, 22 z dokumentami, nad którymi pracował. Często po nocach dzwoniły telefony z Kancelarii Rady Ministrów. O ósmej rano mąż znów był w gabinecie. Czymś szczególnym w sposobie jego pracy była szybka reakcja na wydarzenia, a szczególnie te o charakterze krytycznym. Pamiętam powódź w Kopalni Soli w Wieliczce czy pożar filharmonii. Po zakończonej akcji, sądząc po stanie ubrania, byłam pewna, że pracował na równi z ratownikami czy strażakami.

W 1994 roku Pani mąż miał wylew. Myśli Pani, że z powodu przepracowania?
Przepracowanie, stres, siedzący tryb życia są czynnikami ryzyka. Także i uwarunkowania genetyczne. Te ostatnie czasami lekceważone.

W jakich okolicznościach mąż dostał wylewu?
W pracy rozbolała go głowa. Poprosił kierowcę, by odwiózł go do domu. Chyba próbował uciec przed tym, co miało nastąpić. Nie wysiadł już z tego samochodu. Sąsiadka wezwała karetkę.

Mąż żył jeszcze 10 lat. Szybko wrócił do sprawności?
Mąż był miesiąc nieprzytomny. Kolejne dwa miesiące nic nie mówił. Potem odzyskał mowę, ale komunikował się z nami tylko pojedynczymi słowami, mylił imiona. Domyślaliśmy się, co ma na myśli, dla człowieka z zewnątrz było to niezrozumiałe. Pierwszy rok był trudny, ale mąż miał bardzo dużą determinację, by się rehabilitować, by walczyć. Miał wolę życia. Natomiast pełnej sprawności nigdy nie odzyskał. Nie odzyskał tzw. drobnych ruchów w prawej ręce, czyli nie mógł nic chwycić palcami, napisać. Nauczył się pisać lewą ręką, a przede wszystkim grał na pianinie.

Rok po wylewie został odwołany z funkcji wojewody. To był dodatkowy cios?

Spodziewałam się tego. Mąż spokojnie przyjął tę decyzję premiera. Szybko wypełnił tę lukę różnymi aktywnościami. Zaangażował się w modernizowanie Ośrodka Pomocy Społecznej w Harbutowicach i szkoły integracyjnej w Czerwiennej. Uczestniczył w życiu Krakowa. Był człowiekiem niepełnosprawnym, ale żył pełnią życia. Bardzo chciał być aktywny. Wiem, że niektórym po udarach tak zmienia się osobowość, że tej chęci życia w ogóle nie mają. Jak odbierałam męża z ośrodka rehabilitacyjnego na Śląsku, lekarz powiedział: wraca pani do domu z człowiekiem o zupełnie innej strukturze osobowościowej. To taka choroba. Wylew u bliskiej osoby zmienia funkcjonowanie domu, rodziny. Pojawiają się nowe obowiązki, odpowiedzialność za chorego, trzeba umieć zrezygnować z pewnych przyzwyczajeń. Ważne, aby i przy takim bolesnym doświadczeniu rodzina znowu osiągnęła potrzebną równowagę, zaakceptowała stan rzeczy.

Mąż faktycznie stał się innym człowiekiem?
Na szczęście nie tak bardzo. Łatwiej się wzruszał, był bardziej emocjonalny, ale nie było w nim często pojawiającego się w tej chorobie zgorzknienia.

Tadeusz Piekarz ur. 27 października 1941 w Krakowie, zm. 1 marca 2005. W latach 1990-95 wojewoda krakowski.
Pracował w WS K - PZL w Krakowie, dochodząc do stanowiska dyrektora naczelnego. Zasiadał w zarządzie Regionu Małopolskiego NSZZ "Solidarność". W stanie wojennym internowany. Jego imię noszą ośrodek w Harbutowicach i szkoła w Czerwiennej, władze Dobczyc noszą się z zamiarem nazwania nowego ronda jego imieniem.

Jako wojewoda Tadeusz Piekarz wyremontował Teatr im. J. Słowackiego i odbudował filharmonię po pożarze. Remont Teatru Słowackiego, zamkniętego przez lata ze względu na jego zły stan, był dobrze wykorzystaną szansą zorganizowania w Krakowie międzynarodowego sympozjum przy współpracy KBWE. Pomysł ten pozwolił zdobyć fundusze na remont i przywrócić życie temu obiektowi. Tadeusz Piekarz przyczynił się do dokończenia budowy Szpitala Rydygiera w Nowej Hucie oraz Centrum Rehabilitacyjnego na Woli Justowskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska