https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Advocatus diaboli: Prezydent znalazł się na rozdrożu

Jerzy Surdykowski
Łatwo używać sobie na Kaczorze, zwłaszcza wśród wykształciuchów. Dlatego zrazu nie chciałem pisać o połowie prezydenckiej kadencji, która niedawno minęła. Tym bardziej, że - jak wskazują badania opinii - zaledwie co trzeci Polak ma nadal zaufanie do Pierwszego Obywatela, na którego jesienią 2005 roku głosowała ponad połowa wyborców, jacy pofatygowali się do urn.

Przyznaję, że i ja w tej liczbie, choć w wyborach sejmowych zdecydowanie byłem za Platformą. Znam Lecha jeszcze z czasów, gdy był adiunktem w dziedzinie prawa pracy na Uniwersytecie Gdańskim,
a jednocześnie doradcą opozycyjnej grupki na wyrost (tak się wtedy nam, małodusznym realistom, wydawało) zwącej się Wolnym Związkiem Zawodowym. Zawsze go szanowałem i wiem, że nie jest postacią tuzinkową, ani cieniem swego brata-bliźniaka, z którym też niegdyś zetknął mnie los, ale to zupełnie inna - dość żałosna - historia. Niestety, łatwo dzisiaj wypisywać śmiesznoty o kolejnych
lapsusach głowy państwa, o tych wszystkich Benhuerach i Pereirach, o szopce odznaczeń, kiedy prezydent przypinając ordery jednym, nie może się powstrzymać, by nie powiedzieć impertynencji innym, o żałosnych orędziach, o kolejnych bójkach politycznych, w które bez sensu i potrzeby się angażuje.

Ale przecież nie tak mogło być. Ten człowiek miał i nadal ma zadatki na męża stanu, nie tylko dlatego, że razem z bratem robili wszystko w kulisach burzliwej polityki przełomowego roku 1989, by powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego, skoro już generał Jaruzelski musiał zostać przejściowym prezydentem. Nie tylko dlatego, że mieli rację, gdy w styczniu 1990 roku - kiedy rozwiązała się PZPR - wołali, że skoro przestała istnieć jedna ze stron "okrągłego stołu", to trzeba przyspieszyć i pora na wolne wybory. Wprawdzie przyśpieszenie przybrało gębę "wojny na górze" i ministra Macierewicza
z jego żałosną listą sejmową, gdzie agenci byli przemieszani z politycznymi przeciwnikami do odstrzału, ale widzieli dalej i trafniej niż inni. Bo mąż stanu, to więcej niż polityk zabiegający
o ponowny wybór i gryzący się zajadle z podobnymi sobie ogarami w stadzie. Mąż stanu, to ktoś, kto widzi przenikliwiej i potrafi porwać do tego współobywateli. Nie mieliśmy takiego na prezydenckim fotelu w Wolnej Polsce. Lech Wałęsa był charyzmatycznym przywódcą mas i wielkim burzycielem starego systemu, ale w Belwederze już oklapł i dlatego przegrał z Kwaśniewskim. Ten starał się jak potrafił, by wejść w za duże dlań buty, ale okazał się tym, kim był zawsze: partyjnym spryciarzem
z ciągotami do krętactwa i zamiłowaniem do kieliszka w najbardziej nieodpowiednich momentach.

Lech Kaczyński miał w swej prezydenturze chwile wielkości i wizje wyprzedzające swój czas, ale nie potrafił do nich przekonać kogokolwiek, zwłaszcza za granicą. Wymienię pomysł "energetycznego NATO" a później pierwiastkowy system głosowania podnoszący rolę mniejszych narodów w Unii. Gdyby znalazł się w traktacie lizbońskim, nie byłoby dzisiaj problemu, bo głównym argumentem irlandzkich przeciwników było osłabienie głosu ich kraju. Ale oba pomysły przedstawiono najgorzej jak można, w ostatniej chwili, bez przygotowania i za pośrednictwem mediów. Nie znoszą takich manier dyplomatyczne salony Europy.

A teraz jeszcze największy być może błąd tej prezydentury, gadanie o niepodpisywaniu traktatu akurat wtedy, gdy Francja objęła przewodnictwo w Unii. Trudno bardziej rozzłościć elity kraju, który ostatnio szukał porozumienia z nami. Już dziś są w Unii grupy o różnych prędkościach, jeśli chcemy się znaleźć w ostatniej, najbardziej ślimaczej, idźmy tą drogą.

Czy ma jeszcze jakieś szanse? Aby o nich mówić trzeba by najpierw wyrzucić dzisiejsze prezydenckie otoczenie: byłą nieudaczną minister i inne rozhisteryzowane pańcie, zakompleksionych dziennikarzy, sfrustrowanych profesorków. Zacząć od nowa z ludźmi, którzy potrafią szukać porozumienia tak w kraju jak w świecie, nie wikłać się we wszystkie możliwe awantury i konflikty. Czy ma szanse? Gdy zawaliły się rokowania z USA w sprawie wymarzonej przezeń "tarczy", milczy, nie wygłasza kolejnego orędzia w duchu Jacka Kurskiego. Tak trzymać.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska