WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
- W Głogowie pierwszy raz od ponad roku nie straciliście gola na wyjeździe. Pewnie po wygranej 3:0 to dla was jako obrońców dodatkowy powód do zadowolenia.
- Muszę przyznać, że nie wiedziałem, że ta seria bez straconego gola na wyjeździe trwała aż tak długo, od meczu z Lechią Gdańsk w listopadzie 2023 roku, choć oczywiście mam świadomość, że szczególnie w poprzednim sezonie nie graliśmy zawsze dobrze w obronie i te gole traciliśmy zarówno u siebie jak i na wyjazdach. To, że w Głogowie zachowaliśmy jednak czyste konto moim zdaniem nie jest dziełem przypadku. Chyba każdy, kto śledzi nasze mecze, musi przyznać, że ostatnio nasza gra obronna wygląda solidnie. Nie tracimy dużo bramek. Najwyżej jedną, albo wcale. Każdy mecz na zero z tyłu i to bez względu czy gramy u siebie czy na wyjeździe, dla obrońcy jest czymś specjalnym. Tak jak napastnik cieszy się ze strzelonego gola, tak my się cieszymy z tych niestraconych. Dlatego też pod koniec meczu w Głogowie motywowałem chłopaków na boisku, zwracałem im uwagę, że skoro prowadzimy już 3:0, to musimy zrobić wszystko, żeby to zero po stronie strat zostało. Gdybyśmy stracili jednego gola, trzy punkty i tak by były, ale to czyste konto to dla nas taki dodatkowy, pozytywny smaczek.
- Bardzo szybko strzeliliście dwa gole i one miały też taki wpływ na obraz tego meczu, że Chrobry wyglądał jak po nokaucie, a wy - szczególnie w pierwszej połowie - graliście trochę niedokładnie.
- Paradoksalnie tak można to ocenić, że te szybkie dwie bramki zabiły emocje i też muszę przyznać, że intensywność naszej gry spadła. Mieliśmy nawet o to trochę pretensji do siebie w przerwie, że mimo tak świetnie rozpoczętego spotkania, były momenty, gdy traciliśmy kontrolę, za łatwo oddawaliśmy piłkę rywalom. A powinniśmy właśnie piłkę potrzymać i mieć taką pełną kontrolę nad meczem. Niby prowadziliśmy dwoma bramkami, a graliśmy jakoś tak nerwowo.
- Chrobry nie miał jakichś bardzo klarownych sytuacji. Można wspomnieć o strzale w słupek w pierwszej połowie Mateusza Lewandowskiego. Dużo jednak rywale posyłali piłek w wasze pole karne i tutaj przydawały się dobre ustawianie i dobra gra głową, żeby „czyścić” to wszystko. Tak to też wyglądało z pańskiej perspektywy?
- Tak, też wydaje mi się, że jedyna taka naprawdę dogodna sytuacja Chrobrego to ta w pierwszej połowie. Ale to nie jest wcale tak, że my nie mieliśmy nic do zrobienia na boisku, bo ja ma takie poczucie, że trzeba było jednak przy tych wrzutkach trochę takich twardych pojedynków z napastnikami stoczyć. Radziliśmy sobie jednak z tymi dośrodkowaniami, mieliśmy nad tym pełną kontrolę. Oceniłbym nasz występ pod tym względem jako solidny. Dużo było w tym takiej pewności siebie, która w tych interwencjach biła od nas. Oby tak dalej.
- Od pewnego momentu zaczął pan grać z Mariuszem Kutwą na środku obrony. To taki układ „stary” - „młody”. Wygląda to jednak dobrze, a można jeszcze dołożyć pewnie spisującego się za waszymi plecami Patryka Letkiewicza.
- Wydaje mi się, że nasze wyniki to pokazują. Tak jak powiedziałem wcześniej, od pewnego momentu przestaliśmy tracić dużo bramek. To przyszło już nawet przed tym jak Mariusz wskoczył do składu. Jeśli jednak dzisiaj mam oceniać z moją współpracę z nim, to mogę mówić tylko pozytywnie. Jest dobra komunikacja, jest dobry poziom, są dobre zachowania boiskowe. Mimo, że do tej pory nie mieliśmy wielu okazji do wspólnej gry, to zrozumienie szybko przyszło. Tak samo mogę powiedzieć, że Patryk, który wskoczył do bramki, trzyma poziom i nikt nie powie, że mając go za plecami czujemy się jakoś niepewnie. Wręcz przeciwnie. Mam poczucie, że dał nam trochę spokoju.
- Widzi pan w Mariuszu Kutwie samego siebie sprzed kilkunastu lat, gdy wchodził do pierwszego zespołu Wisły Kraków?
- Może to zabrzmi zabawnie, ale trochę tak - widzę w Mariuszu samego siebie, gdy zaczynałem grać w pierwszym zespole Wisły. Wcześniej mówiliśmy w tej rozmowie, że nasza współpraca jest na zasadzie „stary” - „młody”. A mnie to przypomina czasy gdy jako młody zawodnik grałem z Arkiem Głowackim. To są bardzo podobne okoliczności. Arek jedynie może był nieco starszy niż ja obecnie. Ustawienie jest jednak nawet bardzo podobne, bo ja teraz gram bardziej z prawej strony. Tak jak wtedy Arek. Mariusz z kolei z lewej. Tak jak ja na początku swojej kariery w Wiśle.
- Powoli, powoli, żmudnie, ale odrabiacie straty do czołówki. Wygrana 3:0 w Głogowie pozwoliła wam wskoczyć nawet do pierwszej szóstki, czyli na miejsce barażowe. Dobry finisz w tym roku w ostatnich czterech meczach pewnie spowodowałby bardziej optymistyczne myślenie przed wiosenną częścią sezonu...
- Nie ma co ukrywać, że to żmudne odrabianie strat wynika z tego, że zaliczyliśmy na początku sezonu zbyt wiele potknięć, niepotrzebnych remisów, porażek. Nasza sytuacja w tabeli mogła i powinna wyglądać dzisiaj lepiej. Taka nasza dola jednak w tym momencie, że musimy gonić, musimy odrabiać straty. Ja cieszę się, że jesteśmy w takim momencie, w takiej dyspozycji, że jednak krok po kroku to robimy. Poza pojedynczą wpadką w Łęcznej, gdzie przegraliśmy, punktujemy regularnie. Większość meczów za trzy, a czasami jak z Tychami za jeden, ale jednak krok po kroczku dopisujemy punkty do naszego dorobku i pniemy się w górę tabeli. Obyśmy jeszcze do końca roku zebrali kilkanaście punktów, bo to postawiłoby nas w całkiem dobrej sytuacji przed wiosną. Choć nie patrzę aż tak mocno w terminarz z kim, gdzie gramy, bo czasami mam takie wrażenie, że twierdzenie, że lepiej grać ze słabszymi na wyjeździe, a z silnymi u siebie nie zawsze wpływa na przebieg meczów i ich wyniki. Szczególnie w tej lidze. Może to jest banał, który powtarzamy wiele razy, ale ta liga jest naprawdę tak specyficzna, że terminarz często niewiele znaczy.
