https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ale to już było - wciąż jesteśmy tacy sami

biskup Tadeusz Pieronek
Często zdarza się, że zatroskani o różne sprawy, osobiste i publiczne, staramy się rozwiązać je przy pomocy powszechnie przyjętych wzorców obyczajowych, towarzyskich czy prawnych. Każdy kłopot można zaszufladkować, umieścić go we właściwym kontekście i próbować rozwiązać w możliwie najprostszy sposób.

Inaczej trzeba traktować sprawy osobiste, które stworzyliśmy sobie sami, inaczej te, które dotyczą naszej rodziny, inaczej kiedy w grę wchodzą osoby obce, ale jeszcze inaczej, gdy mają wymiar szerszy, społeczny, publiczny.

Nie jest dobrze, kiedy własne błędy chcemy zwalić na cudze plecy i domagamy się, by ktoś inny poniósł za nie odpowiedzialność. Indywidualnie nie odpowiadamy za błędy, postępki i grzechy innych osób, chyba że zaniedbaliśmy ciążący na nas obowiązek opieki, albo byliśmy współsprawcami jakiegoś zła czy przestępstwa.

Z rodziną bywa różnie. Jest to najbardziej podstawowa komórka społeczna o specyficznym charakterze, związana wzajemnym zaufaniem i miłością. Z natury służy ona dobru małżonków i ich potomstwu, a więc tworzy wyjątkowy zespół osób dążących do dobra wspólnego rodziny. Niestety, brak dojrzałości i poczucia odpowiedzialności, połączony z egoizmem, potrafi skłócić i zniszczyć ten idealny obraz rodziny. Zbyt często kochający się ludzie przekształcają się w zaciekłych wrogów, przez co pozbawiają swoje dzieci poczucia bezpieczeństwa, niszczą ich dzieciństwo, odbierają im to, co mogłyby osiągnąć w kochającej się rodzinie.

A przecież w każdej sytuacji warto rozstrzygać spory i kłótnie ugodowo, ale do tego potrzebna jest dobra wola obydwu stron, a skoro jej braknie, trzeba się zwrócić do instytucji, które zajmują się wymiarem sprawiedliwości, wydając decyzje administracyjne i wyroki.

Trybunały są po to, by przywracać porządek prawny wśród ludzi, którzy go naruszają, a robią to nagminnie, nie stosując się do nakazów i naruszając zakazy, w kwestiach osobistych i publicznych.

Wydaje się, że najtrudniejszą sprawą jest łagodzenie i rozwiązywanie sporów społecznych, dotyczących wszystkich obywateli. W tym celu wybieramy większość parlamentarną, rządy i jesteśmy przekonani, że to one potrafią opanować sytuację i wnieść ład, satysfakcjonujący wszystkich członków wspólnoty.

Niestety, w tej sprawie napotykamy na wielkie trudności, spowodowane przekonaniem rządzących, że każda nowa władza, z racji otrzymanego mandatu, ma nadzwyczajne przywileje. Przykładem tych wielkich, dzisiejszych nadużyć władzy jest trzymanie się nagannej praktyki obsadzania lukratywnych stanowisk jedynie swoimi zwolennikami, także niekompetentnymi, co jest sprzeczne z obowiązkiem troski o dobro wspólne.

Przez przypadek otworzyłem książkę Wojciecha Korfantego „Naród - Państwo - Kościół” i wzrok mój spoczął na zdaniu: „Przyzna mi p. prof. Jaworski (nb. chodzi o ówczesnego senatora, profesora UJ), że w poprawionej demokracji włoskiej i bolszewickiej nie pytają się kandydata o stanowisko, czy jest dzielnym, czy ma kwalifikacje umysłowe, moralne i fachowe, lecz czy jest tego samego wyznania. »Czy jest nasz?« (…) Nie potrzebuje p. Jaworski nawet sięgać do Włoch i do Bolszewii, ale może sprawdzić tę zasadę w swej własnej ojczyźnie”. Chodziło o sytuację w Polsce w 1929 roku.

Przypominają mi się w tym kontekście słowa piosenki Maryli Rodowicz: „Ale to już było, znikło gdzieś za nami, choć w papierach lat przybyło, to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami”.

To gorzka prawda, z którą nie można się godzić, bo przecież najczęściej źródłem konfliktów nie są przepisy, ale my sami, nie panując nad emocjami, ambicjami, nad naszym egoizmem.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska