Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alfabet księdza Zaleskiego

Marta Paluch
Fot. Piotr Krzyżanowski
Co ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski sądzi o Radwańskich, kard. Dziwiszu i innych osobach, które spotkał w życiu?

Za kilka dni nakładem "Małego Wydawnictwa" ukaże się w księgarniach "Personalnik subiektywny" ks. Zaleskiego.
- Chciałem opowiedzieć o osobach, które spotkałem osobiście. Społecznikach, których nikt nie zna i osobach publicznych - podkreśla kontrowersyjny krakowski duchowny. Dodaje, że w opisach tych ostatnich nie ucieka się do politycznej poprawności - bo jej nie cierpi...

Oto wybrane fragmenty.

Barczyk Kazimierz
Jest prawnikiem, rodem z Wolbromia. Poznałem go poprzez Andrzeja Rozmarynowicza, z którym razem pomagał Solidarności w Nowej Hucie. Elokwentny, towarzyski, zawsze miał ciągotki do polityki (...) Jesteśmy ze sobą po imieniu i współpracujemy w sprawach bożo-ojczyźnianych. Jednak w kwietniu 2013 roku, w czasie 25. rocznicy strajku w Nowej Hucie, doszło między nami do ostrej sprzeczki. Chodziło o mój tekst, w którym skrytykowałem małopolski Zarząd Regionu NSZZ "S" za zaproszenie wojewody Jerzego Millera na opłatek i za jego wypowiedź do byłych opozycjonistów. Mocno sobie wtedy nawtykaliśmy. Dobrze, że na sali pomiędzy nami siedział były prezydent Krakowa, Józef Lasota, bo mogło być jeszcze gorzej.Po dwóch miesiącach od konfrontacji zadzwonił do mnie Wojtek Marchewczyk, że Kazek chce przyjechać do Radwanowic. Byłem tym zaskoczony, ale przyjąłem to za dobrą monetę. W czasie spotkania przeprosiliśmy się nawzajem. Chwała Panu!

Czekaj Kazimierz
Nieraz wspiera pobliską Fundację w Radwanowicach, za co otrzymał Nagrodę Społeczną im. Stanisława Pruszyńskiego. Pomógł też w rozwiązaniu ostrego sporu władz Fundacji z wójtem gminy, właściwie dzięki niemu obyło się bez sądu. Z jego inicjatywy doszło w jego piekarni do polubownego spotkania pomiędzy wójtem a mną. Od tamtego wydarzenia używam określenia: "załatwić jak u Kazia w piekarni", choć nie wszyscy rozumieją, o co chodzi.

Kazimierz jest bezpośredni, towarzyski, lubi dowcipkować - taki "brat łata", ale dba o swoje interesy. Politycznie związany jest z PO, z ramienia której był radnym powiatowym, a obecnie jest wojewódzkim. W 2011 roku startował w wyborach do Senatu. Plakaty z jego zdjęciem były prawie wszędzie: na płotach, na drzewach, na stacjach benzynowych. Nasz wspólny znajomy żartował nawet: Co próbuję zatankować, to mnie Kaziu straszy swoją łysiną z dystrybutora. Niestety, nic to nie dało. Przegrał minimalnie z kandydatem PiS, Bogdanem Pękiem, który w podkrakowskich wioskach miał zawsze silne poparcie.

Dziwisz Stanisław, kardynał
Widywałem go jako licealista w rodzinnej parafii i św. Mikołaja w Krakowie, gdy przychodził do swoich kolegów księży. Gdy wstąpiłem do seminarium duchownego, spotykałem go przy okazji wizyt kard.Karola Wojtyły, któremu zawsze towarzyszył. Już wtedy mówiono, że jest osobą bardzo wpływową i że popiera przede wszystkim swoich kolegów, którzy wraz z nim zostali wyświęceni w 1963 roku. O tym roczniku mówiono "mafijny", bo rzeczywiście wielu z nich zostało prałatami i infułatami, a nawet biskupami, choć część z nich niczym specjalnie się nie wyróżniała.

Gdy znalazł się w Rzymie, sam kilkakrotnie korzystałem z jego pomocy przy załatwianiu audiencji u papieża (...) Jego ingres odbył się w stylu bizantyjskim: najpierw nawiedzenie katedry na Wawelu, później pochód Drogą Królewską na Rynek Główny, gdzie odbyła się msza święta polowa. Pierwsze ławki na podium okupowali politycy, którzy na co dzień mieli niewiele wspólnego z Kościołem, w tym Aleksander Kwaśniewski i Włodzimierz Cimoszewicz (...)

Od publikacji książki "Chodzi tylko o prawdę" moje relacje z metropolitą trochę się ociepliły, czego przykładem była niedawna obecność księdza kardynała w Radwanowicach, gdzie poświęcił Ośrodek "Dolina Słońca", oraz powiedział wiele życzliwych słów pod adresem dobroczyńców i pracowników obu fundacji. Nie zmienia to jednak mojej krytycznej oceny niektórych zjawisk, które mają nadal miejsce w archidiecezji krakowskiej.

Fundacja im. św. Brata Alberta - pierwsi pracownicy
W 1988 roku, kiedy były tu absolutnie spartańskie warunki, Fundacja Brata Alberta zatrudniła zaledwie dwie wychowawczynie: Kasię Kwaczałę i Dorotę Chmielewską. Obie wywodziły się ze wspólnot "Wiary i Światła". Warunki mieszkaniowe w dworze były wówczas niezwykle prymitywne, brak łazienki, brak kuchni. Wynajmowaliśmy Dorocie i Kaśce mieszkanie u obecnego sołtysa, Tadka Walczowskiego. One robiły wszystko - łącznie z zamiataniem podłóg i myciem okien. Ta nazwa "wychowawczynie" była więc momentami iluzoryczna, tym bardziej że na początku w ogóle nie było podopiecznych. Pierwszy z nich pojawił się dopiero w kwietniu 1989 roku. Dziewczyny miały tu prawdziwą szkołę życia.

Jancarz Kazimierz, ksiądz
Poznałem go w 1973 roku, gdy jako neoprezbiter przyjechał na oazę, żeby pomagać jednemu z księży. Ja byłem wtedy w liceum. Nazywaliśmy go "Baca", bo miał ogromną posturę. Już wtedy objawiały się jego charakterystyczne cechy: dynamiczność i impulsywność. Był z tego powodu bardzo lubiany. Nawiązała się między nami szczególna nić sympatii: odwiedzałem go, gdy był na parafiach w Oświęcimiu i Niepołomicach, a on zaglądał do mnie do seminarium. Był na moich prymicjach. W 1978 roku został przeniesiony do parafii św. Maksymiliana Kolbego w nowohuckich Mistrzejowicach. Często określa się go jako "proboszcza z Mistrzejowic" - otóż on nie był tam proboszczem, lecz jednym z dziesięciu wikarych. Od razu zaczął organizować wokół siebie ludzi

(...) W 1982 roku kilku mężczyzn w parafii podjęło głodówkę, jednocząc się w ten sposób z internowanymi w Załężu. Jancarza zainspirowało to do powołania Duszpasterstwa Ludzi Pracy, które miało wspierać represjonowanych i ich rodziny. Głodówka zakończyła się w czwartek. Stąd zrodził się pomysł cotygodniowych mszy świętych w intencji ojczyzny. Co czwartek w dolnym kościele gromadziły się tłumy ludzi, by modlić się za Polskę i wyrażać swój sprzeciw wobec opresyjnego systemu. (...)

Majdzikowie
Od lat przyjaźnię się z wielopokoleniową rodziną Majdzików ze Skawiny. Pierwszym, którego poznałem był Mieczysław, syn Zygmunta, policjanta, który został zamordowany w 1940 roku przez NKWD w Miednoje. On sam po wojnie walczył z komunistami, jako członek podziemnej orga- nizacji "Wolność i Niezawisłość". Przez sąd stalinowski został skazany na 12 lat więzienia. Wieczny opozycjonista. Pamiętam go z pierwszych spotkań - chodził w wojskowej kurtce, którą ciężko było zdobyć, i berecie. Na kilometr było wiadomo, że to jest konspirator. Działał w opozycji jeszcze przed wybuchem Solidarności. W oknie swojego parterowego mieszkania, w bloku przy ulicy Spokojnej (dziś Konstytucji 3 Maja) organizował patriotyczne wystawki z okazji zakazanych świąt, 3 Maja czy 11 Listopada, doprowadzając tym władze miasta do szału. (...)

Z kolei jego syn, Ryszard Majdzik, pracował w El-Budzie, gdzie w sierpniu 1980 roku na swoim stanowisku pracy wywiesił kartkę z napisem: "Ja, Ryszard Majdzik, robotnik w trzecim pokoleniu, ogłaszam strajk na znak solidarności ze stoczniowcami w Gdańsku". (...) Później Ryszard był w Solidarności, z której po 1989 roku odszedł i założył "Solidarność '80". Błogosławiłem jego związek małżeński z Beatą. Młodzi świadomie wybrali datę 31 sierpnia.

Półtawska Wanda
Była chyba jedyną kobietą, która wykładała w seminarium duchownym w Krakowie. No, może z wyjątkiem pani uczącej jednego z języków obcych. Jej przedmiot nazywał się: medycyna pastoralna. Tym, którzy mogliby mieć wątpliwości, o co chodzi, wyjaśniam, że w skrócie chodziło o to, jak się robi dzieci. Do tych wykładów dopuszczani byli wyłącznie diakoni, a więc ci, którzy po piątym roku złożyli już śluby czystości i posłuszeństwa - przede wszystkim czystości. A na zajęciach Półtawska, między innymi, rysowała nam na tablicy macicę i pozostałe elementy procesu. Byłem pod wrażeniem tego, jak potrafiła w prosty, klarowny i niewstydliwy sposób mówić o rzeczach trudnych, szczególnie dla świeżo ślubowanych celibatariuszy. Robiła to jednocześnie z wielkim wyczuciem i kulturą (...)

Sam byłem świadkiem, jak jeden z moich kolegów, będąc tuż przed święceniami kapłańskimi, poniósł ciężką karę za próby wchodzenia w dys- kusję z Półtawską, czy nawet oponowania jej. Na kilku kolejnych zajęciach zaczął podważać którąś z prezentowanych przez nią teorii. Aż doszło do tak nieprzyjemnego starcia, że Półtawska, rozzłoszczona, poszła prosto do kard. Franciszka Macharskiego i zażądała wstrzymania święceń.

Radwańscy
Najpierw poznałem Roberta (...). Przyjechał do mnie z moimi książkami, abym mu je podpisał. Byłem zaskoczony jego wiedzą na tematy historyczne. (...) Jednoznacznych dokumentów na to nie ma, ale ród Radwańskich najprawdopodobniej wywodzi się właśnie z Radwanowic, bo wskazuje na to herb Radwan, o którym wzmianki przekazywane są w tradycji rodzinnej.
Poza tym prof. Jerzy Banach - który także interesował się historią wioski - twierdził, że większość rodzin z Małopolski, które używają nazwiska Radwan lub Radwański w ten czy inny sposób muszą być powiązane z Radwanowicami, które były zaściankiem szlacheckim i z których wiele rodzin ze względu na przeludnienie wyemigrowało jeszcze za czasów królów elekcyjnych.

"Personalnik subiektywny" to 11. już książka ks. Isakowicza-Zaleskiego. Opisuje w niej ludzi, z którymi się zetknął w życiu

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska