Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alosza Awdiejew. Polski Rosjanin, który wódki nie pije

Anna Górska
Alosza Awdiejew w swoim magicznym zakątku, w podkrakowskich Bolechowicach Mariawitów
Alosza Awdiejew w swoim magicznym zakątku, w podkrakowskich Bolechowicach Mariawitów Anna Kaczmarz
Gdy odpoczywa po koncertach, chowa się w swoim domu wysoko na wzgórzu w podkrakowskich Bolechowicach. Długo go budowali. Alosza zarabiał, a jego żona Katarzyna użerała się z robotnikami. Kto rządzi w domu i ogrodzie, Alosza Awdiejew, aktor filmowy, piosenkarz, językoznawca, z pochodzenia Rosjanin, od 20 lat obywatel Polski - opowiada Annie Górskiej.

Dom jest Pana twierdzą?
Nie, nie jestem aż takim tradycjonalistą. Dom jest po to, by w nim mieszkać. Poza tym nie mam przed kim się bronić. Tatarzy się wycofali, Rosjanie spisali nas na straty, Niemcy boją się tu wejść, a Czechom przeszkadzają Tatry (śmiech). Ale rzeczywiście nie każdy tu może wejść. Świadków Jehowy staram się grzecznie wypraszać, bo zawsze proponują analizować Pismo Święte w języku starohebrajskim. To strasznie mnie onieśmiela.

Kogo Pan wpuszcza w takim razie?

Przyjaciół, znajomych. Muszę jednak przyznać, że bywam w tym domu dosyć rzadko. Kilka dni temu wróciłem w Gołdapi. Miałem występ na bardzo sympatycznej imprezie z okazji współpracy Gołdapi z dwoma zaprzyjaźnionymi miastami w Izraelu i Niemczech.

Nietypowa przyjaźń.

Burmistrz Gołdapi to wymyślił. Fantastyczne! Młodzież tych trzech krajów krąży między miastami. Rozmawiają, oczywiście w języku angielskim, no bo jak inaczej w dzisiejszych czasach? Spodobało mi się to zbliżenie narodów. Co prawda, gdy przyjechaliśmy, to młodzież żydowska już wracała do domu, ale za to przyjechał Włoch i jako przedstawiciel Unii Europejskiej wręczał dyplomy za tę ciekawą inicjatywę. I też mówił po angielsku. Chyba od głównego tematu trochę odpłynęliśmy?

Tak, Pan wspominał, że rzadko bywa w domu.
Zdarza się, że trzy dni w tygodniu nie ma mnie w domu, a potem tutaj w Bolechowicach dochodzę do siebie. Odpoczywam. Ale pracuję też.

Ma Pan swoje obowiązki w domu?
Chłop nie ma obowiązków, on ma przymus. Jak roślinka zaczyna zdychać, to trzeba koło niej biegać, chuchać na nią. Czy to obowiązek?

Proszę w takim razie się chwalić: ten piękny ogród to dzieło rąk Pana?
Powiem szczerze: to dzieło mojej żony. Chociaż ja intensywnie jej pomagam.

Czyli co konkretnie Pan robi?

Jak to co? Wycinam, koszę, wynoszę.

Rozróżnia Pan gatunki wszystkich swoich drzew?
Nie wszystkie, ale większość tak. Ale ich nazw łacińskich nie znam.

Żona decyduje, co ma rosnąć w ogrodzie?
Ona jest głównodowodząca. A ja jej zastępcą. Lubimy tu spędzać czas. Siedzieć przy basenie czy tu przed domem.

Lubi Pan prace w ogrodzie?

Bardzo. Przodkami ze strony mojego ojca byli Kozacy, którzy prowadzili gospodarstwa rolne. Tę miłość do prac ogrodniczych mam zatem genetycznie uzasadnioną. Lubię obserwować rośliny i za każdym razem się dziwię, jak roślina nie zmienia swojego programu genetycznego. Rok w rok rośnie tak samo.

Winniczkę u Pana też widzę. Wino macie domowe?
Kiedyś robiłem.

Białe czy czerwone?
Czerwone. Ale teraz wolę kupować. Żeby zrobić dobre wino czerwone, trzeba porządnie się namęczyć.

Skomplikowany proces?
Bardzo. Technologia jest niezwykle trudna. Najpierw trzeba uzyskać sok. Mam taką przemysłową sokowirówkę. Czego nie bierze sokowirówka, wrzucam do prasy, potem należy dodać drożdże. Ale prawda jest taka, że wino to tajemnicza sprawa. Nigdy nie wiadomo, co z tych starań wyjdzie. Potem filtrujemy, patrzymy, sprawdzamy. Cały proces trwa 8-9 miesięcy. Jak rodzenie człowieka. Po filtrowaniu i patrzeniu się na dojrzewające wino, czas na rozlewanie, wlewanie, mieszanki trzeba robić. Cała sztuka robienia wina polega na mieszaniu. Jak jest za mało cierpkości, dolewamy tego bardziej cierpkiego. A tu kwasu brak, no to szukamy kwasu. Koszmar.

Ale na początku bawiło to Pana?
Na początku bawiło mnie to bardzo. Padłem ofiarą czaru mojego muzyka, Kazia Adamczyka, który wcześniej zaczął próby robienia wina. Ale nie mówmy już o tym, bo skończyłem z tę zabawą. To była moja porażka.

Nikt nie chciał pić tego wina?

Pili, smakowało. Nawet kiedyś przyjechała do mnie grupa ludzi z profesjonalnego pisma o winach. Mówili, że bardzo im się spodobało. Może udawali? Nie wiem. W każdym razie przestałem robić, bo winogrona zaczęły chorować. Przez mączniaka, skurczybyka. Atakuje winorośl, a potem musiałem ciągle pryskać, zrywać, czyścić. Oszaleć można. Dużo roboty.

Ile sezonów Pan wytrzymał?

Cztery - pięć, potem padłem z przemęczenia. Teraz idę do Biedronki czy Lidla i tam kupuję dobre wino.

I niedrogie. Pan jako człowiek Wschodu preferuje wódeczkę czy jako człowiek Zachodu wino?
Wódki w ogóle nie piję. Jeżeli już to whisky, a do obiadu wino obowiązkowo. Chcę pani pokazać wynalazek Anglików.

Czyli raczej człowiek Zachodu. Czy Pan utożsamia się z kimś?

Aż taki samotny nie jestem, by z kimś się utożsamiać. A wynalazkiem Anglików są specjalne skrzynie do hodowania pomidorów, ogórków. W skrzyniach najpierw robi się podkłady: kompost, ziemia, potem dopiero się sadzi rozsadę. Na małej przestrzeni można dużo uzyskać.

Dużo tych pomidorów Pan ma.

I o to chodzi.

Solidny grill tu stoi. Kto jest szefem kuchni?

Ja gotuję, bo wydaje mi się, że dobrze mi to wychodzi. Jak w tym kawale: niedobrze jest, kiedy kobieta dobrze gotuje, ale nie lubi. Ale jeszcze gorzej jest, gdy lubi gotować, ale nie umie. Bliscy w każdym razie moją kuchnię chwalą.

Popisowe dania?

Jestem specjalistą od mięs, szaszłyków, duszonego mięsa, zup kaukaskich. Czasem chodzimy do restauracji, i to tych z najwyższej półki i taki szmelc tam podają! Szkoda gadać.

A kto rządzi w domu: Pan czy żona?
A tu rosną brzoskwinie. Prawda, że ładne?

Śliczne. No to kto rządzi?

Nie wyglądają zbyt ładnie, ale za to są bardzo dobre, słodkie. Robię z nich soczki.

Sam?
Tak.

A żona pomaga?
Mamy taki układ, że żona je pije. Żartuję. Wszyscy pijemy te soczki: ja, żona, dzieci. Mam dwóch synów. Jeden jest w Moskwie, drugi w Szwajcarii.

Rozrzut straszny.

Właśnie ten z Moskwy dzwonił, że ma problemy z kartą bankomatową, a w Szwajcarii nie ma takich problemów.

Kto rządzi w domu Pana?

Pani już trzeci raz mnie o to pyta.

A Pan ani razu nie odpowiedział.
Nikt tu nie rządzi. W tych sprawach, w których żona czuje się bardziej kompetentna, to ona rządzi. Ale jak coś jej nie działa w komputerze…

Pan rządzi...
Albo ja, albo chłopaki. U nas, jak w każdym dobrym małżeństwie, chęć pokłócenia się powstaje jednocześnie po obydwóch stronach. Ale zdarza się, że koty rządzą. O trzeciej w nocy przychodzą, miauczą i trzeba iść z nimi.

Pan jest zatem demokratą?
Oczywiście. Ale człowiek ma w sobie coś, że chce mieć wodza nad sobą, żeby ten poniewierał nim, wtedy się jest szczęśliwym, tak?

Od razu poniewierał... Można to nazwać inaczej: żeby ktoś wziął odpowiedzialność za rodzinę.
No, nie od razu poniewierał, oczywiście z czasem zaczyna to robić. Jestem liberałem proeuropejskim. W rodzinie też liberał.

Synowie mówią płynnie po rosyjsku, jak Pan po polsku?

Nie nauczyłem synów mówić po rosyjsku. Ze względu na specyfikę pracy: mnie tu z nimi prawie nie było. Jeździłem po Polsce, zarabiałem. Ich babcia, moja mama mówiła do nich po rosyjsku, oni odpowiadali po polsku. I odwrotnie. Im to wtedy wystarczało. Młodszy syn właśnie zakończył trzeci rok politologii. Zna świetnie angielski i postanowił nauczyć się rosyjskiego. Dlatego jest teraz w Moskwie.

Nie chciał z Panem się uczyć?

Ale ja nadal nie mam czasu. Mam występy, prowadzę badania naukowe, wydaję różne artykuły, piszę książki. Nie jestem lektorem języka rosyjskiego, tylko jego biednym tatą. Starszy syn jest studentem filozofii. To już jego trzecie studia. Po anglistyce i socjologii wybrał filozofię i wreszcie mu się spodobało.

Nie chce się Panu ponudzić na wsi, musi Pan ciągle biec?
Pędzę z dwóch powodów. Pierwszy to powód poznawczy. Dlatego tak interesuję się polityką: to arena, gdzie co chwilę wszystko się zmienia. Lubię przewidywać co stanie się w polityce za miesiąc, dwa, rok.

Drugi powód?
Dążenie do prosperity, życia na lepszym poziomie. Siedzę w Internecie i szukam kawałów do swoich programów. Zbieram też do swojej książki zabawne powiedzonka. Nie są to ani cytaty, wielkie myśli, ani aforyzmy. Np.: kim jest antysemita? To człowiek, który nienawidzi Żydów bardziej niż trzeba. Czyli musi być zabawne, zaskakujące.

Dlaczego?
99 proc. kawałów niby jest śmiesznych, ale tak naprawdę są mało śmieszne. Lubię coś takiego: w małżeństwie mi się nie powiodło, bo pierwsza żona mnie rzuciła, druga nie.

Sprawdza Pan,czy kawał jest śmieszny, na kimś?
Ufam sobie, jestem kiperem, jeśli chodzi o humor. Przychodzi do mnie Artur Andrus, Andrzej Poniedzielski i żartujemy godzinami. Wie pani, dlaczego Hitler ma tak charakterystyczne wąsiki i grzywkę?

Przygotowuje Pan znów jakiś podstęp?

Żeby mu tego nie dorysowywali na plakatach! Albo uwielbiam cytat Poniedzielskiego, który spotkał kobietę o takich gabarytach, że ciężko stwierdzić, czy ona stoi, czy siedzi.

A to już jest złośliwe. Jest Pan złośliwy?

Ja nie, ale śmieszny kawał musi być złośliwy. Rosjanie mówią, że do paszportu trzeba fotografować się będąc pijanym.

Po co?
Jak to po co? By cię celnicy rozpoznawali na lotniskach. Czy to złośliwe? Z żoną dostaliśmy niedawno zaproszenie na wesele. Wydrukowałem sobie parę kartek z kawałami. Ale żona zabroniła mi to czytać, bała się, że świeżo upieczone małżeństwo rozpadnie się. Takie żarty: Jaka jest różnica między narzeczonym i mężem? Mąż przestaje kupować kwiaty i zaczyna kupować warzywa. Ale dość żartów, porozmawiajmy poważnie...

Pan w jednym z wywiadów powiedział, że karate, które Pan wiele lat uprawia, uczy, ile jest w nas mocy i słabości.
I to prawda. Dzięki treningom nie boję się bólu. Tyle dostałem w łeb i inne miejsca, i tak to bolało, że po latach przyzwyczaiłem się do bólu. Prawdziwa siła życiowa polega na tym, że człowiek przestaje się bać. Ale nie tylko bólu, wszystkiego. Umie kontrolować lęk. Lęk nie może odebrać nam rozumu. Wyćwiczyłem to.

Jest Pan zdyscyplinowany?
Zawsze byłem. Teraz staram się codziennie robić gimnastykę. Chodzi o to, by organizm trzymać w kondycji, przecież staruszkiem już jestem. Z ludzkim ciałem jest jak z ogrodem: i jedno i drugie musimy utrzymać w dobrej kondycji, pielęgnować, dbać. Ciało i jak roślina potrzebuje wysiłku, by żyć jak najdłużej.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska