Daniel P. wychowywał się bez ojca, który wyprowadził się i przeniósł na Podkarpacie. Matka chłopaka zarobku szukała za granicą, więc faktycznie 17-latkiem opiekowali się dziadkowie Alfreda i Włodzimierz W. Wnuk zajmował u nich jeden pokój w mieszkaniu przy ul. Starowiejskiej w centrum Andrychowa.
Właśnie pod ten adres zajrzał 51-letni Adam S., wujek chłopaka, syn państwa W. Mężczyzna nadużywał alkoholu i wiódł życie bezdomnego, a gdy się pojawiał u rodziców wszczynał awantury. Tak też się stało 1 października ub.r. Krzyki dobiegające z przedpokoju na tyle zaniepokoiły Daniela P., że wziął nóż i poszedł sprawdzić co się dzieje. Najpierw usiłował uspokoić wujka, a gdy to się nie udawało zadał mu kilka ciosów nożem w szyję. Mężczyzna zmarł na skutek wykrwawienia.
Daniel P. uciekł z mieszkania i przez blisko tydzień się ukrywał. W końcu sam się zgłosił do prokuratury i został aresztowany. Narzędzie zbrodni porzucił w mieszkaniu.
Matka chłopaka Marzena P. przekonuje, że syn był dobrym uczniem w technikum i nie sprawiał kłopotów wychowawczych. Całe wydarzenie i śmierć swojego brata określa słowem: wypadek. O niewinności wnuka przekonuje także Alfreda W.
- To ja jestem wszystkiemu winna, bo wpuściłam agresywnego syna do mieszkania. Daniel się tylko przed nim bronił - opowiada zapłakana.
Chłopak nie był do te pory karany. Termin jego procesu przed krakowskim sądem nie został jeszcze wyznaczony.