W 2002 roku wystąpiła w pierwszej edycji „Idola”. Studiowała wtedy zaocznie psychologię – i zobaczyła w Warszawie plakaty informujące o castingu do talent–show. Postanowiła spróbować i choć zajęła ostatecznie ósme miejsce, to ona została zauważona i już rok później opublikowała debiutancki album „Samotność po zmierzchu”, który objawił ją jako wokalistkę specjalizującą się w nastrojowych piosenkach o miłości, utrzymanych w melancholijnym tonie.
- Bardzo lubię wracać do tej płyty. Pamiętam, że nad jej produkcją spędziliśmy z Bogdanem Kondrackim ponad rok w jego wynajmowanym wtedy mieszkanku na Dolnym Mokotowie. Czułam, że robię coś wyjątkowego w moim życiu i zupełnie mnie to pochłaniało. Chciałam wylać wszystkie swoje pomysły, których wtedy miałam mnóstwo i zaśmiecałam każdą piosenkę dodatkowymi chórkami – mówi nam piosenkarka.
Menedżerem młodej wokalistki został doświadczony w show-biznesowych bojach Paweł Jóźwicki. To on wpadł na pomysł, aby Ania zaprezentował image na chłopczycę w stylu retro. I był to strzał w dziesiątkę: bo żadna piosenkarka w Polsce nie miała wtedy takiego wizerunku. Ze względu na podobny image i manierę wokalną, pisano wówczas, że Ania Dąbrowska przypomina Grażynę Łobaszewską.
- W dzieciństwie zawsze uprawiałam jakiś sport, miałam dość atletyczną sylwetkę, niekoniecznie męską, ale do stereotypowej przedstawicielki płci pięknej było mi daleko. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, a wręcz lubiłam to w sobie. Wewnętrznie też nie jestem wiotkiej konstrukcji, ale tu już trudniej o typowo męskie cechy – podkreśla.
Wielki sukces płyty „Samotność po zmierzchu” sprawił, że młoda piosenkarka poszła za ciosem. Kolejne jej albumy sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Szczególnym wzięciem cieszył się krążek „Ania Movie”, na którym wokalistka zaśpiewała swe ulubione tematy filmowe. Wielkim przebojem z krążka stała się nowa wersja piosenki "Bang Bang (My Baby Shoot Me Down") z repertuaru Cher.

- Chciałam odpocząć od własnej twórczości, zrobić płytę, na której skupię się tylko na śpiewaniu, a resztę zostawię innym. Album z coverami był idealnym rozwiązaniem. Po chwili zastanowienia i przejrzenia tego, co mam w komputerze, pomysł pojawił się sam - okazało się, że większość z moich ulubionych kawałków to właśnie nagrania z soundtracków - tłumaczy.
Z czasem Ania zapragnęła zerwać z wizerunkiem retro. Efektem tego okazał się jej album „Bawię się świetnie”. Na przekór tytułowi przyniósł on poważne i chmurne piosenki bliskie alternatywnego rocka. Mimo ambitniejszego charakteru, wydawnictwo dotarło niemal na szczyt listy polskich bestsellerów płytowych i pokryło się z czasem również platyną.
- Nadszedł na to odpowiedni czas. Żeby otworzyć się bardziej, pokazać własne emocje i przemyślenia. Wyrosłam już z pisania o nieszczęśliwej miłości. Tym razem bardziej skupiłam się na swoich przemyśleniach związanych z przemijaniem, tym, co mnie aktualnie dręczy – wyjaśnia.
Tak naprawdę jednak dopiero rozstanie z Pawłem Jóźwickim w życiu prywatnym i artystycznym sprawiło, że Ania Dąbrowska odmieniła swój image. Stało się to na jej ostatniej płycie - „Dla naiwnych marzycieli” z 2016 roku. Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy przecież Ani w piosence reggae - a tak stało się w promującym album utworze "Nieprawda".
- W moim życiu pojawiły się dzieci, które mnie pochłonęły. Muzyka zeszła na dalszy plan. To był bardzo potrzebny czas, pozwolił mi nabrać dystansu. Wiedziałam już, że muszę wywrócić wszystko do góry nogami, żeby znowu poczuć wolność tworzenia. Zaczęłam więc od zmiany środowiska, managementu i wytwórni płytowej. To nie było łatwe, czułam, że stąpam po niepewnym gruncie. Ta płyta była dla mnie wielką niewiadomą, prawie jak debiut. Ale okazała się dużym sukcesem - podkreśla piosenkarka.
Podczas krakowskiego koncertu Ania Dąbrowska przypomni wszystkie najważniejsze piosenki ze swej kariery w nowych aranżacjach. Bilety w cenach od 99 są dostępne w bileteriach internetowych Eventim, eBilet i TicketClub.