- Spotifty podaje, że masz 90 tysięcy słuchaczy w miesiącu. Jesteś zadowolona z tego wyniku?
- Szczerze mówiąc jakoś bardzo nie przywiązuję do tego wagi, bo wiem, że na te liczbę może wpływać wiele czynników niezależnych od mojej muzyki. Zdecydowanie bardziej zależy mi na publice koncertowej.
- Należysz jednak do pokolenia artystów, dla których ważniejszy jest Spotify, YouTube i TikTok niż płyty czy koncerty. Odpowiada ci taki sposób promocji twojej muzyki?
- Może należę do tego pokolenia, ale zdecydowanie nie jest to dla mnie ważniejsze. Dla mnie wydanie fizycznej płyty i granie licznych koncertów to priorytet.
- Twój debiutancki album „Pętla” ukazał się trzy lata temu. To długi okres jak na osobę w twoim wieku. Jak go oceniasz z dzisiejszej perspektywy?
- Myślę, że to były tak naprawdę pierwsze moje kroki w muzyce autorskiej i bardzo dużo się nauczyłam podczas tworzenia tej płyty. Teraz czuję, że jestem w trochę innym miejscu muzycznie i stylistycznie, ale uważam, że to był bardzo dobry debiut.
- „Pętla” odniosła sukces i dzięki temu zagrałaś dwie trasy koncertowe oraz wystąpiłaś na prestiżowych festiwalach - nawet w Opolu. To były dla ciebie ważne doświadczenia?
- Tak, każdy koncert jest dla mnie ważnym doświadczeniem, doładowaniem energii i też trochę nagrodą za całą pracę, włożoną w tworzenie materiału. To jedyny moment, kiedy mogę spotkać się z żywym człowiekiem, który słucha mojej muzy i jest to dla mnie dalej mocno abstrakcyjne przeżycie.
- W 2023 roku ukazała się twoja EP-ka „Paranoje”, która została nominowana do Fryderyka. Dodało ci to wiary w siebie?
- Było to miłe wyróżnienie, ale raczej nie wpłynęło to na moją wiarę w siebie. (śmiech) Myślę, że są inne, ważniejsze dla mnie aspekty związane z muzyką. Przede wszystkim wspomniane koncerty i płyty.
- Czy „Paranoje” można uznać za wprowadzenie do twojego najnowszego albumu – „Sama”?
- Nie łączyłabym tych dwóch wydawnictw ze sobą. Ja czuję je jako zupełnie dwa oddzielne byty.

- Zgodnie z tytułem nowej płyty, sama zadbałaś o znajdujący się na niej materiał: skomponowałaś piosenki, napisałaś teksty i wyprodukowałaś nagrania. Co cię pociąga w takiej muzycznej samodzielności?
- Dla mnie muzyka jest bardzo personalna i intymna, więc wszystko co ode mnie wychodzi musi być w stu procentach zgodne ze mną. Myślę, że im więcej par rąk pojawiłoby się na drodze do powstania płyty, tym bardziej mogłoby to oddalić efekt finalny od mojego “czucia”. Dlatego jeśli decyduję się z kimś pracować, to dobieram ludzi bardzo starannie i też zwracam uwagę na to, czy ktoś chce ze mną współpracować.
- W kilku nagraniach wsparł cię inny producent – Mikołaj Dobber. Dobrze, żeby czasem ktoś z zewnątrz spojrzał na to, co tworzymy?
- Tak, są ludzie, którzy potrafią dodać coś wartościowego, albo posypać piosenkę magicznym brokatem - i tak właśnie było w przypadku Mikołaja. Zrozumiał, czego potrzebuję i potrafił dodać do tych piosenek coś od siebie, nie wywracając ich do góry nogami.
- Utwór „Sobie daj” nagrałaś z Baaschem. Jak doszło do twej współpracy z tym uznanym wokalistą i producentem z kręgu electro-popu?
- Współpraca z Baaschem marzyła mi się od dłuższego czasu. Dla mnie jest on wyjątkowy i mam wrażenie, że nasza wrażliwość w muzyce ma sporo punktów wspólnych. Przy tej piosence akurat wyszło to bardzo naturalnie, bo już przy pierwszych szkicach zaświtało mi w głowie, że to może być właśnie ten numer, do którego go zaproszę. Cała współpraca przebiegła bardzo kreatywnie i myślę, że włożyliśmy w tę piosenkę po równo zaangażowania i emocji.
- Twoje nowe nagrania nadal mają elektroniczne brzmienie – ale tym razem uzupełniłaś je dźwiękami „żywych” instrumentów. Co cię pociągnęło w tę stronę?
- Myślę, że to dla mnie naturalny proces. Zaczynałam od produkowania w domu na bazie jednej klawiaturki, sampli i komputera, bo do tego miałam dostęp i to znałam. Z biegiem czasu zaczęło mnie to trochę ograniczać i po prostu nudzić. Nabrałam pewności siebie, żeby złapać również za inne instrumenty, albo zaprosić osoby, które potrafią to zrobić lepiej ode mnie.
- Pierwsza część płyty ma bardziej eksperymentalne i rozwichrzone brzmienie, a druga – bardziej piosenkowe i popowe. Z czego to wynika?
- Hmm, jeśli tak jest to na pewno nie było to zamierzone. Dla mnie ta płyta płynie sobie w dosyć spójnym klimacie od początku do końca.
- Tym razem napisałaś wyjątkowo dramatyczne i rozedrgane teksty. „Palą mi się trzewia/trzęsie ziemia/na twarzy bunt” – śpiewasz w utworze „W gardle”. Co było ich inspiracją?
- W tej piosence chciałam oddać emocje związane z ciężarem noszenia w sobie czyjejś, albo i swojej tajemnicy. Myślę, że potrafi być w tym dużo rozedrgania, wahań, przez to, że jesteśmy zostawieni z tym sami i musimy sami sobie z tym poradzić.
- Niebawem wyruszysz w trasę koncertową z nowym materiałem i będziesz występowała z szerszym składem muzyków. To oznacza, że piosenki z „Samej” zabrzmią inaczej niż na płycie?
- Myślę, że będzie jeszcze ciekawiej i bardziej warstwowo niż na płycie, ale piosenki nadal będą miały swój korzeń w wersjach albumowych. Jestem bardzo podekscytowana na te koncerty, myślę, że aranżacje, które przygotowaliśmy są wyjątkowe.
- Twoim rodzinnym miastem jest Kraków. Co mu zawdzięczasz?
- Myślę, że dało mi sporo - oprócz standardowych rzeczy związanych z muzyką, czyli szkół, inicjatyw, miejsc do grania na żywo, to przede wszystkim klimat, ludzi i przeżycia. Tutaj w sumie do niedawna toczyło się całe moje życie.