FLESZ - Ceny mieszkań na rynku pierwotnym

Wychowywała się w małej miejscowości na wschodzie Polski – Łaszczowie. Choć rodzice lubili śpiewać, ona jako dziecko zajmowała się wszystkim, tylko nie muzyką: akrobatyką, siatkówką, koszykówką, tańcem i teatrem. Wszystko zmieniło się, kiedy pojechała na kolonie do Ciechocinka. Wzięła tam udział w konkursie wokalnym i okazała się najlepsza. Potwierdzeniem jej talentu okazał się występ na jednej z licealnych akademii szkolnych.
- Musiałam wyjść na środek sali gimnastycznej w szkole jako reprezentantka klasy artystycznej i zaśpiewać a capella piosenkę Kayah i Bregovića – „Nie ma, nie ma ciebie”. I zauważyłam wtedy to, co obserwuję u swojej publiczności do dziś dnia – magiczne zastygnięcie. Dzięki temu zrozumiałam, że moją misją jest poruszenie w ludziach najgłębszych emocji. Poczułam wtedy dotknięcie palcem Bożym – mówi nam piosenkarka.
Ani nie było łatwo przekonać otoczenie do swych marzeń o śpiewaniu. Rodzice uważali to za fanaberię, bo chcieli, by ich córka zdobyła solidny zawód. Koleżanki i koledzy z klasy patrzyli na nią z politowaniem, bo było to bogate towarzystwo, któremu wszystko przychodziło z łatwością. Młoda dziewczyna postanowiła jednak zawalczyć o siebie. Po maturze spakowała się i wyjechała do Warszawy. Tam zaczęła występować w chórkach u ówczesnych gwiazd polskiej piosenki.
- To było brutalne zetknięcie. Bo spotkałam się od razu z najgorszymi cechami show-biznesu. Wykorzystywaniem, brakiem empatii, przepychaniem się łokciami. Moja psychika na tym mocno ucierpiała i przez moment przechodziłam stany depresyjne i lękowe. Bo ta walka o kolejne projekty, które pozwalały mi się utrzymać, była też walką samej z sobą – wyznaje nam.
Nie chcąc utknąć na drugim planie, Ania brała udział w kolejnych talent-shows. Niestety: czas płynął, a sukcesy nie przychodziły. Bossowie polskiego show-biznesu postawili na wokalistce kreskę. Ta jednak nie poddała się: zdecydowała się zgłosić jeszcze raz do telewizyjnego konkursu talentów. I tym razem wreszcie odniosła sukces. Choć nie wygrała, zwrócono na nią uwagę i dano szansę nagrania płyty.
- „The Voice Of Poland” pokazał mi kim jestem. Przestałam udawać i kreować się na kogoś, kim nie jestem. Pokazałam się jako trzydziestoletnia mama, kobieta, wokalistka, ktoś, kto szuka swojej własnej ścieżki. I okazało się, że prawda zwycięża. Można udawać i przebierać się, ale wtedy sukces będzie trwał tylko pięć minut. Prawdziwe spełnienie osiąga się wtedy, kiedy stawia się na prawdę – podkreśla wokalistka.
Debiutancki album Ani z 2019 roku wyprodukował jeden z najlepszych polskich realizatorów – Bogdan Kondracki. I sukces nie kazał na siebie długo czekać. Pochodząca z płyty piosenka „Słucham cię w radiu co tydzień” wygrała konkurs „Premier” podczas festiwalu w Opolu. O wokalistkę od razu upomniał się świat celebrytów: Ania wystąpiła w „Tańcu z gwiazdami”, a jej podobizna trafiła na okładki kolorowych magazynów.
- Zawsze inspirowałam się tymi, którzy niby byli skazani na niepowodzenie, a dzisiaj są na pierwszych stronach gazet. Jak choćby Steve Jobs. I teraz jestem podekscytowana, że znalazłam się w wśród tych wyróżnionych osób z sukcesem w dłoni. Nie ważne kto, co o tym myśli – ja uważam się za osobę, która wygrała swoje życie i karierę – podsumowuje.
- Blok jak zamek w Krakowie! "Najoryginalniejszy" w mieście! Kto jeszcze nie widział?
- Bierzemy je na potęgę! Oto efekty uboczne popularnych leków bez recepty.
- Zatopione Skawce. Wieś na dnie Jeziora Mucharskiego
- Te znaki zodiaku to najlepsze żony
- Z aptek zniknęło kilkanaście popularnych leków. Wycofał je GIF
- "Perły Śródmieścia" usunięte. To kolejna akcja krakowskiej straży miejskiej