Problemu nie widział przewodniczący komisji, ale Szczepański nie odpuścił. Gdy protokoły trafiły do urzędników, ci nakazali ich korektę. W innym przypadku prawie 900 głosów mogłosię okazać nieważnych.
Wieczór wyborczy. Godzina 21. Dzwonimy do komisji nr 270 przy ul. Żabiej, aby dowiedzieć się o wyniki głosowania. Odbiera Gabriel Szczepański. Nie możemy zrozumieć, co mówi, bo kłóci się z kolegami.
- Proszę odłożyć słuchawkę! - słyszymy w tle. - To co robicie, przeczy demokracji! - odpowiada pan Gabriel i przerywa rozmowę.
Postanowiliśmy wrócić do sprawy. - Przewodniczący dał nam protokół wyborczy do podpisu. Okazało się, że zostały wpisane inne dane niż te, które wynikały z przeliczenia głosów. Np. kandydat Mikke miał 47 głosów, a w protokole wpisano tylko 44 - mówi Szczepański. Dlatego zakwestionował wpisy, ale przewodniczący zarzucił mu, że niepotrzebnie robi awanturę, bo, jak mówił, te parę głosów w tę, czy w tamtą stronę to nic wielkiego
Szczepański wylicza, że ktoś na pewno zabrał 3 głosy kandydata Korwin-Mikkego, 5 Komorowskiego i dodał je Kaczyńskiemu.
- Chciałem podpisać protokół, ale z adnotacją, że mam zastrzeżenia. Przewodniczący na to nie pozwolił - dodaje.
Staraliśmy się skontaktować z przewodniczącym komisji, ale bezskutecznie. Wyjaśnień poszukaliśmy w krakowskiej delegaturze Krajowego Biura Wyborczego. - Nie mieliśmy informacji o zastrzeżeniach z tej komisji. Protokół pojechał do Warszawy, zatem wszystko musiało być w porządku. Inaczej zostałby zawrócony - mówi Krzysztof Orłowski, wicedyrektor delegatury.
Dzwonimy więc do biura urzędnika wyborczego w Urzędzie Miasta Krakowa. - Wykryliśmy błąd. Były źle policzone głosy i brak podpisu. Komisja jeszcze raz musiała wszystko sprawdzić - mówi Andrzej Tarko, urzędnik wyborczy. Nowy protokół, zgodny z faktycznym rozkładem głosów, przegłosowano już bez Szczepańskiego. - Wszystko dobrze się skończyło. Traktujemy to jako błąd - kwituje Tarko.