Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bednarz: Nie mam traumy, związanej z moim odejściem z Wisły

Bartosz Karcz
Jacek Bednarz: Nie zgadzam się z opinią, że Wisła na bojkocie straciła aż trzy miliony złotych.
Jacek Bednarz: Nie zgadzam się z opinią, że Wisła na bojkocie straciła aż trzy miliony złotych. fot. Andrzej Wiśniewski
- Jeśli moje odejście oznacza koniec problemów, to dobrze, że mnie nie ma - mówi były prezes Wisły Kraków Jacek Bednarz, który teraz pracuje dla najbliższego rywala "Białej Gwiazdy", Ruchu Chorzów.

Jaką rolę pełni Pan obecnie w Ruchu Chorzów?
Jestem prokurentem zarządu.

Emocje po burzliwym rozstaniu z Wisłą Kraków już opadły?
Tak. Nie mam traumy, związanej z odejściem z krakowskiego klubu. Przyjąłem to spokojnie. Teraz koncentruję się na tym, co będzie, a nie na tym, co było. Mimo wszystkich okoliczności, jakie towarzyszyły mojemu odejściu, generalnie okres pracy w Wiśle wspominam pozytywnie.

Czyli nie jednowymiarowo i przez pryzmat tego, jak doszło do wspomnianego rozstania?
Oczywiście, że nie. Pracowaliśmy w trudnych warunkach, ale myślę, że mimo wszystko sporo dobrego udało nam się dla Wisły zrobić. Nie udało nam się rozwiązać wszystkich problemów, one nadal w krakowskim klubie są. Zawsze też starałem się mówić prawdę, choć czasami była ona gorzka. Niektórzy nawet zarzucali mi, że mówię zbyt często jak jest w Wiśle źle, że uprawiam wręcz "czarnowidztwo", ale ja starałem się po prostu obiektywnie przedstawiać rzeczywistość, a nie mydlić oczy. Mimo że sytuacja nie była różowa, udało nam się stworzyć całkiem przyzwoity zespół. Zresztą mimo wyniku ostatniego meczu z Lechem Poznań, to ciągle jest drużyna, która sezon może zakończyć na podium. I tego Wiśle z całego serca życzę.

WIDEO: Jacek Bednarz winny kłopotów Wisły?

Źródło: Orange Sport, X-News

Pana odejście z klubu nie spowodowało, jak niektórzy twierdzili, końca problemów finansowych Wisły.
Jeśli moje odejście oznacza ich koniec, to dobrze, że mnie nie ma. Dla wielu, którzy czekają na pieniądze, to dobra wiadomość, czy prawdziwa czas pokaże. Zostałem odwołany dlatego, że niektórym po prostu przeszkadzała moja osoba i to nie tylko kibolom. Jak się ostatecznie okazało, w pewnym momencie również właścicielowi, dlatego postanowił się ze mną rozstać. Takie jego prawo.

Starał się Pan zrozumieć właściciela? Przedłużający się bojkot meczów powodował przecież poważne straty w klubowej kasie, a pieniędzy Wisła potrzebuje jak ryba wody. Zatrudnił mnie do prowadzenia jego klubu, więc starałem się robić to najlepiej jak umiałem z poszanowaniem jego woli. Wisła potrzebuje większych przychodów, aby równoważyć deficyt i rozwijać się - to oczywiste i prochu nie wymyślamy. Ufam, że nowe władze spółki mają dobry pomysł jak to zrobić. Nie będzie im w tym przeszkadzał opór "trybun", trzymam kciuki. Nie zgadzam się jednak z opinią, że Wisła na bojkocie straciła aż trzy miliony złotych, a tak sprawa została przedstawiona przez nowe władze klubu.
Duże przychody z dnia meczu przy ul. Reymonta to przede wszystkim mecze z Legią Warszawa i Cracovią, w dalszej kolejności z Lechem Poznań. Pozostali przeciwnicy generują przychody w zależności od miejsca w tabeli. Na lutowych derbach, jeszcze przed bojkotem, były prawie pełne trybuny. A na Legii, czy byłbym prezesem czy nie - i tak przyszłoby ponad 20 tysięcy ludzi. Jestem o tym przekonany. Oczywiście po moim odejściu frekwencja lekko skoczyła w górę, bo przyszli ci, którzy bojkotowali mecze. Tylko czy ten skok jest aż tak duży, jeśli spojrzeć na wszystkie mecze, które Wisła rozegrała w ostatnim czasie? Poza tym uważam, że wpływ na wiosenną, niższą frekwencję miał nie tylko bojkot, ale również fakt, że drużyna grała po prostu słabo i nie zachęcała swoją postawą kibiców do przyjścia na stadion. Przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrywać i to znajdowało odbicie we frekwencji, która w mojej ocenie była gorsza o 15-20 procent w stosunku do tego, ile osób by przychodziło na stadion, gdyby bojkotu nie było.

Myśli Pan, że Wisła będzie miała problem z otrzymaniem licencji na kolejny sezon?
Wiem, że generalnie wymogi licencyjne przed nowym sezonem będą ostrzejsze. Nie wiem natomiast, czy Wisła będzie miała duży problem z licencją, bo od sierpnia bardziej niż jej kłopotami zajmowałem się już strzyżeniem trawnika w ogródku. Coś tam jednak z tego, co dzieje się w klubie, do mnie docierało i stąd mogę przypuszczać, że jakiś problem będzie. Potrafię też analizować doniesienia medialne. Kara ujemnych punktów, jaka została nałożona na Wisłę, nie wzięła się przecież z sufitu. W Chorzowie były podstawy do skutecznego odwołania od kary ujemnych punktów i jak widać to odwołanie swój skutek przyniosło.

Nie ma Pan sobie nic do zarzucenia za okres pracy w Wiśle?
Zawsze jest coś, co można sobie zarzucić, bo jesteśmy tylko ludźmi. Nigdy nie jest tak, żeby wszystko się udało, żeby człowiek nie popełniał błędów. Nie uważam się za nieomylnego ani doskonałego. I tak jednak uważam, że więcej było sukcesów. To, że mimo problemów otrzymywaliśmy regularnie licencję, że ten zespół ciągle plasuje się w górnej połowie tabeli, jest właśnie sukcesem.

Jaka jest różnica między Wisłą i Ruchem?
Dziś wynosi ona jedenaście miejsc w tabeli ekstraklasy.

A w sensie organizacyjnym?
Uważam, że w Chorzowie nie ma w tym momencie najmniejszego ryzyka, żeby klub nie dostał licencji na kolejny sezon. Oczywiście sytuacja Ruchu nie jest idealna, mamy swoje problemy, ale nie zagrażają one płynności finansowej, co w przypadku starania się o licencję jest bardzo istotne. Mam też nadzieję, że poradzimy sobie szybko z problemami sportowymi i opuścimy strefę spadkową. Jestem jednak mile zaskoczony tym, co zastałem w zakresie organizacyjnym.

A jak wygląda sytuacja ze starymi długami wobec byłych piłkarzy?
Nie chcę tutaj zbytnio rozwodzić się na temat aspektów prawnych tej sprawy. Dlatego powiem w ten sposób - generalnie i w dużym uproszczeniu sytuacja wygląda tak, że ich dłużnikiem jest KS Ruch, a nie piłkarska spółka. Rozumiem podejście byłych piłkarzy, którzy chcą odzyskać swoje pieniądze, ale w myśl prawa ich roszczenia wobec spółki nie wydają się zasadne. Niezależnie od mojego zdania w tej sprawie - o tym, kto ma rację, rozstrzygnie ostatecznie prawomocnym wyrokiem sąd.

Wyjaśnił Pan sobie wszystko z kibicami Ruchu, którzy informację o Pańskim zatrudnieniu przyjęli niechętnie?
Odszedłem z Ruchu do Legii, grałem z sukcesami w Pogoni, pracowałem z sukcesami w Krakowie. Jest to powód do dumy, a nie do wstydu. Pewnie będą tacy, którym się to nie spodoba! Trudno, to ich problem. Przyszedłem do Ruchu pracować, a nie być lubianym przez wszystkich. Na razie spotykam się wyłącznie z pozytywnymi reakcjami osób, z którymi współpracuję i które rozumieją jakie mam tu obowiązki i po co mnie zatrudniono.

Na koniec chciałem Pana spytać o przewidywania przed sobotnim meczem Ruchu z Wisłą?
Potrzebujemy dramatycznie punktów i oczywiście będę z całych sił zaciskał kciuki za Ruch w tym meczu. Będzie jednak szalenie trudno o wygraną, bo wiadomo z kim gramy. Przyjedzie drużyna, którą w znacznym stopniu współtworzyłem i cały czas jej gorąco kibicuję, gdy gra z innymi drużynami niż Ruch. Tak było, gdy Wisła grała w minioną niedzielę z Lechem i w poprzednich spotkaniach. W najbliższą sobotę będę jednak w stu procentach BLUE, a więc tylko za "Niebieskimi".

***
Jacek Bednarz pracował w Wiśle dwa razy. Najpierw od czerwca 2007 do września 2009 roku, a następnie od marca 2012 do sierpnia br. W Ruchu Chorzów grał przez cztery lata, od 1990 do 1994 roku.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska