- Przekazywanie dworców gminom w trybie nieodpłatnym odbywa się na podstawie ustawy o komercjalizacji, restrukturyzacji i prywatyzacji przedsiębiorstwa państwowego Polskie Koleje Państwowe. Dworce przekazane w takim trybie muszą zostać przeznaczone przez samorząd na cele związane z transportem - wyjaśnia nam Katarzyna Grzduk, specjalista z Biura Prasowego PKP.
Tory w Bieczu więc pozostaną, semafory zresztą też, jak i przejście nad torami. Burmistrz Mirosław Wędrychowicz ma nadzieję, że kiedyś, w przyszłości pociągi przez Biecz na nowo zaczną jeździć, a teraz chciałby, aby w tym miejscu powstało coś na kształt zintegrowanego dworca kolejowego i autobusowego, a na większej działce po stosownych zmianach w planie zagospodarowania przestrzennego, ma powstać... giełda rolno-towarowa pod znakiem "eko".
- W Bieczu nie mamy dobrze zorganizowanego targowiska. Do dzisiaj funkcjonującego są spore zastrzeżenia ze strony sanepidu. Giełda rolno-towarowa ma stworzyć możliwość zbytu produktów wytwarzanych przez gospodarstwa ekologiczne - mówi burmistrz Mirosław Wędrychowicz. - Wiem, że w minionym roku w powiecie było takich około 230, w naszej gminie - czternaście - dodaje.
Na giełdzie, którą planuje uruchomić, byłaby także możliwość handlu żywym inwentarzem. - Sam budynek natomiast może mieć wielorakie zastosowanie. Możemy go potraktować jako obiekt biznesowy, pod wynajem dla działalności gospodarczej, a z drugiej wykorzystać do zaspokojenia potrzeb bieżących gminy np. mieszkalnictwa - snuje plany burmistrz Wędrychowicz.
Chrapkę na przejęcie kolejowej nieruchomości ma Wacław Ligęza, burmistrz Bobowej. Plany na stację Bobowa Miasto kotłują mu się w głowie od co najmniej dwóch lat. - Na górze można by zrobić cztery mieszkania, dół zagospodarować dla ludzi, na przykład na świetlicę - opowiada o planach. - Budynek jest w niezłym stanie technicznym. Nie wymaga jakichś ogromnych nakładów - dodaje.
I tutaj dochodzi do ściany. Bo choć wydawało się, że przejęcie będzie kwestią formalną, to okazało się, że teren stacji ma nieuregulowany stan prawny, konkretnie nie należy do PKP, a do Skarbu Państwa. Brzmi niedorzecznie, ale wygląda na to, że przez lata stacja w części funkcjonowała na gruncie, który do kolei nie należał. Sprawa trafiła do sądu. - Dopóki ten nie wyprostuje zawiłości własnościowych, dopóty nasza sprawa jest zawieszona w próżni - tłumaczy.
Po cichu, bez rozgłosu, w minionym roku stacyjne budynki przejęła gmina Łużna. Chodzi o Szalową i Wolę Łużańską. W tym pierwszym przypadku, zagnieździli się harcerze. - Nie mieli się gdzie podziać. A tak, mają swój kawałek podłogi - mówi Kazimierz Krok, wójt gminy. - Nie ma tam tam wiele miejsca, ale młodym wystarcza - dodaje. Z kolei w Woli Łużańskiej miejsce dla siebie też znaleźli młodzi, tyle że w ramach świetlicy. Będą ćwiczyć bicepsy - chcą sobie tam zrobić bowiem małą siłownię.
- Oba budynki mają mieszkania, a w nich lokatorów. Ci są jakby gwarantem, że wokół nic się nie dzieje, nikt nie pląta podejrzany, nie próbuje niszczyć - chwali dalej. - Czynsz nie jest wielki. Za rok nie będzie z tego wielkiego worka pełnego pieniędzy, ale ziarnko do ziarnka i coś będzie na konieczność remontów, które penie pojawią się w w przyszłości - dodaje.
Zagospodarowywanie budynków dworcowych i stacyjnych to chyba jedyna metoda, by nie stały i nie niszczały. Szansa na powrót połączeń kolejowych w Gorlickie jest raczej niewielka. Wprawdzie posłanka Barbara Bartuś opowiadała ostatnio z mównicy sejmowej o wykluczeniu komunikacyjnym powiatu, również tym kolejowym, ale odpowiadający jej Zbigniew Rynasiewicz, sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju nie pozostawił raczej złudzeń.
- Stan infrastruktury i uzyskiwane czasy przejazdu na modernizowanym odcinku Kraków - Tarnów - Rzeszów, w połączeniu z możliwymi do uzyskania czasami przejazdu również na dalszej trasie przebiegu pociągu, który obsługiwałby powiat gorlicki nie będą konkurencyjne w stosunku do innych środków transportu i z tego względu będzie niewielkie zainteresowanie takim połączeniem kolejowym - opisywał.
