Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blisko 300 lat temu młode dziewice ocaliły miasto przed zarazą dżumy

Andrzej Ćmiech
Halina Gajda
Właścicielka Gorlic zgromadziła dziewczęta o imieniu Maria i ubrała je w białe szaty. 8 grudnia ze śpiewem i modlitwą na ustach wyruszyły na pielgrzymkę do Kobylanki.

Sine krosty, czarne lub ogniste wrzody, paląca gorączka, do tego nieznośny ból głowy i krwotoki z ust i nosa. Dżuma i febra nękały ludność Gorlickiego w XVII wieku. Zbierały ogromne żniwo. W Lipinkach, gdzie było 60 domostw, zostało zaledwie 45 mieszkańców.

- To kara Boża - mówili ówcześni, wiedząc już, że miastu czy wsi przez ,,morowe powietrze” grozi zagłada. Dotknięci zarazą padali jak muchy, idąc lub stojąc, często w niecałą dobę od wystąpienia pierwszych objawów. W obawie przed chorobą nawet franciszkanie opuścili klasztor w Bieczu.

Dżuma, cholera czy też ospa stanowiły ogromne zagrożenie. Nie rozróżniano ich, nazywając zarazą, morem bądź morowym powietrzem. Epidemie tych chorób trwały kilka, a nawet kilkanaście lat, dziesiątkując miasta i wsie.

Co trzeci mieszkaniec ziemi gorlickiej ocalał

Choroby zakaźne nawiedzały ziemię biecką od początku jej zasiedlenia. W dokumencie Kazimierza Wielkiego wystawionego dla Jana Gładysza z 1359 r. znajdujemy informację, że Jan Gładysz nie mógł zaludnić darowanych mu przez króla lasów nad rzeką Zdynią z powodu zarazy. Była to tzw. ,,czarna śmierć”, która przeszła przez całą zachodnią Europę, a w latach 1346-1349 grasowała także w Polsce.

Zdarzało się, że wymierały prawie całe wsie, a w miastach pozostawało kilkunastu mieszczan. Lokowana w 1342 r. część mieszkańców Libuszy podczas tej epidemii wymarła, a pozostali w obawie przed śmiercią opuścili swoje domy. Było to główną przyczyną jej powtórnej lokacji w 1348 r. przez króla Kazimierza Wielkiego. Następna epidemia przyszła w latach 1466-1467 i 1482-1483. Najcięższa była ta z lat osiemdziesiątych XV w., zwana przez kronikarzy ,,pestis furiosa”, co oznacza „wściekła zaraza”. Wtedy na naszych terenach pozostał co trzeci człowiek, jako że jedni umierali, a drudzy uciekali i zazwyczaj nie wracali.

Tragiczny dla mieszkańców naszej ziemi był wiek XVII. W latach 1651-1679 powiat gorlicki spustoszyły epidemie dżumy i febry oraz innych chorób połączonych z bólem głowy, upływem krwi z ust i nosa.

Z powodu braku lekarzy, chorych leczyły przeważnie znachorki. Starymi sposobami zalecały kurze zielę, goryczkę i liście buczyny. Dla zapobieżenia zarazie wykadzały izby kamforą, kadzidłami i octem, a domownikom dawały do picia cynamon i goździki na wódce, ubogim zaś czosnek i maślankę. Powszechnie wierzono, że kto w czasie choroby pije trunki, ten będzie zdrowy. Jednak zabiegi te odnosiły niewielki skutek i tak np. w Lipinkach, gdzie było w tym okresie 60 domów, przy życiu pozostało tylko 45 osób, a w Bieczu w obawie przed zarazą nawet zakonnicy opuścili miasto i przebywali w okolicach Ryglic.

Dziewice z Gorlic uratowały miasto

Na początku XVIII w. ziemię gorlicką nawiedziła największa epidemia. W latach 1709-1711 dżuma zabrała prawie całą ludność Biecza. Gorliczanie mieli wtedy dużo szczęścia, bo mimo niewielkiej odległości od centrum epidemii tylko niewielu straciło życie od „morowego powietrza”.

Z tym okresem związane jest podanie, przekazywane od niemal trzystu lat przez mieszkańców Gorlic. Gdy dżuma doszła do nas i zaczęli umierać mieszkańcy miasta, wówczas to właścicielce gorlickiego dworu przyśniło się, że zaraza ustanie, jeśli niewinne dziewczęta, które otrzymały na chrzcie świętym imię Matki Bożej, obejdą granicę parafii błagając Boga o zmiłowanie i śpiewając pieśni ku czci Maryi. Upatrując w tym śnie natchnienia Bożego, zebrała ona niewinne młode Maryjki, ubrała je w białe szaty oraz welony i dała im w ręce gorejące kaganki - symbol ofiarnej miłości Bożej. Po spowiedzi i komunii świętej, z modlitwą i pieśnią maryjną na ustach rozpoczęły swą błagalną pielgrzymkę, obchodząc granice parafii gorlickiej. Pielgrzymkę zakończyły u stóp cudami słynącego obrazu Pana Jezusa w Kobylance.

Ich żarliwa modlitwa i ofiara spodobała się Bogu, gdyż zaraza w Gorlicach ustała. Wdzięczni parafianie gorliccy za cudowne ocalenie miasta od „morowego powietrza” wprowadzili na pamiątkę tych wydarzeń coroczną procesję Maryjek podczas obchodzenia uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny - 8 grudnia.

Najpierw był straszny nieurodzaj i głód, potem już tylko... cholera

Wiek dziewiętnasty to czas cholery, która wielokrotnie nawiedzała ziemię gorlicką. Epidemię tę do Polski przynieśli żołnierze rosyjscy, których przysłano do tłumienia powstania listopadowego. Do jej rozwoju przyczynił się głód, który był efektem wielu lat nieurodzaju. I tak podczas pomoru spowodowanego cholerą i tyfusem głodowym w latach 1831-1832 w samych tylko Lipinkach zmarło na te choroby 56 osób.

Oczywiście zaraza dotknęła też i Gorlic. Ilu mieszkańców miasta w tym czasie zmarło, nie wiadomo. Zachowały się jednak dokumenty świadczące, że magistrat udzielał pomocy finansowej mieszkańcom Gorlic dotkniętym chorobą czy głodem, w postaci pożyczek. I tak Szczepan Kotecki „krytycznego czasu roku 1831 na utrzymanie życia i ratowanie żony w chorobie od Szlachetnego Magistratu 10 zł pożyczył”.

Kolejne epidemie cholery związane były z klęską głodu i nawiedzały ziemię gorlicką w latach 1848-1850 oraz z dużym nasileniem w 1855 roku. W Dominikowicach wówczas wymarła ponad połowa mieszkańców.

Zmarłych chowano w różnych miejscach, często za wsią, gdzie powstawały cmentarze choleryczne, jak te na pograniczu Libuszy i Lipinek, w Dominikowicach, Regietowie Wyżnym czy też w Łużnej. O ich istnieniu przypomina dzisiaj tylko samotny krzyż lub kapliczka z postaciami św. Rozalii i św. Rocha - orędowników w czasie zarazy. Są one jedyną smutną pamiątką tych wydarzeń, podczas których bywało, że syn wiózł ojca na pochówek i sam umierał nad jego grobem.

Z tego ponurego okresu zachował się do naszych czasów jedyny drewniany krzyż przydrożny z Libuszy, zwany Bożą Męką. Obecnie zawieszony jest na starym kościółku.

Został on postawiony przez ówczesną społeczność libuską jako wotum dziękczynne za wybawienie od moru, o czym pisze Aleksander Brückner w „Encyklopedii Staropolskiej”.

Zdrowi stronili od domów z czarnym krzyżem na ścianach

W XX w. epidemia cholery pojawiła się w Gorlicach na początku I wojny światowej. I tym razem przynieśli ją żołnierze. Choroba ta szybko rozprzestrzeniła się wśród mieszkańców miasta. „W domu Sommera - wspomina Jan Sikorski - założono szpital choleryczny. Ciągłe jęki i wywożenie nieszczęśników stwarzały bardzo niemiłe i niebezpieczne sąsiedztwo. W kilka dni później ojciec mój ciężko zachorował i umarł w wielkich boleściach, a mnie wraz z matką osadzono w suterynach gmachu „Sokoła” (dawne kino „Wiarus” - przyp. red.), gdzie odbyliśmy 6-tygodniową przymusową kwarantannę. Na domu zaś, gdzie mieszkaliśmy, wymalowano czarny krzyż”.

Ostatnia duża epidemia nawiedziła ziemię gorlicką pod koniec I wojny światowej. Była to grypa hiszpańska, zwana popularnie „hiszpanką”. Umierali na nią przede wszystkim ludzie młodzi, powracający z wojennej tułaczki. Wtedy w samych tylko Gorlicach na tę chorobę zmarło około 60 osób. Wśród nich właściciel apteki i członek zarządu TG „Sokół” w Gorlicach Feliks Tarczyński.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska