1 lipca 2006 r. jechał na budowę do Zakopanego. W Msza-nie Dolnej od strony Rabki mknął jaguar parlamentarzysty. Auto Franciszka A. na łuku drogi zjechało na przeciwległy pas ruchu i uderzyło w bok forda, łamiąc go na pół.
Od tamtej pory śledczy na przemian umarzali i wznawiali sprawę wypadku. Pierwszy wyrok zapadł po czterech latach. Limanowski sąd uznał winę senatora, ale warunkowo umorzył postępowanie na dwa lata. Obie strony odwołały się od wyroku i w lipcu tego roku w Limanowej zapadł identyczny wyrok, od którego ponownie się odwołano. Apelację rozpatruje teraz Sąd Okręgowy w Nowym Sączu. Stanisław Wojtas chce prawomocnego orzeczenia, że do wypadku doszło z winy senatora, aby po ostatecznym zamknięciu postępowania karnego mógł ruszyć proces cywilny, który wytoczy PZU. Chce 106 tysięcy złotych odszkodowania za utracone zarobki. Tymczasem adwokat Franciszka A. konsekwentnie podważa tezę, że wypadek przyczynił się do finansowych tarapatów przedsiębiorcy. Sugeruje, że na stan jego zdrowia wpłynęły choroby, na jakie cierpiał w przeszłości.
- Od wypadku jeżdżę na rehabilitacje i komisje lekarskie. Jestem wrakiem człowieka - przekonuje Wojtas. Żyje z renty w wysokości 730 złotych. Musiał zamknąć firmę, padła też jego stadnina koni, gdyż nie miał funduszy na jej utrzymanie.
Z Franciszkiem A. nie udało nam się porozmawiać. Odłożył słuchawkę, kiedy usłyszał, że dzwoni do niego "Krakowska". Wypadek zaszkodził jego karierze politycznej. Od 2005 r. był senatorem PO. Po skończonej kadencji bezskutecznie starał się o reelekcję. Nie wszedł też do europarlamentu. W 2010 r. przegrał wybory na wójta rodzinnej Lipnicy Wielkiej. Obecnie zasiada w radzie nadzorczej kontrolowanej przez skarb państwa spółki zbrojeniowej Bumar.
Tak dawniej wyglądała droga Kraków - Tarnów [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!