Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Był nadzieją gór. Był...

Paulina Korbut, Iga Maliszewska
Wojciech Kozub na górskim szlaku
Wojciech Kozub na górskim szlaku Łukasz Depta
Był nadzieją tych, którzy liczyli, że w młodym pokoleniu Polaków odżyje duch zimowego himalaizmu. Świetny wspinacz z Krakowa, przewodnik górski Wojciech Kozub zginął pod Mont Blanc.

Czytaj także: Zabójstwo Marty Bryły: rodzina wciąż czeka na sąd dla zabójcy

Kiedy jesteś w wysokich górach i chmury zejdą niżej niż ty, możesz zobaczyć na nich swój cień. Często jest on otoczony tęczową aureolą. To widmo Brockenu - bardzo rzadkie zjawisko optyczne. Taternicy mówią, że kto zobaczy takie mamidło, na pewno zginie w górach. Klątwę można odczynić, wystarczy tylko zobaczyć widmo trzykrotnie....

Wojciech Kozub zginął w środę 6 lipca w lawinie kamiennej pod Mont Blanc. - Z Wojtkiem widmo Brockenu widzieliśmy kilkanaście razy, w pewnym momencie już przestaliśmy liczyć. W końcu to tylko taki przesąd - wspomina Łukasz Depta, przyjaciel Wojciecha Kozuba i towarzysz jego wielu wypraw. Zgrany team tworzyli od ponad 10 lat.

Dziadek był przewodnikiem tatrzańskim, ojciec, choć wybrał inną drogę zawodową, zawsze pozostał miłośnikiem gór. Pasją do górskich wędrówek Wojciech Kozub był więc zarażany od dziecka. Na poważnie zaczął się nimi interesować, gdy skończył liceum. Właśnie wtedy poznał Łukasza, który, rok młodszy, szybko został jego najwierniejszym górskim towarzyszem. Do czasu szkolnego rajdu w Pieninach, tylko się mijali na korytarzu. Z czasem odkryli, że łączy ich wspólna pasja - góry. Lubili się też wspinać na Skałkach Twardowskiego w Krakowie.

Na pierwszą poważną wyprawę wybrali się, gdy Łukasz zdał maturę. Wojciech skończył szkołę rok wcześniej, ale nie poszedł na studia - musiał dokończyć szkołę muzyczną i uzyskać dyplom z fortepianu. - Pojechaliśmy zimą na Kaukaz. Spędziliśmy tam miesiąc. Zdobyliśmy pierwsze doświadczenie. Zima pokazała nam, na co ją stać - wspomina Depta.

Łukaszowi udało się wtedy wejść na niższy, wschodni wierzchołek Elbrusu. Wojciech, który choć miał silniejszy organizm, zawsze trochę dłużej się aklimatyzował, zrezygnował ze zdobywania góry. Pogoda była tej zimy bardzo niełaskawa. - Od tego wyjazdu braliśmy udział w kolejnych wyprawach, nawet dwa razy w roku. Poznawaliśmy Alpy, na Elbrus też wróciliśmy. Wojtek nie lubił odpuszczać sobie góry - dodaje z uśmiechem Łukasz.

Pierwsze wyprawy były mocno niskobudżetowe. Gdzie się dało dojechać stopem, to łapali okazję.
Najbardziej wariacka była wyprawa na Pik Lenina. Fundusze pomógł zdobyć ich wspólny przyjaciel, Piotrek Sztaba, który załatwił kolegom "fuchę" - rozbiórkę altanki. Jak się okazało, nie tylko pieniędzy im brakowało, ale i przygotowania. - Jakimś cudem udało się nam przejechać Kazachstan i dotrzeć do Kirgistanu, choć na granicy uzbeckiej wyrzucono nas z pociągu, bo nie mieliśmy wiz... - wspomina Łukasz.

Pod Pik Lenina dotarli, bo podwieźli ich m.in. rosyjscy żołnierze wiozący paliwo do Afganistanu. Ale spory odcinek - 40 kilometrów - musieli pokonać na piechotę. Z niemożliwie ciężkimi plecakami wypełnionymi sprzętem. - Zabrakło nam pieniędzy na powrót do Polski. Musieliśmy po zejściu ze szczytu sprzedać nasz sprzęt - dodaje Depta.

Wojciech i Łukasz starali się wybierać góry mniej zatłoczone. Tym sposobem w 2006 roku trafili w Karakorum, gdzie wspólnie z Andrzejem Głuszkiem wytyczyli nowe trasy na ścianach w dolinie Thalle - w tym szczególnie drogę na dziewiczy, zachodni wierzchołek Honboro. Za tę wyprawę w 2007 roku dostali Kolosa, wyróżnienie na Krakowskim Festiwalu Górskim.

Trofea pozwoliły zespołowi starać się o sponsora i tak powstał PolarSport Team. - Przyjaźniłem się z Wojtkiem, przynosił do sklepu zdjęcia, ale nigdy nie obnosił się ze swoimi sukcesami. To była przyjemność sponsorować skromnego i otwartego człowieka, a przy tym wielkiego sportowca - opowiada Jan Korlatowicz z PolarSportu. - Razem z Wojtkiem nie czuliśmy także przymusu, żeby zabierać się tylko za "największe cyfry" i "najwyższe wysokości". Szczególnie jego cieszyło odkrywanie nowych, mało popularnych miejsc - dodaje przyjaciel Wojciecha.

Kozub przez kilka lat pracował jako przewodnik górski. - Zawsze mu się dziwiłem, kiedy mówił, że pomimo tego, że po raz setny idzie z jakąś wycieczką do Morskiego Oka czy na Giewont, to naprawdę lubi tę pracę. Miał podejście do dzieciaków, potrafił ich sobie tak zorganizować, że naprawdę go słuchały - śmieje się Łukasz.

W ambitnym projekcie "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015" zabrakło właśnie jednego zapalonego uczestnika. - Kiedy patrzyłem na Wojtka, widziałem, jak chodzi po górach, czułem się, jakbym widział siebie sprzed kilkudziesięciu lat - wspomina Artur Hajzer, kierownik projektu, znany himalaista. - Miał niezwykłą charyzmę. Jego górscy partnerzy z Krakowa chwytali jego pomysły, nadawał grupie ton. Straciliśmy wspinacza, który mógłby naprawdę wiele osiągnąć.

W góry Wojciech zabierał muzykę. Od szkoły muzycznej zostało mu zamiłowanie do klasyki, ale lubił też cięższe brzmienia. Przez kilka lat jego piwnica w domu była salą prób dla zespołu metalowego, którego był liderem. Nazywali się "Widmo Brockenu". - Grali ciężką, progresywną muzykę. Wojtek dbał o to, żeby to nie było bezmyślne tłuczenie na instrumentach. Miał w końcu muzyczne wykształcenie - dodaje Łukasz.

Pod szczyt często, oprócz wyposażenia taskali ze sobą też książki. Wojtek zaczytywał się w opisach wypraw. Jednak w ostatnim czasie coraz częściej sięgał po Biblię.

6 lipca 2011, masyw góry Mont Blanc. Wojciech Kozub z trójką innych wspinaczy przygotowuje się do zejścia tzw. drogą normalną. Chce dotrzeć do schroniska Tete Rousse. Około godz. 11. schodzi lawina kamienna. Czwórka Polaków jest w okolicy Grand Couloir, najniebezpieczniejszego miejsca na całej trasie. Wojciech ginie na miejscu. Ma zaledwie 30 lat.

W Polsce na jego powrót czekała żona Paulina i miesięczna córeczka - Natalia. Dla nich chciał ograniczyć swoje górskie wyprawy. - W ostatnim czasie, kiedy rozmawialiśmy o planach, to on częściej niż o górach, mówił o tym, że chce zbudować dla swojej rodziny dom. Miał już nawet upatrzoną działkę gdzieś pod Bochnią - mówi Łukasz.

Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail

Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska