Startowaliśmy do tego zadania z tak wygodnych pozycji jak poprzednio Szwajcaria i Austria, którym w ramach przygotowań wystarczyło odświeżyć linie na autostradach. Musieliśmy zrobić znacznie więcej i przeżywaliśmy narodową tremę, czy to wszystko się nam uda. Teraz mamy prawo do satysfakcji. Może nie wobec świata, w którym sprawność organizacyjna jest normą. Wobec siebie przede wszystkim. Euro podleczyło nasze kompleksy, choć wielu okazało się opornych na tę terapię.
W czerwcu i w ciągu tych pięciu lat, jakie minęły od ogłoszenia przez Michela Platiniego decyzji o przyznaniu Ukrainie i nam Euro, stało się też jasne, że nie da się kraju popchnąć do przodu czarodziejską różdżką, czyli hurraoptymistycznymi obietnicami polityków. Że zwyczajnie trzeba wydrzeć własnej niemożności każdy kilometr budowanej autostrady czy każdy odnowiony dworzec.
Euro do raju nas nie zaprowadziło. Jednak uświadomiło,że żyjemy w zwyczajnym kraju, wśród pracowitych ludzi, którzy mają czasem prawo do igrzysk. I już umieją się nimi cieszyć.To ostatnie jest bezcenne.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!